[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Może i diablica, ale on używał określenia „diabeł”.Powiada, że nie wie, czy ten diabeł go uszkodził.Owszem, przestraszył się, przewrócił, a diabeł go potem związał i omotał szmatami.Twierdzi, że chichotał przy tym szatańsko.— Nawet logiczne, niby jak ma chichotać diabeł, jak nie szatańsko — wtrącił znów Werbel.— Uspokójcie się! — zażądał gniewnie kapitan Frelkowicz.— Po jaką cholerę w ogóle przychodzicie mi tu z tym diabłem?!— Bo jemu się w nerwach wyrwało coś więcej.Jakaś taką uwagę zrobił, powtórzyć nie umiem, bo się mocno jąkał od szoku, ale z sensu wynikło, że diabeł zawsze fałszował forsę.Także złoto.Było złoto, a potem próchno.Fałszowanie mnie tknęło, może nie ma związku, ale na wszelki wypadek mówię.Chciałem się porządniej dowiedzieć, nie dało rady, jak tylko oprzytomniał, wyparł się wszystkiego z wyjątkiem diabła w piwnicy.Nawet z kozła się wycofał, jeszcze tylko trzymał się tego czarnego z rogami w ludzkiej postaci.No, a potem łapiduchy go wzięły i przepadło, łeb miał rozwalony bardzo przyzwoicie.— Kto to w ogóle był?— Właściciel, Roszczykowski niejaki.Kupił tę ruinę i remontuje, przyjechał popatrzeć i coś tam sprawdzić, czy jakieś rzeczy przywieźli.Nic nie sprawdził, bo go diabeł załatwił, a jeszcze przedtem słyszał, owszem, że w tym dworze straszy, ale nie wierzył.Na zakończenie mamrotał, że on mu jeszcze pokaże.— Komu?— Nie wypowiedział się.Zrozumiałem, że temu diabłu.— Gdzie Jarzębski?— Chyba u siebie, bo wiem, że już przyszedł — odparł podporucznik Werbel, odgadując, iż pytanie zostało skierowane do niego.— Niech tu przyjdzie!Podporucznik Jarzębski znalazł się po paru minutach i został wtajemniczony w kwestię czynników nadprzyrodzonych.Zainteresował się co najmniej tak, jakby w planach miał kilka sabatów.— Co do kozła — dołożył jeszcze wywiadowca — to od miejscowych wiem, że jest tam taka czarna koza, która lubi sobie po figlować.Na rogi bierze, ale ma to być zabawa.Przeważnie luzem chodzi, na sznurku się źle czuje, mleczna.— Mleczny diabeł to rzadka rzecz — zauważył w zadumie Jarzębski.— Chyba tam pojadę.Pewności nie mam, ale melinę sobie ulokowali gdzieś pod Warszawą.Za Tarczynem, to jeszcze ciągle jest pod Warszawą, a nie na przykład pod Gdańskiem.A diabli wiedzą, może tam.— Jak widać, diabli wiedzą z całą pewnością^— mruknął jadowicie podporucznik Werbel.— Ty się nie natrząsaj, tylko jedź ze mną.— Jedźcie obaj razem i zejdźcie ze mnie z tym diabłem —zarządził kapitan Frelkowicz.— Jeszcze chcę wiedzieć, gdzie Zduńczyk, czy on tam zamieszkał, w tym Konstancinie? Co za sprawa jakaś cholerna, wszystko mi z rąk wyłazi, lada chwila bez rozbijania czerepu zacznę widzieć dookoła siły nieczyste.A uprzedzali mnie, podobno to ta Chmielewska.Jak jest w coś wplątana, to już gwarantowane, że od tego można zwariować.— Która Chmielewska? — zainteresował się podporucznik Werbel i sam widok wyrazu twarzy kapitana wymiótł go z pokoju.Towarzystwo zwierzchnika, który akurat dostał szału, nigdy nikomu nie wyszło na zdrowie.W Pojednaniu pracowała pilnie ekipa budowlana.Obaj podporucznicy, Werbel i Jarzębski, obejrzeli wszystko, cokolwiek im było dostępne.Informację, że właściciel leży w grójeckim szpitalu, uzyskali bez trudu.Posiadacz czarnej kozy nie ukrywał zwierzątka i mogli na nie patrzeć do upojenia.Piwnica, w której objawił się duch nieczysty, na pierwszy rzut oka nie budziła żadnych podejrzeń.Dokonali zatem drugiego rzutu oka, przyświecając sobie potężnym reflektorem, bo zarówno okienko jak i żarówka u sufitu dawały światła tyle, co kot napłakał.— A jednak — stwierdził z satysfakcją podporucznik Werbel.— Popatrz, coś było wleczone po tym całym kurzu, śmieci świadczą.Popatrz mówię, bo coś mi się dziwnego wydaje.— Zaraz popatrzę — obiecał podporucznik Jarzębski — ale ty też popatrz, tu są poniszczone pajęczyny.Cały kąt był zapajęczony i dewastacja nastąpiła też świeżo.Biedny pająk!— Zwariowałeś…?— Nie, zobacz, jak się śpieszy, usiłuje to naprawić.Pająk jak kobyła, rany, jak on to pięknie robi, spójrz tylko!Podporucznik Werbel nie wytrzymał, zbliżył się do kąta razem ze swoim reflektorem.Olbrzymiego pająka trudno było nie zobaczyć.— Czym on się żywi? — zainteresował się mimo woli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]