[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po dwudziestu minutach Ptaszyca pomachała słoni-cy na pożegnanie i J.W.Moldwater ruszył z Panną Fancy z powrotem do Birmingham.Poprzysiągł sobie, że już nigdy nie wypije ani kropli i nigdy, przenigdy nie zgodzi się nacałonocnego pokerka z nieznajomymi.A Ptaszyca weszła do domu i zjadła trzy maślane herbatniki z miodem.*Meksykańska skacząca fasola odmiana fasoli, w której lęgną się larwy maleńkiej ćmy,115VALDOSTA, GEORGIA15 września 1924Dwa tygodnie po tym jak Ruth Jamison wróciła do domu i wyszła za mąż, Idgie po-jechała do Valdosty i zaparkowała samochód na głównej ulicy, przed redakcją gaze-ty, a koło fryzjera.Jakąś godzinę pózniej wysiadła i przeszła przez ulicę do sklepu spo-żywczego na rogu.Bardzo przypominał sklep jej taty, ale był większy, miał drewnianąpodłogę i wysoki dach.Chodziła tam i z powrotem, przyglądając się towarom.Po paruchwilach łysiejący mężczyzna w białym fartuchu spytał ją: Czym mogę służyć, panienko? Co podać?Idgie poprosiła o parę solonych krakersów i kilka plasterków tego sera, który leżałna ladzie. Nie orientuje się pan przypadkiem, czy Frank Bennett jest dzisiaj w mieście, co? Kto? Frank Bennett. A, Frank.Nie, zwykle przyjeżdża tutaj w środy do banku, a czasami do fryzjera podrugiej stronie ulicy.A co? Chce się pani z nim zobaczyć? Nie, nawet go nie znam.Zastanawiałam się tylko, jak wygląda. Kto? Frank Bennett.Podał Idgie krakersy i ser. Chce pani coś do picia? Nie, to wszystko.Wziął od niej pieniądze. Jak wygląda? Niech no się zastanowię.No, nie wiem, chyba jak wszyscy.Spory fa-cet.z czarnymi włosami, niebieskimi oczami.no i oczywiście jedno oko ma szklane.116 Szklane? No, stracił je na wojnie.Gdyby nie to, byłby całkiem przystojnym facetem. Ile ma lat? A ze trzydzieści pięć, sześć, coś koło tego.Ojciec mu zostawił osiemset akrów zie-mi jakieś dwadzieścia kilometrów za miastem, więc Frank nieczęsto tu przyjeżdża. Czy jest miły? To znaczy, czy ludzie go lubią? Franka? No, raczej tak.Dlaczego pani pyta? Tak się tylko zastanawiam.Moja kuzynka jest z nim zaręczona, no więc tak się za-stanawiam. To pani jest kuzynką Ruth? Och! To przemiła osoba.Ma tu dobrą opinię.ZnamRuth Jamison od maleńkości.Zawsze taka grzeczna.Teraz uczy moją wnuczkę w szkół-ce niedzielnej.Jedzie pani do niej z wizytą?Idgie zmieniła temat. Chyba jednak wezmę coś do picia. Wiedziałem.Co sobie pani życzy? Mleko? Nie, nie lubię mleka. Coś zimnego? Ma pan napój truskawkowy? Jasne. Poproszę jeden.Przyniósł jej napój. Cieszymy się, że Ruth wychodzi za Franka Bennetta.Jej i jej matce było bardzociężko, odkąd umarł jej tata.W zeszłym roku próbowaliśmy jej pomóc, ale nie chcia-ła wziąć ani grosza.Duma.A zresztą nie mówię niczego, o czym by pani nie wiedzia-ła.Zatrzyma się pani u nich? Nie, jeszcze się z nimi nie widziałam. Wie pani, gdzie jest ich dom, prawda? Dosłownie dwie przecznice dalej.Mogę pa-nią zaprowadzić.Czy ona wiedziała, że pani przyjeżdża? Nie, ale nic nie szkodzi.Prawdę mówiąc, proszę pana, lepiej żeby nie wiedzieli, żetu byłam.Ja tylko tędy przejeżdżałam.Jestem akwizytorem z firmy perfumeryjnej Ro-sebud. Naprawdę? Tak.Muszę jeszcze wpaść do