[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mass media jednak skłaniały się ku opinii, że cała sprawa jest jedynie krótkotrwałym problemem, jak huragan czy bu­rza śnieżna.Życie Ameryki składało się z wielu małych kry­zysów i skandali, a życie gazet - z alarmujących nagłówków, które już następnego dnia były przestarzałe.Dziennikarze nie byli w stanie pojąć, że oto kraj znajduje się u progu cze­goś, co w niezwykle krótkim czasie wstrząśnie podstawami najbogatszego społeczeństwa na świecie, a faktycznie dopro­wadzi do jego rozkładu.Późnym popołudniem sieć CBS poinformowała, że prezy­dent wyraża “ostrożny optymizm” co do nieuniknionego obni­żenia wielkości krajowej produkcji żywności.Podano też, że senator Shearson Jones udaje się na weekend do Kansas, skąd, po zapoznaniu się ze wszystkimi dostępnymi informa­cjami, przekaże za pośrednictwem telewizji pełną ocenę sytu­acji kryzysowej.Wczesnym wieczorem tego samego dnia pewien właściciel winnicy w Kalifornii udał się pomiędzy swoje zgniłe winogro­na i z rewolweru kaliber 12 odstrzelił sobie głowę.Zrozpaczo­na żona powiedziała policji, że od piętnastu lat oboje pracowa­li nad wykształceniem własnej, zupełnie nowej odmiany wi­nogron i bieżący rok miał być w tej pracy decydującym.W Waszyngtonie przedstawiciel Federalnego Programu Ubezpieczenia Plonów poinformował, że należy starannie wy­ważyć wszelkie nadzieje na odszkodowania z racji zniszcze­nia upraw.Zachodziło prawdopodobieństwo, że tegoroczne roszczenia przerosną możliwości programu.W Washburn w Dakocie Północnej, pewien farmer zatele­fonował do lokalnej rozgłośni radiowej i oświadczył, że przy­czyną wszelkiego nieszczęścia są “bakterie przywleczone na Ziemię wraz ze skałami z Księżyca”.Żądał, żeby wszelkie materiały z Księżyca znajdujące się na Ziemi wyekspediować natychmiast z powrotem w przestrzeń.W Georgetown krótko po godzinie osiemnastej zadzwonił telefon w domu Shearsona Jonesa i Billy, jego służący, pod­niósł słuchawkę.To był Peter Kaiser.Chciał wiedzieć, czy Shearson nie zmienił planów co do odlotu o dwudziestej pierwszej z lotni­ska Dullesa do Wichity.Żeby wziąć słuchawkę, senator mu­siał wyjść spod prysznica.Zanim zaczął rozmowę, owinął się starannie jedwabnym chińskim porannikiem, ozdobionym dy­namicznym rysunkiem wielkiego smoka.Zapalił również wiel­kie cygaro.- Cholera, lecę - oznajmił Peterowi.- I niech mnie szlag trafi, jeśli wiem, co powiedzieć wieczorem w niedzielę w tele­wizji.Czy coś o karze boskiej, czy o straszliwej, niemożliwej do przewidzenia katastrofie?- A co pan powie o wystąpieniu prezydenta? Shearson zachichotał nerwowo.- Nic głupszego dawno nie powiedział.Dziwię się, że fachowcy z telewizji zdecydowali się to nadać.Gdyby nie ten nasz fundusz, sam poszedłbym do niego i ten głupi tekst podarł na strzępy.Jak można było osła zrobić prezydentem?- To naród zagłosował.- Tak, ale nie na niego.Głosowano przeciwko jeszcze głu­pszym jego oponentom.Nie chce mi się o tym mówić.Lepiej powiedz, jak wygląda nasze konto.Peter zamilkł na chwilę, jeszcze raz uważnie sprawdzając zapisane liczby.- Dziś po południu, kiedy zamykano banki na weekend, mieliśmy już zaliczone około siedem milionów dolarów.Dwa miliony z całą pewnością zostaną przelane we wtorek lub środę rano.- Co z wpłatą Michigan Tractors?- To może zabrać trochę więcej czasu.Wie pan, jacy oni są.Ich zarząd bardzo niechętnie się zbiera na nadzwyczajnych sesjach, a jeśli już, to pieprzą o stu innych, dla nas w tym wypadku zupełnie nieistotnych rzeczach.Będziemy mieli szczę­ście, jeśli w ciągu tygodnia wystawią czek.- Ale przecież już zaoferowali nam dwa miliony.- Wiem, senatorze.Ale jeszcze dwa dni będą nad tym dyskutować, zanim ogłoszą ostateczną decyzję.- Cholera ciężka - westchnął Shearson.- Nie wiem, jak długo jeszcze potrafimy utrzymywać powietrze w tym balo­nie, zanim pęknie.Siedem milionów to o wiele mniej niż zakładałem.A przecież milion, jeśli nie więcej, stracimy na różne administracyjne wydatki i - bądźmy szczerzy - ła­pówki.- Przykro mi, senatorze.Robię, co mogę.Minęły jednak dopiero trzy dni od ogłoszenia naszej akcji i to i tak jest cud, że już mamy aż tyle.Na te siedem milionów zaksięgowanych dolarów składają się pieniądze dwudziestu ośmiu korporacji.Odtąd pójdzie trochę łatwiej, ponieważ będziemy mieli do czynienia z większymi kwotami i mniejszą liczbą ofiarodaw­ców.- Szczerze mówiąc, Peter, “odtąd” to ja się nie spodziewam już żadnych pieniędzy - westchnął znowu Shearson, wypusz­czając jednocześnie dym z cygara.- Zrobiłem, co się dało,żeby ludzie bagatelizowali tę cholerną zarazę, ale jeśli mass media się nie zorientują do środy, co jest grane, to będzie znaczyło, że dziennikarze są jeszcze głupszymi jełopami, niż mi się do tej pory zdawało.- Prezydent, zdaje się, jest jednak szczerze przekonany, że sytuację kontrolujemy - zauważył Peter.- Prezydent jest głupi i kurewsko przestraszony, i jak ostatniej deski ratunku chwyci się każdego optymistycznego oświadczenia.Poza tym nigdy się przecież nie zwróci do najbogatszego narodu na tej ziemi ze słowami: “Przykro mi, ludzie, ale od dziś będziecie się musieli obyć bez chleba, kukurydzy, frytek i smażonych kurczaków”.Chyba by go wy­wlekli z Białego Domu i publicznie ukrzyżowali.- A co robi Protter? - zapytał Peter.- Może on do czegoś doszedł.Poleciłem mu telefonować bezpośrednio do pana, na wypadek gdyby mnie nie mógł zastać pod telefonem.- Nie rozmawiałem z nim.Posłuchaj, Peter, porozmawia­my później, teraz muszę się ubierać.Spróbuj pomyśleć, jak wydostać te dwa miliony z Michigan Tractors przed środą.- W porządku, senatorze.Do zobaczenia na lotnisku.Shearson odłożył słuchawkę, ale niemal natychmiast tele­fon zadzwonił ponownie.Stukając metalowymi obcasami, Bil­ly przemaszerował przez hali, stanął przed senatorem i pod­niósł słuchawkę.Przez chwilę słuchał, kiwał głową i w końcu powiedział do Shearsona:- To profesor Protter.Mówi, że to bardzo ważne.- W porządku, odbiorę.Nalej mi czegoś mocniejszego.Cho­lernie chce mi się chlać.Profesor Protter był wyraźnie przejęty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl