[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sandy przyjechał nieco wcześniej, toteż poczęstował się kawą z wielkiegoekspresu stojącego obok lodówki.Wokół niego krzątali się funkcjonariusze biuraszeryfa, z aresztu na tyłach budynku dobiegały różne hałasy.Sweeney wpadł naniego w korytarzu i poprowadził szybko do swego gabinetu, spartańskiego poko-iku umeblowanego podniszczonymi, najtańszymi sprzętami, z szeregiem wybla-kłych fotografii polityków na ścianie. Proszę usiąść rzucił, wskazując mu rozchwierutane krzesło.Sandy ostrożnie przysiadł na brzeżku.Sweeney zajął miejsce za biurkiem. Pozwoli pan, że będę nagrywał? Nie czekając na odpowiedz, włączyłwielki szpulowy magnetofon stojący pośrodku biurka. Rejestruję wszystkierozmowy. Proszę bardzo mruknął Sandy, gdyż nie miał wyboru. Dziękuję, żeznalazł pan dla mnie czas. Nie ma za co.Nawet się nie uśmiechnął.Zarówno każdy jego gest, jak i mina świadczyłydobitnie, że jest bezgranicznie znudzony.Przypalił papierosa i pociągnął łyk pa-rującej kawy z plastikowego kubeczka.173 Przejdę od razu do rzeczy zaczął Sandy, jakby chciał dać do zrozumie-nia, że mógłby podjąć dyskusję o pogodzie. Dostałem anonimową wiadomość,iż życie Patricka jest prawdopodobnie zagrożone.Brzydził się kłamstwem, lecz w tych okolicznościach musiał realizować planułożony przez jego klienta. A komu by zależało na informowaniu pana o tym, co może grozić pańskie-mu klientowi? Korzystam z pomocy prywatnych detektywów przy zbieraniu materiałów.Pochodzą stąd, znają więc mnóstwo ludzi.I jeden z nich przekazał mi plotki, jakiewpadły mu w ucho.Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego.Sweeney przyjął wyjaśnienie z kamienną twarzą.W zamyśleniu palił papie-rosa.W ciągu ubiegłego tygodnia on sam słyszał dziesiątki przeróżnych plotekna temat wyczynów Lanigana, w końcu ostatnio ludzie prawie nie mówili o ni-czym innym.A wiele z tych plotek dotyczyło także ewentualnego zamachu nażycie Patricka.Szeryf doszedł jednak do wniosku, iż znacznie lepiej zna miejsco-we środowiska przestępcze od adwokata, zwłaszcza że ten pochodził z NowegoOrleanu.Postanowił więc oddać mu inicjatywę. Padło jakieś nazwisko? Tak.Człowiek nazywa się Lance Maxa.Zapewne zna go pan. Owszem. Zajął miejsce Patricka u boku Trudy zaraz po pogrzebie. Można by powiedzieć, że to Patrick na krótko zajął miejsce Lance a wtrącił Sweeney, uśmiechając się wreszcie.W jego przekonaniu Sandy rzeczywiście niewiele wiedział, na pewno mniejod niego. Domyślam się, że zna pan historię związku Trudy i Lance a odparł niecoośmielony McDermott. Zgadza się.Jest ona znana chyba wszystkim tutejszym mieszkańcom. Tak myślałem.Zatem wie pan również, że Lance to nieciekawy typek,a według plotek szuka obecnie płatnego zabójcy. Za ile? rzucił sceptycznie szeryf. Tego nie wiem, w każdym razie ma pieniądze, podobnie jak doskonałymotyw. Do mnie też dotarły podobne wieści. To świetnie.I co pan zamierza? W jakiej sprawie? Zapewnienia memu klientowi bezpieczeństwa.Sweeney westchnął głośno, jakby z trudem się pohamował od wybuchu złości. Przecież Lanigan przebywa na terenie bazy wojskowej, jest pod ochronądwóch moich ludzi oraz agentów FBI.Nie sądzę, aby potrzebne były ostrzejsześrodki bezpieczeństwa.174 Wcale nie zamierzałem dyktować, jak powinien pan wykonywać swojeobowiązki, szeryfie. Naprawdę? Oczywiście.Proszę jednak zrozumieć, że mój klient jest bezgranicznieprzerażony.Tylko dlatego zgodziłem się z panem rozmawiać w jego imieniu.Ukrywał się przez cztery i pół roku, aż w końcu został schwytany.Teraz drę-czą go głosy prześladowców, widzi ich niemal na każdym kroku.Jest przekonany,że nastąpi próba zamachu na jego życie, toteż zwrócił się do mnie z prośbą o za-pewnienie mu bezpieczeństwa. Nic mu nie grozi. Na razie.Mógłby pan jednak porozmawiać z Lance em, powiedzieć muo krążących plotkach i trochę go nastraszyć.Gdyby zyskał podejrzenia, że jestobserwowany, może zrezygnowałby ze swych idiotycznych planów. Lekkomyślność to jego przyrodzona cecha. Być może, ale Trudy jest chyba rozsądniejsza.Gdyby poczuła, że możezostać pociągnięta do odpowiedzialności, zapewne szybko przywołałaby Lance ado porządku. To fakt, dość skutecznie trzyma go na smyczy. Właśnie to miałem na myśli.Przecież ona nie jest aż tak lekkomyślna.Sweeney przypalił następnego papierosa i spojrzał na zegarek. To wszystko? zapytał, chcąc najwidoczniej pozbyć się gościa.Dawałdo zrozumienia, że obowiązków szeryfa nie można porównywać ze zwykłą pracąbiurową. Jeszcze jedna sprawa.Znów proszę nie zrozumieć, że próbuję pana po-uczać.Patrick żywi wobec pana głęboki respekt.Ma jednak tę świadomość, żebyłby znacznie bezpieczniejszy tam, gdzie się obecnie znajduje. Też mi nowina. W więzieniu nie da się uniknąć licznych zagrożeń. No cóż, mógł o tym pomyśleć, zanim dopuścił się zbrodni.Sandy puścił tę uwagę mimo uszu. Poza tym w szpitalu łatwiej jest mieć go na oku. Czy był pan kiedykolwiek w moim więzieniu? Nie. Więc proszę mi nie wmawiać, że jest tam niebezpiecznie.Zajmuję to sta-nowisko od dość dawna, jasne? Niczego nie chcę panu wmawiać. Właśnie słyszę.Zostało panu pięć minut.Coś jeszcze? Nie. Doskonale.175Sweeney poderwał się z miejsca i ruszył w stronę drzwi.Sędzia Karl Huskey wjechał na teren bazy lotniczej Keeslera póznym popołu-dniem i bez większego pośpiechu zaczął załatwiać formalności ze służbami ochro-ny szpitala.Był w trakcie nużącej rozprawy o przemyt narkotyków i odczuwałsilne zmęczenie.Mimo to, kiedy Patrick zadzwonił, zgodził się odwiedzić go pozakończeniu posiedzenia w sądzie.Przed czterema laty Huskey niósł trumnę Lanigana, w czasie pogrzebu sie-dział obok Sandy ego McDermotta.Wcześniej bardzo się zaprzyjaznił z Patric-kiem.Poznali się już podczas pierwszej sprawy cywilnej, w której tamten wy-stępował po przeniesieniu się do Biloxi.Szybko nawiązali bliższą znajomość, doczego w znacznym stopniu przyczyniły się częste spotkania na gruncie zawodo-wym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]