[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W obecnej sytuacji krach jest nieunikniony.Nie, Roger Leonides i jego żona nie mieli motywu do usunięcia staruszka.Wprost przeciwnie.Urwał i powtórzył zamyślony, jakby nagle coś mu przyszło do głowy:- Wprost przeciwnie.- Co pan ma na myśli? - zapytał Tavemer.Ojciec odpowiedział powoli:- Gdyby Aristide Leonides przeżył jeszcze dwadzieścia cztery godziny, Roger byłby uratowany.Ale nie przeżył ich.Zmarł nagle i dramatycznie w niecałą godzinę po rozmowie z Rogerem.- Hm - zamyślił się Taverner.- Sądzi pan, że ktoś chciał, by Roger zbankrutował? Ktoś, dla kogo jego firma stanowiła konkurencję? Mało prawdopodobne.- Co z testamentem? - zapytał ojciec.- Kto właściwie do­stanie pieniądze starego Leortidesa?Taverner westchnął zirytowany.- Wie pan, jacy są prawnicy.Nie można uzyskać prostej odpowiedzi.Jest wcześniejszy testament Spisany po drugim małżeństwie.Zapisał w nim tyle samo żonie, mniej pannie de Haviland, a resztę do podziału między Philipa i Rogera.Myśla­łem, że skoro nowy testament nie został podpisany, to stary będzie miał moc prawną, ale to chyba nie takie proste.Spisanie nowego testamentu unieważniło stary.Są świadkowie na to, że został podpisany, znamy także intencje testatora.A jeżeli zało­żyć, że zmarł nie zostawiwszy testamentu, to cały majątek dziedziczy wdowa - wszystkie pieniądze albo dożywocie.- Więc Brenda jest osobą, która na tym korzysta?- Tak.I jeżeli był jakiś hokus-pokus z tym testamentem, to prawdopodobnie ona maczała w tym palce.A jasne jest, że był hokus-pokus, ale zupełnie nie rozumiem, jak do tego doszło.Ja też nie rozumiałem.Teraz wiem, że byliśmy wyjątkowo głupi.Ale patrzyliśmy na to, oczywiście, pod niewłaściwym kątem.12.Po wyjściu Tavernera przez chwilę panowała cisza.- Tato, jacy są mordercy? - zapytałem.Staruszek popatrzył na mnie zamyślony.Zawsze rozumieli­śmy się bardzo dobrze, tak że dokładnie wiedział, co mam na myśli zadając to pytanie.- Tak - odparł.- To teraz ważne.bardzo ważne dla cie­bie.Morderstwo dotyczy także i twojej osoby.Nie możesz patrzeć na nie z zewnątrz.Zawsze interesowałem się w amatorski sposób bardziej spe­ktakularnymi sprawami, które ojciec prowadził, ale jak powie­dział, interesowałem się nimi z zewnątrz, patrzyłem na nie jak gdyby przez sklepową wystawę.Ale teraz, co Sophia zauważy­ła dużo wcześniej niż ja, morderstwo stało się istotnym czynni­kiem mojego życia.- Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, by odpowiadać na twoje pytanie - ciągnął Staruszek.- Może powinieneś porozma­wiać z naszymi psychiatrami.Powiedzieliby ci to klarownie i bez emocji.Moýe lepszy ode mnie byůby Taverner.Ale chcesz usůy-s/ŁĂ, co ja osobiúcie sŕdzć o przestćpcach, prawda?- Tego właśnie chcę - odpowiedziałem z wdzięcznością.Ojciec nakreślił palcem okrąg na blacie biurka.- Jacy są mordercy? Niektórzy - na jego twarzy ukazał się melancholijny uśmiech - to naprawdę mili ludzie.Widocznie wyglądałem na zaskoczonego, bo pokiwał głową i im wtórzył:O tak, to prawda.Sympatyczni, zwyczajni ludzie jak ty i m.lub jak facet, który właśnie stąd wyszedł - Roger Leonides.Widzisz, morderstwo to przestępstwo amatorów.Mówię oczywiście o tego typu morderstwie, jakim właśnie się za­jmujemy, a nie o gangsterskich zbrodniach.Często czuje się, że ci sympatyczni, zwyczajni ludzie zostają zamieszani w mor­derstwo przypadkowo.Są w ślepym zaułku albo bardzo cze­goś pożądają, na przykład pieniędzy lub kobiety, i zabijają, by to osiągnąć.Nie mają hamulców, które działają u wię­kszości ludzi.To tak jak dziecko, które bez skrupułów przed­kłada pragnienie nad działanie.Kiedy dziecko złości się na kociaka, mówi: Zabiję cię, i faktycznie uderza go młotkiem w głowę, a potem rozpacza, że kotek nie chce ożyć.Wiele dzieci próbowało wyjąć niemowlę z wózka i „utopić je”, ponieważ uważały, że odebrało im miłość ich rodziców albo po prostu przeszkadzało w zabawie.Dzieci najpierw wie­dzą, że coś jest „złe”, bo zostaną za to ukarane.Później zaczynają czuć, że to jest złe.Ale podejrzewam, że niektó­rzy ludzie nigdy nie dojrzewają psychicznie.Są świadomi, że morderstwo jest złe, ale nie czują tego.Nie sądzę, na podstawie moich wieloletnich doświadczeń, by mordercy mieli wyrzuty sumienia.Może to piętno Kaina.Mordercy są ponad przeciętnymi ludźmi, są „inni".Morderstwo jest złe.ale nie dla nich.dla nich jest konieczne.ofiara „sama się o to prosiła".Było to Jedyne wyjście”.- Czy myślisz - zapytałem - że gdyby ktoś nienawidził starego Leonidesa, i to przez bardzo długi okres, to mógłby to być powód do zabicia go?- Czysta nienawiść? Mało prawdopodobne.- Ojciec po­patrzył na mnie zaciekawiony.- Kiedy mówisz nienawiść, rozumiem, że masz na myśli niechęć posuniętą aż do granic możliwości.Nienawiść z zazdrości, to co innego - wyzwala frustrację i gwałtowne uczucia.Wszyscy mówili, że Con-stance Kent kochała swego maleńkiego brata, którego zabi­ła, ale pragnęła uwagi i miłości, którymi go obdarzano.Są­dzę, że ludzie częściej zabijają tych, których kochają, niż tych, których nienawidzą.Może dlatego, że tylko ludzie, których kochamy, mogą sprawić, że nasze życie staje się nie do zniesienia.- Ale to niewiele ci daje, prawda? - ciągnął.-Jeżeli dobrze cię zrozumiałem, to potrzebny ci jest jakiś znak, który pomógłby ci odróżnić mordercę od normalnych ludzi?- Tak.- Czy jest jakiś wspólny mianownik? Zastanawiam się.Wiesz - zamyślił się na chwilę -jeżeli jest, to powiedziałbym, że to próżność.- Próżność?- Tak.Nigdy nie spotkałem mordercy, który by nie był próżny.Próżność prowadzi do zbrodni w dziewięciu przy­padkach na dziesięć.Mogą bać się, że zostaną złapani, ale zwykle są dumni i pewni, iż nikt ich nie złapie, bo są na to za sprytni.- Jest jeszcze coś - dodał po chwili - Morderca chce mówić.- Mówić?- Tak.Widzisz, popełnienie zbrodni sprawia, że morder­ca staje się niezwykle samotny.Chce komuś o tym opowie­dzieć.i nie może.Więc skoro nie wolno mu mówić, jak to zrobił, mówi o samej zbrodni, dyskutuje o niej, snuje teorie i tym podobne.Gdybym był tobą, Charlesie, szukałbym właśnie tego.Wracaj tam i pozwól im mówić.Winni czy niewinni będą zadowoleni z możliwości porozmawiania z kimś obcym.Mogą ci powiedzieć rzeczy, których nie zdra­dziliby sobie nawzajem.Możliwe, że spostrzeżesz jakieś róż­nice.Ludzie, którzy mają coś do ukrycia, nie mogą sobie pozwolić na to, by w ogóle mówić.Tak było w służbie wywia­dowczej podczas wojny.Jeżeli cię schwytano, mogłeś podać tylko nazwisko, rangę i numer, nic więcej.Ludzie, którzy próbują kłamać, prawie zawsze z czymś się wydają.Pozwól więc, by ludzie z tego domu zaczęli mówić i staraj się znaleźć jakieś potknięcie lub nieścisłość.Opowiedziałem mu o spostrzeżeniach Sophii na temat bez­względności w rodzinie, różnych rodzajów bezwzględności.Zainteresowało go to.- Tak - przyznał.- Coś w tym jest.Większość rodzin ma jakiś defekt w genach.Wiele osób potrafi sobie radzić z jedną słabością, ale mogą nie być w stanie radzić sobie ze słabościa­mi różnego rodzaju.Ciekawa rzecz, dziedziczność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl