[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A kiedy dziewczyna ma kłopoty, kiedyjest sprawa, kiedy w sprawie jest policja i zadaje pytania, tożaden człowiek przy zdrowych zmysłach nawet nie piśnie, żetę dziewczynę w ogóle widział. Hallam wziął papierosa,którym poczęstował go Robert. Szukają albo kierowcyciężarówki, albo kogoś w tym rodzaju dodał. Tak powiedział Robert i zamyślił się. Co pan o niejsądzi, Hallam? O dziewczynie? Nie wiem.Miłe dziecko.Robi wrażenieszczerej.Mogłaby być moją córką.Blair uznał, że to doskonały przykład tego, z czym przyjdziewalczyć, w razie gdyby doszło do sprawy.Każdy wrażliwymężczyzna za barierką dla świadków zobaczy po prostuwłasną córkę.Nie dlatego, że była zabłąkanym, opuszczonymdzieckiem, ale właśnie dlatego, że nim nie była.Przyzwoityszkolny płaszczyk, mysia fryzura, młoda twarz bez makijażu,ze wzruszającymi dołkami poniżej kości policzkowych,szeroko osadzone, szczere oczy taką postać przybierająmarzenia prokuratorów o poszkodowanej. Taka jak inne dziewczyny w jej wieku Hallam wciążsnuł wątek. Nic nie mam przeciwko niej. A więc nie ocenia pan ludzi na podstawie koloru ich oczu powiedział powoli Robert, wciąż myśląc o dziewczynie. Co takiego? Nie oceniam! krzyknął Hallam, zaskakującRoberta.Proszę mi wierzyć, o ile mogę coś powiedzieć na tentemat, że jest taki szczególny odcień błękitu w oczach,niemowlęcy, który wydaje wyrok na człowieka, zanim tenzdąży otworzyć usta.To kłamcy budzący zaufanie, co dojednego. Przerwał i zaciągnął się papierosem. Zeskłonnością do morderstw, to także, jak się zastanowić,chociaż niewiele miałem do czynienia z mordercami. Przestraszył mnie pan powiedział Robert. Będę odtąd obchodził z daleka wszystkich błękitno-okich, rzecz jasna z tym niemowlęcym odcieniem.Hallam wyszczerzył zęby. Póki sprawa nie będziedotyczyła pańskiego portfela, nie musi pan się przejmować.Błękitnooki kłamie tylko dla pieniędzy.A morduje tylkowówczas, kiedy za bardzo zaplącze się we własne kłamstwa.Prawdziwe znamię mordercy to nie kolor oczu, ale ich oprawa. Oprawa? Tak.Są oprawione bardzo odmiennie.Oczy.To znaczyjedno inaczej niż drugie.Wyglądają wtedy, jakby pochodziły zróżnych twarzy. Myślałem, że pan niewiele miał z tym do czynienia. Rzeczywiście, ale studiowałem opisy wszystkich spraw,no i badałem zdjęcia.Zawsze byłem zdziwiony, że żadna zksiążek poświęconych morderstwom nic o tym nie wspomina,chociaż to się tak często przytrafia.Asymetria osadzenia. Więc to jest tylko pańska teoria? Rzeczywiście, to wynik moich własnych obserwacji.Powinien pan się tym zainteresować.Fascynujące.Dochodziłem do tego stopniowo, kiedy teraz o tym pomyślę. Spacerując ulicami? Nie, nie było tak zle.Zledziłem każdą nową sprawę omorderstwo, po kolei.Czekałem na fotografię sprawcy.Akiedy dostawałem ją, myślałem: No właśnie! A niemówiłem? A kiedy pojawia się fotografia, na której oczy rozstawionesą symetrycznie, z matematyczną precyzją? To się zdarza prawie zawsze, kiedy morderstwo możnauznać za przypadek; tu chodzi o ten rodzaj zabójstwa, któregow określonych okolicznościach może dokonać każdy. A kiedy wpadnie panu do ręki fotografia wielebnegopastora z Nether Dumbleton, który z okazji pięćdziesiątejrocznicy posługi kapłańskiej, pełnej poświęcenia, jest właśnieuroczyście obdarowywany przez wdzięcznych parafian, izauważy pan, że oczy pastora różnią się od siebie w sposóbwręcz dziki, to do jakiego pan dochodzi wniosku? %7łe jest zadowolony z żony, że słuchają go dzieci, żeuposażenia starcza mu w stosunku do potrzeb, że nie ma żyłkido polityki, dobrze żyje z miejscowymi potentatami i dane mujest zajmować się tym czym chce. Wygląda na to, że pan bez trudu potrafi jednocześniemieć ciastko i zjeść ciastko7. Hm mruknął rozczarowany Hallam. Raczej wygląda7 Aluzja do popularnego angielskiego przysłowia o ciastku, którego niemożna jednocześnie mieć i zjeść: albo-albo.na to, że prawniczy umysł marnuje ciekawe policyjneobserwacje.Zdawało mi się dodał, podnosząc się do wyjścia że prawnik powinien być zadowolony, kiedy ot, tak sobie,otrzymuje poufne wskazówki, które ułatwiają ocenę zupełnieobcych ludzi. Dopiął pan tego oświadczył Robert że zdeprawowałpan niewinnego człowieka.Od tej pory nie będę w staniespojrzeć na nowego klienta, bez podświadomego zwracaniauwagi na kolor oczu i symetryczność ich osadzenia. Zawsze to coś.Czas już poznać parę prawd o życiu. Dziękuję, że zechciał pan przyjść i opowiedzieć o sprawiez Franchise Robert wrócił do powściągliwego tonu. W tym mieście telefon jest urządzeniem niemal takdyskretnym jak radiostacja odrzekł Hallam. Jeszcze raz dziękuję.Zaraz dam znać paniom Sharpe.Hallam wyszedł, a Robert podniósł słuchawkę.Hallam miał rację, przez telefon nie można było rozmawiaćswobodniej, ale tyle Robert mógł powiedzieć, że zarazprzyjedzie, a wiadomości są pomyślne.To powinno zdjąć imciężar z serca.Powinna to być również pora tu zerknął nazegarek codziennego odpoczynku pani Sharpe, istniaławięc nadzieja, że uda się ominąć starego smoka.I, rzeczjasna, istniała też nadzieja na rozmowę w cztery oczy zMarion Sharpe, aczkolwiek ta akurat myśl tkwiła wzakamarku świadomości, nie dopowiedziana.Ale telefon nie odpowiadał.Z pomocą znudzonej i opieszałej telefonistki z centraliwydzwaniał przez dobrych pięć minut, bez skutku.PańSharpe nie było w domu.Kiedy Robert wciąż jeszcze był zaabsorbowany telefonistkąi centralą, do pokoju wparadował Nevil Bennet, jak zwyklewystrojony w wyzywający tweedowy garnitur, różowąkoszulę i purpurowy krawat.Robert, zerkając w jego stronę znad aparatu, po raz setny zastanawiał się, co będzie ze spółkąBlair, Hayward i Bennet, kiedy spod solidnego zarząduBlaira przejdzie ona w końcu w ręce tej oto młodej latorośliBennetów.Chłopak miał głowę na karku, to fakt, ale wMilford z samą tylko głową na karku niedaleko się zajdzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]