[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No dobra.Tylko najpierw każ im się umyć.Jackson zerknął z ukosa na Vicki.A ten Thurmond Rogers - ten durny pieprzony Wół, co to myśli sobie, że Amatorzy nawet się nie myją - zapytał zaraz ostrym tonem:- Czy oni są teraz z tobą? W twoim domu?!Przed holoscenę wyszła teraz Vicki.We wdzięcznie uniesionych palcach trzymała dojrzałą truskawkę.Jej kombinezon był tak samo ubłocony jak kombinezon Lizzie, za to jeszcze starszy.Jej genomodyfikowane fioletowe oczy płonęły.- Tak, Thurmond, jesteśmy tutaj.Ale nie martw się, zostaliśmy odwszeni.- Kim pani jest? - zapytał Thurmond.Vicki posłała mu słodki uśmiech i skubnęła swoją truskawkę.- Nie pamiętasz mnie, Thurmond? Na przyjęciu ogrodowym u Cazie Sanders, w zeszłym roku?- Jackson, co tam się dzieje? To Wołówka, dlaczego.- Do Kelvin-Castner przyjedzie nas pięcioro - wpadła mu w słowo Vicki.- Jestem nianią dziecka.Do zobaczenia, Thurmond.- Jackson.- zaczął Thurmond.- No to w południe - zagadał go pospiesznie doktor Aranow.- Dzięki, Thurmond.Caroline, to wszystko.Holoscena pociemniała.Lizzie obserwowała, jak doktor Aranow i Vicki mierzą się wzrokiem.Przerzuciwszy Dirka na drugą rękę - robi się ciężki - Lizzie czekała, aż Vicki zacznie się drzeć na doktora Aranowa za to, że pozwolił ich nazwać „okazami”, albo doktor Aranow zacznie się drzeć na Vicki za to, że mu schrzaniła rozmowę.Ale zamiast tego wszystkiego doktor Aranow zapytał:- Naprawdę spotkałaś Thurmonda Rogersa u Cazie?- Nie - odparła Vicki.- Widzę go po raz pierwszy w życiu.Ale teraz zajeździ sobie mózg, próbując sobie przypomnieć, co to było za przyjęcie.- Wątpię.- A ja nie.Ty naprawdę nie wiesz, jak się w to gra, co, Jackson?- Nie sądziłem, że w cokolwiek gramy.- No, z pewnością nie w sprawie tego neurofarmaceutyku.A przy okazji, kto ma być tym twoim dorosłym okazem? Lizzie, nie stój tak i nie gap się na nas gniewnie, kiedy z ust cieknie ci ślina.Jak jesteś głodna, zjedz sobie truskawek.Genomodyfikowane i wyśmienite.Lizzie miała ochotę powiedzieć „nie” - jak to jest, że Vicki zawsze musi wszystkimi rządzić, nawet tu, w domu doktora Aranowa? Ale była za bardzo głodna.Usiadła naburmuszona na jednym z pięknych, rzeźbionych krzeseł, przyciskając Dirka mocno, i zaczęła częstować się wszystkim, co miała w zasięgu ręki.- Polecimy z powrotem do obozu i sprowadzimy Shockeya - oznajmił doktor.- Dlaczego akurat Shockeya? - spytała Vicki.- Billy także to wdychał, a będzie znacznie bardziej skłonny do współpracy.Albo nawet Annie.- Nie, Billy jest już za stary, a Annie przyłożyliśmy plaster, zmieniając pierwotne uwarunkowania.Thurmond nie uznałby ich za idealne przedmioty badań.Przemiany behawioralne Shockeya są chyba najgłębsze.to musi mieć coś wspólnego z ciałami migdałowatymi.- Z czym? - zapytała Lizzie, żeby im przypomnieć, że też tu jest.Dirk zaczął marudzić, więc usadziła go na kolanach, żeby dać mu truskawkę.- To taka część mózgu, która wywołuje strach i obawę przed.co się dzieje z Dirkiem?Dirk rozwrzeszczal się na kolanach Lizzie.Odpychał się małymi stopkami, tłuste rączki przycisnął mocno do tułowia.Twarzyczkę wykrzywiał strach.Wił się cały w jej objęciach, próbując zejść, próbując gdzieś uciec.W jego wyciu dało się wyczuć czysto zwierzęcy strach, kiedy Lizzie wyciągnęła ku niemu coś dotąd mu nie znanego, coś, czego nie widział nigdy przedtem: idealną, czerwoną i dojrzałą truskawkę.- Śpi - powiedziała Vicki.- Chodź, Lizzie.- Gdzie mam iść? - Nie miała ochoty zostawiać Dirka samego.Leżał w pokoju dziennym Aranowów na miękkim, kolorowym kocu, który Lizzie zdjęła z jednej z białych kanap.Dirk rzucał się i krzyczał tak strasznie, że w końcu doktor Aranow przylepił mu na szyi jakiś mały plasterek.Żeby zasnął - jak powiedział.Lizzie siedziała teraz na jednej z kanap, która wygodnie dopasowała się do jej wszystkich zaokrągleń, i wściekała się na Vicki.Doktor Aranow z początku nie chciał pojechać sam po Shockeya.Lizzie nie miała pojęcia, co mu w końcu Vicki nagadała, że się zgodził, ani dlaczego Vicki chciała tu zostać, ani co ona, Lizzie, przez resztę życia będzie robić z dzieckiem, którego przeraża byle truskawka.Czuła się wyczerpana.- Chcę porozmawiać z Theresą - oznajmiła Vicki.- A ty nie masz ochoty poszperać trochę w systemach? Aranow ma Caroline VIII.Caroline VIII.Do tej pory Lizzie tylko o nim słyszała.Nagle zapragnęła wejść w ten system, bardziej niż pragnęła czegokolwiek w swoim życiu.Jest w stanie go przeszperać.Jest w stanie go zrozumieć.Nie tak jak wszystko inne, co tak nagle eksplodowało w jej życiu.- Dirkowi nic nie będzie, ten plaster wystarczy na kilka godzin.No chodź, Lizzie.Ustanówmy przyczółki.Lizzie nie wiedziała, co to są przyczółki, ale nie spytała.Niemniej jednak poszła za Vicki do jadalni, gdzie w razie czego mogła usłyszeć płacz Dirka.Na stole dalej znajdowało się mnóstwo jedzenia.- System Jacksona wywołuje się głosem - powiedziała Vicki, a Lizzie roześmiała się i sięgnęła po talerz.- Naprawdę się spodziewasz, że to mnie powstrzyma?- Najwyraźniej nie.Do zobaczenia.Idę poszukać Theresy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]