[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Krystynę Hemerling.Zapamięta pan?- Oczywiście.Chyba do końca życia - zażar­tował.Krystyna skinęła mu głową.Odeszła tym swoim wolnym, opanowanym krokiem.Kiedy zniknęła za drzwiami, Wichniewicz ruszył za nią.Przez krysz­tałowe szyby widział jej wysmukłą, zgrabną syl­wetkę przemierzającą hall, a potem zstępującą bez pośpiechu ze schodów.Zszedł do wyjścia i ukryw­szy się za drzwiami, obserwował ulicę.Krystyna stała chwilę na chodniku.Wnet jednak zjawił się samochód.Podjechał wolno.Nie była to jednak taksówka, lecz bardzo elegancki wóz marki alfa-romeo.W wozie siedział starszy mężczyzna.Z tej odległości Wichniewicz zobaczył tylko jego wyraź­ny profil, wymykające się spod kapelusza siwieją­ce włosy, biały kołnierzyk i ciemną marynarkę.Mężczyzna otworzył drzwi samochodu.Krystyna usiadła obok niego i po chwili samochód szybko ruszył w kierunku placu Vörösmarty'ego.Wichniewicz stał jeszcze chwilę w zamyśleniu.- Krystyna Hemerling - powiedział szeptem.7Restauracja "Guel Baba" znajdowała się przy niewielkim skwerze u przyczółka budziańskiego mostu Małgorzaty.Z letniego pawilonu roz­taczał się szeroki widok na Dunaj, Parlament i plac Bema, na którym wznosił się pomnik uwielbianego przez Węgrów generała.Wichniewicz, który umó­wił się o dziewiątej z Molnarem, nie podziwiał jed­nak pomnika.Popijał w skupieniu czarną kawę i z dreszczykiem myślał o czekającej go rozmowie.Wczoraj po rozstaniu z Krystyną Hemerling udał się na pocztę i w specjalnej książce telefonicznej sprawdził, że podany przez nią numer należy do pensjonatu "Duna" przy ulicy Damjanicha.Rano pojechał na znaną mu dobrze ulicę i u dozorcy do­wiedział się, że pensjonat należy do pani Melindy Hoff, wdowy po radcy cesarsko-królewskim, rodo­witej wiedenki, posiadającej jednak obywatelstwo węgierskie.Z tymi wiadomościami przyszedł na spotkanie z Molnarem.Nie czekał na niego długo.Molnar zjawił się z pięciominutowym opóźnieniem i jako człowiek punktualny tłumaczył się złym połącze­niem tramwajowym.- Nie szkodzi - uspokoił go Wichniewicz.- Najważniejsze, mów, jakie masz dla mnie wiado­mości.Molnar chustką wycierał spocone czoło.- Piekielny upał - powiedział wesoło - a ty każesz mi myśleć.Czy nie mogłeś poczekać do wie­czora ? - Nie, stary.- No więc - zaczął poważnie - sprawę usu­nięcia z ewidencji tego człowieka załatwiłem, jak powiedziałem.W sprawie zegarka nic nie wiado­mo.W Budapeszcie w ciągu doby kradną prawdo­podobnie dziesięć zegarków, a jeżeli chodzi o strze­laninę na granicy, to telefonowałem do jednego tajniaka z żandarmerii i, niestety, też klapa.Po prostu nic o tym nie wiedzą.- Masz u mnie butelkę najlepszego tokaju.- Dziękuję.Wolałbym wypić z normalnym człowiekiem zwykłą wodę sodową.- I postawię ci najwytworniejszą kolację u Gundla, jeżeli poświęcisz ten dzień dla mnie.- Pasuję - rzekł stanowczo komisarz.- Dzi­siaj jestem zawalony własnymi sprawami.- Nie denerwuj się - uspokoił go Wichniewicz.- Ja zawsze mam nosa, Tibi.W tym wypadku chodzi o bezpieczeństwo kilku dobrze ci znanych i przyjaznych osób, a może i twoje.- Może! - żachnął się Molnar.- Ty lepiej dbaj o swoje sprawy.Mną się nie przejmuj.- Chcesz, żeby nas wszystkich posadzili w Siklos?- O mnie bądź spokojny.Ja mam dobrą aseku­rację.- No, nie wiadomo.- przymrużył porozumie­wawczo oko.- Wobec nich niejedno masz na su­mieniu.A ta robota jest dla ciebie stworzona i ma pewne przyjemne strony.Otóż - zaczął żartobli­wie - chodzi o to, żebyś śledził pewną piękną, ba, bardzo piękną kobietę, która podaje się za Polkę, a jest.jeżeli się nie mylę.- Urwał na chwilę i dodał poważniej: - W tej chwili nie mogę ci po­wiedzieć, jakiej jest narodowości.Dość na tym, że mówi po niemiecku, jak gdyby kończyła Heidel­berg albo berlińską Hochschule.- Wykluczone - przerwał mu rozpaczliwym gestem, - Człowieku, za wiele ode mnie wyma­gasz.- A jeśli ci powiem, że prawdopodobnie przez nią aresztowano doktora Bako.- To niemożliwe.- Właśnie że bardzo możliwe.Rozmawiałem z panią Bako i, wyobraź sobie, ta kobieta zaraz po aresztowaniu zjawiła się w ich mieszkaniu.- To jeszcze nie dowód.- Zaraz, zaraz.Dodam ci, ale o tym zaraz za­pomnij, że przez nią również stracił życie nasz czło­wiek, którego wczoraj usuwałeś z ewidencji.Molnar zwrócił na Wichniewicza swe bystre spojrzenie.- Jesteś tego pewny?- Gdybym był pewny, tobym cię nie prosił.- Rozumiem.- Molnar rozłożył szeroko ręce.- Stary, ty mnie coraz bardziej zaskakujesz.- Naraz przeciął dłonią powietrze, jak gdyby zdecy­dował się na wszystko.- Do grobu mnie wpę­dzisz.No, mów, o co ci chodzi.Wichniewicz uśmiechnął się rozbrajająco.- No proszę.wiedziałem, że na ciebie zawsze można liczyć.- Potem nagle ściszył głos.- Ona mieszka w pensjonacie "Duna" na Damjanicha.Musisz ją wziąć pod obserwację.w jaki sposób to już twoja sprawa.Chciałbym jednak wiedzieć, co robi w Budapeszcie i z kim się kontaktuje?- I jeszcze jakich używa perfum? - zażartował Molnar.- Tego nie wymagam - odpowiedział wesoło Wichniewicz.- W każdym razie przed dziesiątą muszę się z tobą spotkać, bo potem mam z nią ran­dkę w "Bolero".- Ho, ho.- Molnar pokręcił z podziwem gło­wą - uwodzisz!- Coś w tym rodzaju.Uwodzę służbowo, dla do­bra sprawy.8W tym samym dniu po południu Miko z Lasakiem przyjechali do sióstr Novomeskych.Bu­kowy oczekiwał ich z ogromną niecierpliwością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl