[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skupiła się, przyciskając pięści do skroni.Bonhart momentalnie pojął, co się święci,rzucił się ku niej.Ale było za pózno.W uszach Ciri zaszumiało, coś błysnęło.Udało się,pomyślała z triumfem.I od razu pojęła, że triumf był przedwczesny.Pojęła to, słysząc wściekłe wrzaski iklątwy.Fiasku winna była chyba złą, wroga i paraliżująca aura tego miejsca.Przeniosła sięniedaleko.Nawet nie poza zasięg wzroku - w przeciwny kraniec galerii.Niedaleko odBonharta.Ale poza zasięg jego rąk i jego miecza.Przynajmniej chwilowo.Zcigana jego rykiem, Ciri odwróciła się i pobiegła.* * *Przebiegła długim i szerokim korytarzem, śledzona martwymi spojrzeniamialabastrowych kanefor podtrzymujących arkady.Skręciła raz, potem drugi raz.Chciała zgubići zmylić Bonharta, nadto kierowała się ku odgłosom walki.Tam, gdzie walczono, byli jejprzyjaciele.Wpadła do wielkiego, okrągłego pomieszczenia, pośrodku którego stała na marmurowymcokole rzezba przestawiająca kobietę z zakrytą twarzą, najpewniej boginię.Z pomieszczeniawychodziły dwa korytarze, oba dość wąskie.Wybrała na chybił trafił.Oczywiście wybrałazle.- Dziewka! - ryknął jeden ze zbirów.- Mamy ją!Było ich zbyt dużo, by mogła ryzykować walkę, nawet w wąskim korytarzu.A Bonhartbył już pewnie blisko.Ciri zawróciła i rzuciła się do ucieczki.Wpadła do sali z marmurowąboginią.I zmartwiała.Przed nią stał rycerz z wielkim mieczem, w czarnym płaszczu i hełmie ozdobionymskrzydłami drapieżnego ptaka.Miasto płonęło.Słyszała ryk ognia, widziała trzepoczące płonienie, czuła gorąco pożaru.W uszach miała rżenie koni, wrzask mordowanych.Skrzydła czarnego ptaka załopotałynagle, zakryły sobą wszystko.Na pomoc!Cintra, pomyślała, przytomniejąc.Wyspa Thanedd.Doścignął mnie aż tu.To demon.Jestem osaczona przez demony, przez koszmary z moich snów.Za mną Bonhart, przede mnąon.Słychać było krzyki i tupot nadbiegających pachołków.Rycerz w hełmie z piórami zrobił nagle krok.Ciri przełamała strach.WyszarpnęłaJaskółkę z pochwy.- Nie dotkniesz mnie!Rycerz znowu postąpił, a Ciri ze zdumieniem spostrzegła, że za jego płaszczem kryje sięjasnowłosa dziewczyna uzbrojona w krzywą szablę.Dziewczyna jak ryś przemknęła obokCiri, ciosem szabli rozciągnęła na posadzce jednego z pachołków.A czarny rycerz, o dziwo,zamiast zaatakować Ciri, potężnym cięciem rozpłatał drugiego zbira.Pozostali cofnęli się wkorytarz.Jasnowłosa dziewczyna rzuciła się ku drzwiom, ale nie zdążyła ich zamknąć.Choćgroznie wywijała szablą i wrzeszczała, pachołkowie wypchnęli ją spod portalu.Cirispostrzegła, jak jeden dzgnął ją sulicą, zobaczyła, jak dziewczyna pada na klęczki.Skoczyła,od ucha tnąc Jaskółką, z drugiej strony, straszliwie siekąc drugim mieczem, podbiegł CzarnyRycerz.Jasnowłosa dziewczyna, wciąż na kolanach, dobyła zza pasa siekierkę i cisnęła nią,trafiając jednego z drabów prosto w twarz.Potem dopadła drzwi, zatrzasnęła je, a rycerzspuścił zasuwę.- Uff - powiedziała dziewczyna.- Dąb i żelazo! Trochę potrwa, zanim się przez toprzerąbią!