[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moje nowiny wesołe nie są - powiedziałem.- Podczas mojej nieobecności zawarłeś,jak słyszałem, znajomość z moim przyjacielem, Hieronimusem z Massilii?- Ach, tak! Słyszałem tę smutną wiadomość.Mój posłaniec zaniósł ode mniekondolencje do twojego domu.Poszedłbym sam, ale wolę się nie ruszać z domu.- Wiesz już o jego śmierci?- Posyłam codziennie niewolnika, żeby sprawdził nowe wpisy do księgi zmarłych.Dzisiaj trzeba trzymać rękę na pulsie, inaczej wydarzenia człowieka wyprzedzą.Nic bardziejnie wprawia w zakłopotanie, jak spotkać się z dawnym przyjacielem albo klientem i niewiedzieć, że umarł jego brat, syn czy ojciec.Człowiek wychodzi na obojętnego, by niepowiedzieć.zle poinformowanego.Tak, wiem już, że Hieronimus nie żyje.Jak to się stało?- Został zasztyletowany.Tu, na Palatynie.- Jak to? Tak na ulicy?- Mniej więcej.- Ależ to straszne! Wiadomo, kto to zrobił?- Jeszcze nie.- Ha! Cezar głosi, że zaprowadził w Rzymie porządek, ale bezprawia jest więcej niżkiedykolwiek.Tym bardziej nie ma po co wychodzić na ulicę.A więc, Gordianusie, tropiszzbrodniarza? Wróciłeś do starej roli Poszukiwacza i chcesz sprawiedliwości za Hieronimusa?Uganiasz się po mieście, odkrywając skandale, machlojki i co tam jeszcze?- Coś w tym rodzaju.- Przypomną ci się dobre stare czasy, co? Kiedy obaj byliśmy młodzi i dociekanieprawdy miało jakiś sens.Czy nasze wnuki będą jeszcze wiedziały, co to była republika? Jakdziałały sądy? Jeżeli mamy mieć króla, to chyba on sam będzie wymierzał sprawiedliwość.Koniec z ławnikami, dla starych adwokatów jak ja nie będzie już miejsca.W jego tonie słyszałem więcej tęsknoty niż goryczy lub złości.Skinąłem głowąwspółczująco.- Wracając do Hieronimusa, ciekaw jestem, jak się poznaliście? - spytałem.- Och, był u mnie parę razy.Podziwiał mój księgozbiór.Był bardzo wykształcony,wiesz? Rzadko się spotyka tak oczytanych ludzi.I cóż za pamięć! Mam stary zwój Homera,trochę uszkodzony przez wilgoć.Trzeba było uzupełnić tu i ówdzie po kilka wersów.Nieuwierzysz, ale Hieronimus potrafił z głowy wyrecytować brakujące fragmenty! Podyktował jeTironowi i księga jest znów kompletna.Tak, on był wzorem greckiego erudyty, żywymdowodem, że szkoła massylska zasługuje na swą dobrą opinię.Pokiwałem głową na znak zgody, uśmiechając się w duchu.Ciekawe, czy Cyceromówiłby o Hieronimusie równie ciepło, gdyby znał jego zapiski? Fragmenty raportów na jegotemat były napisane szczególnie kwiecistą prozą, jakby szpieg parodiował szpiegowanegomistrza retoryki:Stary satyr wydaje się zupełnie nieświadom, jak śmiesznie wygląda w oczach każdegopoza facetem, którego widuje w lustrze.Gdyby się choć przez chwilę zastanowił, umarłby naniewydolność serca, zmuszonego pompować krew do wielkiego rumieńca.Ta mała królewnaz wydętymi usteczkami, którą nazywa swoją pszczółką, prędzej czy pózniej go użądli.Niektórzy mówią, że ożenił się z nią właśnie dla miodu - tego złotego i brzęczącego; byletylko ta apiterapia mu wyszła na zdrowie.