[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szefie, może później - rzekł Yierho.- Kto tam? - Głos był cichy, ale opanowany i dochodził z pryczy na końcu namiotu.Joao spostrzegł sylwetkę człowieka rozciągniętego na łóżku, białe pasy bandaży i rozpoznał twarz Chen-Lhu.- To Joao Martinho - odpowiedział.- Ach, Johny - rzekł Chen-Lhu, a jego głos zabrzmiał silniej.Hogar wyminął Joao, przyklęknął przy łóżku i powiedział:- Doktorze, proszę, niech się pan nie podnieca.Te słowa zabrzmiały dla Joao dziwnie znajomo, ale nie potrafił określić skojarzenia.Podszedł do łóżka i spojrzał na Chen-Lhu.Policzki mężczyzny były zapadnięte jak po długim głodzie, a jego oczy wydawały się być pogrążone w dwóch czarnych jamach.- Johny - powiedział szeptem Chen-Lhu.-- Zatem jesteśmy uratowani.- Nie jesteśmy uratowani - stwierdził Joao i zastanowił się dlaczego ten głupiec tak paple.- Ooo, to źle - rzekł Chen-Lhu.-- No to wszyscy odejdziemy razem, co? - zapytał i pomyślał: „Co za ironią! Mój kozioł ofiarny schwytany w tę samą pułapkę co ja.Taki wysiłek zmarnowany!”- Wciąż jeszcze jest nadzieja - powiedział Hogar.Joao zauważył, że Yierho żegna się i pomyślał: „Głupek!”- Dopóki trwa życie, co? - zapytał Chen-Lhu i popatrzył w górę na Joao.- Umieram, Johny, większość mojej przeszłości wymyka mi się - szepnął i dodał w myślach: „Wszyscy tu umrzemy tak, jak w mojej ojczyźnie.Tam też wszyscy umrą.Głód, czy trucizna, co za różnica?”Hogar popatrzył na Joao i powiedział:- Senhor, proszę, niech pan wyjdzie.- Nie - rzekł Chen-Lhu.- Zostań.Mam ci coś do powiedzenia.- Nie wolno się panu męczyć - powiedział Hogar.- Co za różnica? -- zapytał Chen-Lhu.-- Maszerowaliśmy na Zachód, co, Johny? Chciałbym móc się śmiać!Joao potrząsnął głową.Bolały go plecy, a po skórze obu ramion przebiegały świerzbiące dreszcze.Wnętrze namiotu jakby pojaśniało.- Śmiać? - szepnął Yierho - Matko Boska!- Chcesz wiedzieć, dlaczego mój rząd nie wpuszcza waszych obserwatorów? -- zapytał Chen-Lhu - Dobry dowcip.Wielka Krucjata okazała się w moim kraju wielkim niewypałem.Ziemia stała się jałowa.Nic na to nie pomaga, nawozy, chemikalia, nic.Joao miał trudności w składaniu myśli w sensowną całość.„Jałowa? Jałowa?”- Stoimy twarzą w twarz z takim głodem, jak jeszcze nigdy w historii - ciągnął chrapliwie Chen-Lhu.- To z braku owadów? - wyszeptał Yierho.- Oczywiście! - odparł Chen-Lhu.- Co innego się zmieniło? Zerwaliśmy kluczowe więzi w łańcuchach pokarmowych.Oczywiście.Wiemy nawet, jakie więzy, teraz, kiedy jest już za późno.„Jałowa ziemia” - pomyślał Joao.To była bardzo ciekawa idea, ale czuł zbyt wielką gorączkę, by przeanalizować tę myśl.Yierho zaniepokojony milczeniem Joao nachylił się nad Chen-Lhu i zapytał:- Dlaczego nie przyznaliście się do tego i nie ostrzegliście reszty świata, zanim było za późno?- Nie bądź głupcem! - odparł Chen-Lhu,a w jego głosie zabrzmiały szorstkie, starcze tony - Przyznając się do błędu stracilibyśmy twarz.Mówię to teraz i tutaj, ponieważ umieram, a nikt z was nie przeżyje mnie długo.Hogar wstał i odstąpił od łóżka, jak gdyby lękając się zarażenia.- Potrzebujemy kozła ofiarnego, rozumiecie? - ciągnął Chen-Lhu.- To dlatego mnie tu przysłano.Miałem znaleźć kozła ofiarnego.Walczymy o coś więcej niż o nasze życie.- Zawsze możecie obwinić USA - powiedział gorzkim głosem Hogar.- Myślę, że ten numer już się ograł, nawet wobec naszego narodu - rzekł Chen-Lhu.- Sami to zrobiliśmy, rozumiecie? Nie ma przed tym ucieczki.Nie, wszystko na co mieliśmy nadzieję, to było to, że znajdziemy tutaj sposób na obciążenie winą kogoś innego.Anglicy i Francuzi dostarczali nam niektórych z naszych trucizn.Wykorzystywaliśmy to, ale bez powodzenia.Pomagało nam kilka ekip radzieckich, ale Rosjanie nie uporządkowali całego swojego kraju, tylko do Linii Uralskiej.Mogą udowodnić, że mają takie same problemy jak my, a wtedy.rozumiecie? Sprawią, że wyjdziemy na głupców.- Dlaczego Rosjanie nic nie powiedzieli? - zapytał Hogar.Joao spojrzał na niego myśląc: „Słowa bez sensu, bez sensu, bez sensu.”- Rosjanie po cichu zwijają swą Uralską Linię w głąb Strefy Zielonej - wyjaśnił Chen-Lhu.- Zarażają Zieloną od nowa, rozumiecie? Miałem polecenie znaleźć owada nowego rodzaju, typowo brazylijskiego, który mógłby zniszczyć nasze plony, a za którego obecność moglibyśmy obwinie.zgadnijcie kogo? Najlepiej niektórych bande- irantes.- „Obwinić bandeirantes?.” - pomyślał Joao -”Tak, każdy wini bandeirantes”.- To naprawdę zabawne - rzekł Chen-Lhu - To, co zobaczyłem w waszej Zielonej Strefie.Wiecie, co takiego?- Jesteś diabłem! - zgrzytnął zębami Yierho.- Nie, tylko patriotą - odparł Chen-Lhu.- Nie jesteś ciekawy, co zobaczyłem w waszej Zielonej?- Mów i bądź przeklęty! - warknął Yierho.„To do niego trafia” - stwierdził Joao.- W waszej Zielonej Strefie widzę oznaki tej samej zarazy, która dotknęła mój naród - powiedział Chen-Lhu.- Mniejsze owoce, mniejsze liście, bledsze rośliny.Na początku zmiany są niewielkie, ale wkrótce wszyscy to zauważą.- Może zatem zatrzymają wszystko, zanim będzie za późno - jęknął Yierho.„To głupota” - pomyślał Joao.-”Czy ktokolwiek kiedykolwiek zatrzymał się, zanim było za późno?”- Jesteś taki nieskomplikowany - powiedział Chen-Lhu.- Ci, którzy tu rządzą, są tacy sami jak w Chinach.Nie dostrzegają nic oprócz własnego przetrwania.Nie dostrzegą niczego innego dopóki nie będzie za późno.Z rządami zawsze tak jest.Joao zastanowił się, dlaczego w namiocie tak pociemniało, skoro dotąd było w nim tak jasno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]