- Nie będą tracić czasu, poszukają innej drogi - ocenił rzeczowo Czarny Rycerz, po czymspochmurniał nagle, widząc przesiąkającą krwią nogawkę dziewczyny.Dziewczyna machnęłaręką, że to nic.- Umykajmy stąd - rycerz zdjął hełm, spojrzał na Ciri.- Jestem Cahir Mawr Dyffryn, synCeallacha.Przybyłem tu razem z Geraltem.Tobie na ratunek, Ciri.Wiem, że toniewiarygodne.- Widziałam niewiarygodniejsze - burknęła Ciri.- Daleką drogę przebyłeś.Cahirze.Gdzie jest Geralt?Patrzył na nią.Pamiętała jego oczy z Thanedd.Ciemnobłękitne i miękkie jak atłas.Aadne.- Ratuje czarodziejkę - odpowiedział.- Tę.- Yennefer.Idziemy.- Tak! - powiedziała jasnowłosa, improwizując opatrunek na udzie.- Trzeba skopaćjeszcze kilka dup! Za ciotkę!- Idziemy - powtórzył rycerz.Ale było za pózno.- Uciekajcie - szepnęła Ciri, widząc, kto nadchodzi korytarzem.- To jest diabeł wcielony.Ale on chce tylko mnie.Was nie będzie ścigał.Biegnijcie.Pomóżcie Geraltowi.Cahir pokręcił głową.- Ciri - powiedział łagodnie.- Dziwię się temu, co mówisz.Jechałem tu z końca świata,by cię odnalezć, ocalić i obronić.A ty chciałabyś, bym teraz uciekł?- Nie wiesz, z kim masz do czynienia.Cahir podciągnął rękawice, zdarł płaszcz, owinął go wokół lewego ramienia.Machnąłmieczem, zakręcił nim, aż zafurczało.- Zaraz będę wiedział.Bonhart, dostrzegłszy trójkę, zatrzymał się.Ale tylko na chwilę.- Aha! - powiedział.- Odsiecz przybyła? Twoi kompani, wiedzminko? Dobrze.Dwojemniej, dwoje więcej.Różnicy to nie czyni.Ciri nagle doznała olśnienia.- Pożegnaj się z życiem, Bonhart! - wrzasnęła.- To twój koniec! Trafiła kosa na kamień!Przesadziła chyba, złowił fałsz w jej głosie.Zatrzymał się, spojrzał podejrzliwie.- Wiedzmin? Doprawdy?Cahir zawinął mieczem, stając w pozycji.Bonhart nie drgnął.- W młodszych, niż myślałem, czarownica gustuje - zasyczał.- Spójrz bo, junaku, tutaj.Rozchełstał koszulę.W jego pięści błysnęły srebrne medaliony.Kot, gryf i wilk.- Jeśliś naprawdę wiedzminem - zgrzytnął zębami - to wiedz, że twój własny znachorskiamulet zaraz ozdobi moją kolekcję.Jeśli wiedzminem nie jesteś, będziesz trupem, nimzdołasz oczami zamrugać.Mądrze byłoby tedy zejść mi z drogi i umykać, gdzie pieprz rośnie.Ja chcę tej dziewki, do ciebie rankoru nie mam.- Mocnyś w gębie - rzekł spokojnie Cahir, młynkując ostrzem.- Sprawdzimy, czy nietylko.Angouleme, Ciri.Uciekajcie!- Cahir.- Biegnijcie - poprawił się - na pomoc Geraltowi.Pobiegły.Ciri podtrzymywała utykającą Angouleme.- Sam tego chciałeś - Bonhart zmrużył blade oczy, postąpił, obracając mieczem.- Sam tego chciałem? - powtórzył głucho Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach.- Nie.Takchce przeznaczenie!Skoczyli ku sobie, ścięli się szybko, otoczyli dziką migotaniną kling.Korytarz napełniłsię szczękiem żelaza, od którego, zadawało się, drży i kołysze się marmurowa rzezba.- Niezłyś - charknął Bonhart, gdy się rozłączyli.- Niezłyś, junaku.Ale żaden z ciebiewiedzmin, mała żmija oszukała mnie.Już po tobie.Szykuj się na śmierć.- Mocnyś w gębie.Cahir odetchnął głęboko.Starcie przekonało go, że z rybiookim ma nikłe szanse.Typ byłdla niego za szybki i za silny.Jedyną szansą było to, że się spieszył, by ścigać Ciri
[ Pobierz całość w formacie PDF ]