[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Pan umie bardzo dobrze chodzić koło interesów — mawiał Hudig udając zafrasowanie, przy czym pogodna, okrągła jego twarz pochmurniała.Ciekawym, czy też się śmiał sam do siebie, kiedy wyszedłem już z biura; przypuszczam jednak, że nie, ponieważ dyplomaci, czynni lub dymisjonowani, odnoszą się do własnej osoby i do swych kawałów z wzorową powagą.Lecz zdołał mię prawie przekonać, że pod każdym względem zasługuję na to, aby mi powierzono dowództwo.A zamiast tego nastąpiły trzy miesiące zgryzoty, przykrych rozpamiętywań, wyrzutów sumienia i fizycznego bólu, aby dać mi dobrą naukę i wbić mi w pamięć brak mego doświadczenia.Tak, statkowi trzeba dogadzać ze znajomością rzeczy.Trzeba się odnosić z szacunkiem i zrozumieniem do tajemnic tkwiących w jego kobiecej naturze, a wówczas będzie wiernym towarzyszem wśród nieustannej walki z mocami, których zwycięstwo nie okrywa hańbą pokonanego.Stosunek wiążący człowieka z jego statkiem jest poważny.Statek ma swoje prawa, jakby mógł oddychać i mówić; i są naprawdę okręty, które, jeśli trafią na odpowiedniego człowieka, zdobędą się na wszystko; brak im tylko mowy.Statek nie jest niewolnikiem.Trzeba mu dogadzać w czasie podróży i nie zapominać, ze należą mu się w pełni nasze myśli, cała nasza umiejętność i poświęcenie Jeśli człowiek pamięta bez wysiłku o tym zobowiązaniu, jakby je czuł instynktownie w głębi jestestwa, okręt będzie dla niego żeglował, zatrzymywał się, pędził póki mu starczy sił, lub jak morski ptak spoczywający na gniewnych falach przetrzyma najcięższą z burz, podczas których człowiek wątpił, czy wyżyje i ujrzy jeszcze wschód słońca.Statki zapóźnione i statki przepadłeXVISzukam często w dziennikach ze smutnym zaciekawieniem szpalty poprzedzonej nagłówkiem: „Z żeglugi”.Spotykam tam nazwy znanych mi ongiś okrętów.Co rok niektóre z tych nazw znikają — nazwy dawnych przyjaciół.Tempi passati.Różne rubryki tych wiadomości ułożone są w pewnym porządku, a układ treściwych nagłówków zmienia się bardzo nieznacznie.Na początku mamy rubrykę: „Spotkania” — raporty o statkach napotkanych i, sygnalizowanych na morzu; wymienia się tam nazwę statku, portu, skąd statek idzie i dokąd, ile dni jest w podróży, a kończy się zwykle słowami: „Wszystko w porządku”.Dalej następują: „Rozbicia i wypadki”, długi szereg notatek, chyba że pogoda była piękna i przyjazna dla okrętów na całym świecie.W niektóre dni ukazuje się nagłówek: „Statki zapóźnione” — złowieszcza groźba zatracenia i smutku ważąca się jeszcze na szalach losu.Jest coś złowróżbnego dla marynarza w samym zestawieniu liter, które tworzą ten wyraz, jasny w swej treści i rzadko grożący na próżno.Jeszcze tylko kilkanaście dni — przerażająco mało dla serc, które postanowiły dzielnie wierzyć wbrew wszelkiej nadziei — może trzy tygodnie, może miesiąc, a nazwy statków spod groźnego nagłówka: „Statki zapóźnione” pojawią się znowu w dziale: „Z żeglugi”, lecz tym razem pod nieodwołalnym stwierdzeniem: „Statki przepadło”.„Statek albo bark, albo bryg — ten a ten, który opuścił ten a ten port, z takim a takim ładunkiem, dążąc do tego a tego portu, wyszedł w dniu tym a tym, widziany na morzu tego a tego dnia i odtąd nigdzie już nie spotkany, został uznany dziś za przepadły.” Oto jest ściśle oficjalna forma pogrzebowych mów dla okrętów, które — może znużone długą walką, a może zaskoczone, co się zdarza i najostrożniejszym z nas — uległy nagłemu ciosowi wroga.Któż to wie? Może ludzie na poległym statku żądali od niego zbyt wiele, może wyzyskiwali ponad miarę niezłomną jego wierność, jak gdyby wrobioną i wkutą w to zbiorowisko żelaznych wręg i poszycia, drewna i, stali, i płócien, i lin stalowych, które się składają na statek — doskonały twór obdarowany siłą, indywidualnością, zaletami ł wadami przez ludzi i spuszczony ich rękami na wodę; twór, z którym inni ludzie zawrą znajomość bardziej zażyłą niż stosunek łączący człowieka z człowiekiem, który pokochają miłością prawie równie wielką jak miłość mężczyzny do kobiety i często równie ślepą w zapoznawaniu wad i ułomności.Trafiają się okręty o złym imieniu, ale nie spotkałem jeszcze żadnego, którego załoga nie ujęłaby się za nim i nie odparła z gniewem wszelkiej krytyki.Przypominam sobie statek, o którym mówiono, że zabija jednego człowieka w czasie każdej podróży.Nie była to potwarz, a jednak pamiętam dokładnie — działo się to w połowie lat siedemdziesiątych — iż załoga tego statku była raczej dumna z jego sławy, jakby się składała z zepsutych do cna desperatów, chełpiących się spółką z ohydnym stworem.My, którzyśmy należeli do załóg innych statków zacumowanych przy Circular Quay w Sydney, kręciliśmy głową nad tym statkiem w wyraźnym poczuciu nieskazitelnej cnoty naszych własnych ukochanych okrętów.Nie wymienię jego nazwy.Jest obecnie statkiem „przepadłym” po złowrogiej, lecz z punktu widzenia swych właścicieli korzystnej karierze, która trwała wiele lat i, że tak powiem, objęła wszystkie oceany naszego globu.Ten statek zabijający człowieka za każda podróżą stał się może stopniowo jeszcze większym mizantropem wskutek kalectw, które z latami spadaj? na każdy okręt, i postanowił zgładzić na raz całą załogę, zanim opuści arenę swoich wyczynów.Życiu wypełnionemu pożytkiem i zbrodnią odpowiada taki koniec: ostatni wybuch złowieszczej namiętności, zaspokojonej w pełni może podczas jakiejś szalonej nocy wśród poklasku wichru i fal.Jakim sposobem tego dokonał? W słowie „przepadły” jest straszliwa głębia domysłów i niepewności.Czy zapadł się szybko pod nogami załogi, czy też opierał się do końca, pozwalając morzu roztrzaskać siebie na kawałki, obluzować złącza, pogiąć wręgi, obciążyć kadłub wzrastającym ciągle ciężarem słonej wody i — pozbawiony masztów, bezwładny, przewalając się ciężko na burty, ogołocony z łodzi i wszystkiego, co jest na pokładzie — zadręczył prawie na śmierć swoich ludzi nieustanną pracą przy pompach, nim zapadł się z nimi jak głaz?Lecz taki wypadek rzadko chyba się zdarza.Wyobrażam sobie, że jakąś tratwę zawsze się uda sporządzić; nawet gdyby nikogo nie wyratowała, unosiłaby się na powierzchni i zostałaby znaleziona, dając może jakieś wskazówki co do nazwy zaginionego statku.W takim razie ów statek nie byłby właściwie „przepadły”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]