paru miejsc, zanim wrócę do domu, więc lepiej, jak jużsobie pójdę.Chciałam tylko się upewnić, że ten Frank jest w porządku, a nie chcę, żebyRuth się dowiedziała, że rodzina się o nią martwi.Mogłaby się zdenerwować.Pojadę więcdo domu i powiem jej cioci i wujkowi, a moim rodzicom, że wszystko jest w porządku.Pewnie wrócimy tu na ślub, a ona tylko by się zdenerwowała, że o nią rozpytujemy, więc117będę się już zbierała do domu.Dzięki.Sprzedawca popatrzył za tą dziwną młodą kobietą w kombinezonie, która wychodzi-ła ze sklepu, i zawołał za nią: Hej! Nie skończyła pani napoju!118 KURIER YALDOSTY2 listopada 1924Zlub Bennett-JamisonW niedzielę panna Ruth Anne Jamison została żoną pana Franka Corleya Bennet-ta.Zlubu udzielił wielebny James Dodds.Panna młoda miała na sobie białą suknię z ko-ronki i niosła bukiet z maleńkich różyczek.Zwiadkiem był brat pana młodego, GeraldBennett.Panna młoda jest córką pani Elizabeth Jamison i nieżyjącego już wielebnego Char-lesa Jamisona.Była panna Jamison ukończyła z wyróżnieniem szkołę średnią w Valdo-ście i uczęszczała do seminarium baptystów dla kobiet w Auguście, a teraz jest dobrzeznanym i poważanym pracownikiem kościelnym na tym terenie.Pan młody, pan FrankCorley Bennett, ukończył szkołę średnią w Valdoście, a ostatnio przez cztery lata służyłw wojsku, gdzie odniósł ranę i został odznaczony medalem Purple Heart*Po dwutygodniowej podróży poślubnej do Tallulah Falls w Georgii, młoda para za-mieszka w domu rodzinnym pana młodego, dwadzieścia kilometrów na południe odmiasta.Po powrocie pani Bennett nadal będzie uczyć w szkółce niedzielnej.*Purple Heart (Fioletowe Serce) medal przyznawany za rany odniesione ha wojnie119VALDOSTA, GEORGIAl listopada 1924Był poranek dnia ślubu Ruth.Idgie pożyczyła samochód od Juliana i od siódmejrano stała na ulicy po drugiej stronie, naprzeciwko kościoła baptystów Morning Dove.Po czterech godzinach zobaczyła, jak Ruth i jej matka wchodzą przez boczne drzwi dokościoła.Ruth w ślubnej sukni wyglądała tak ślicznie, jak to sobie Idgie wyobrażała.Pózniej Idgie zobaczyła, że przyjechał Frank Bennett z bratem.Siedziała w samocho-dzie, patrząc, jak się zjeżdżają goście, dopóki kościół nie wypełnił się po brzegi.Kie-dy szwajcar w białych rękawiczkach zamknął drzwi, serce jej zamarło.Usłyszała organygrające Marsza weselnego i zrobiło jej się niedobrze.Idgie od szóstej rano piła podłą żytniówkę.Zanim panna młoda powiedziała Tak ,wszyscy w kościele zastanawiali się, kto na zewnątrz tak przyciska klakson.Po minu-cie Idgie znowu usłyszała organy i nagle drzwi kościoła się otworzyły i Ruth z Fran-kiem cali roześmiani zbiegli po schodach, a za nimi ludzie wiwatujący i rzucającyryż.Państwo młodzi wskoczyli na tylne siedzenie czekającego samochodu i odjechali.Idgie znowu zatrąbiła.Ruth obejrzała się, gdy skręcali, lecz o sekundę za pózno, by roz-poznać, kto to.Przez całą drogę powrotną do Alabamy Idgie wymiotowała z samochodu Juliana.120DOM SPOKOJNEJ STAROZCIROSE TERRACEOLD MONTGOMERY HIGHWAYBIRMINGHAM, ALABAMA30 marca 1986W wielkanocny poranek Ed Couch zabrał z domu spokojnej starości Dużą Mamę,która spędziła z nimi cały dzień
[ Pobierz całość w formacie PDF ]