- Publilia! - zakrzyknął gospodarz, zrywając się z krzesła.Poszliśmy z Rupą za jegoprzykładem, gdyż w tej chwili do biblioteki weszła młoda pani domu.- Moja pszczółko! Nie słyszałem, jak wchodziłaś - powitał ją Cycero, spiesząc jej naspotkanie.Ujął jej pulchną rączkę, a drugą dłonią pogładził po jasnych włosach.- Pojawiaszsię i znikasz bezszelestnie jak motylek.Twoje drobne stopki ledwo dotykają ziemi!Rupa spojrzał na mnie, przewracając oczami.Z trudem się powstrzymałem odśmiechu.- Publilio, to jest mój stary przyjaciel Gordianus.A to jego syn Rupa.Dziewczynabyła delikatnej budowy, z okrąglutką buzią.Skłoniła mi się uprzejmie, po czym przeniosłaspojrzenie na Rupę, który jest właśnie takim typem młodzieńca, jaki podoba się większościnastolatek.Publilia taksowała go przez chwilę otwarcie, ale nagle zachichotała nerwowo ispuściła oczy.Cycero zdawał się nie rozumieć powodu jej zmieszania, ale wyraznie radowałgo jej dziewczęcy śmiech, zawtórował jej więc skwapliwie.- Ona jest taka wstydliwa! - wyjaśnił.- Nieprawda, nie jestem! - zaprotestowała, wyrywając ramię z uścisku.Zrobiłanadąsaną minkę, ale znów zerknęła na Rupę i się uśmiechnęła.- Ach, pewnieś się zmęczyła zakupami! - zaświergotał stary satyr.- A może to tenupał ci dokucza? Może powinnaś się zdrzemnąć, pszczółko.- Chyba mogłabym się.położyć.na chwilkę - zgodziła się, raz jeszcze spojrzeniemomiatając Rupę od stóp do głów.- Zwłaszcza jeśli wy, mężczyzni, zamierzacie rozprawiać onudnych starych księgach.- Akurat rozmawiamy o trupach i morderstwach - sprostowałem.- Ach! - Dziewczyna teatralnie zadygotała, aż się jej zatrzęsły piersi.Były zaskakującopełne jak na piętnastolatkę.- Gordianusie, przestraszyłeś ją! - powiedział z wyrzutem Cycero.- Powinieneś siębardziej miarkować w słowach.Przecież to jeszcze prawie dziecko.- Właśnie.- mruknąłem pod nosem.- No, zmykaj już, pszczółko.Napij się czegoś, ochłodz się.Niech cię któraś zniewolnic powachluje.Przyjdę do ciebie trochę pózniej.Pokażesz mi, jaki materiał sobiekupiłaś na stolę.- Czerwony muślin z Kos - powiedziała.- Tak lekki i zwiewny, że wszystko przezniego widać.Cycero przełknął ślinę, aż mu podskoczyło wydatne jabłko Adama.- Tak, tak.To zmykaj, zmykaj.- Twoja żona jest czarująca - stwierdziłem, gdy już zniknęła w korytarzu.- Czywniosła ci duży posag?W kręgach, w których Cycero się obracał, takiego pytania nie uważa się zaniestosowne.- Ogromny! - pochwalił się.- Ale nie dlatego ją poślubiłem - pospieszył zaraz zzapewnieniem.- O, wierzę.Jednakże to musiało być dla ciebie bolesne.po tylu wspólnych latachrozwieść się z Terencją.- Jestem silny, Gordianusie.- Cycero uśmiechnął się z przekąsem.- Skoro przeżyłemSullę i Cezara.jak dotąd.to, na Herkulesa, trzydzieści lat małżeństwa też mi niestraszne.- A jak ona to zniosła?- Terencja to skała, nie kobieta.- Uśmiech zgasł mu na ustach.- Jest niezniszczalna.Dożyje stu lat, zobaczysz.Nie musisz się o nią martwić.Gdybym miał się martwić, to raczej o ciebie, pomyślałem.Jak to mawiali Etruskowie?Nie ma większego głupca niż stary głupiec.Ugryzłem się jednak w język
[ Pobierz całość w formacie PDF ]