[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wracam do swoich i bierzemy się do roboty.Jedną ręką na zmianę trzymamy się za nosy i wachlujemy powietrze, a drugą mieszamy te ścieki z piaskiem, robimy błoto i zalepiamy nim flagę.Kiedy kończymy Dan powiada że jak nas teraz złapią, to wezmą nas za szpiegów i rozstrzelają.Sierżant Kranz daje Zuzi wiaderko z nową porcją ścieków, na wypadek gdyby błoto odpadło z flagi i trzeba było ją znów pacykować, po czym wsiadamy i ruszamy w dalszą drogę.Jeździmy sobie to w lewo, to w prawo i błotko świetnie spełnia swoją rolę.Czasem ktoś na nas spojrzy jak go mijamy, ale już nikt nie krzyczy ani nie wali w czołg kamulcami.Wreszcie docieramy na stację benzynową, ale wygląda jakoś pusto.Dan mówi żebyśmy sprawdzili, ja i sierżant Kranz, czy jest ropa.Wysiadamy i kurde! - od razu robi się straszne zamieszanie.Ze wszystkich kierunków wyjeżdżają jakieś dżipy i transportery, prują w naszą stronę, potem hamują z piskiem opon.Kucnęliśmy z sierżantem za koszem na śmieci i czekamy co będzie.Po chwili z jednego z transporterów wysiada jakiś gość.Ma duże krzaczaste wąsy, zielony mundur polowy, a na łbie czerwony berecik.Wszyscy wkoło kłaniają mu się i podlizują jakby facet był jakąś miejscową szyszką.- Ja pierdolę! - szepcze mi do ucha sierżant Kranz.- To Husajn we własnej osobie!Wystawiam łeb, mrużę oczy, no i faktycznie - gość wygląda wypisz wymaluj jak Sradam na zdjęciach.Idzie w stronę jakiegoś budynku i na początku wcale nas nie zauważa.Nagle staje, obraca się na pięcie i wlepia gały w czołg.Wszystkie Araby co mu towarzyszyli natychmiast zaczynają wymachiwać bronią i ustawiają się dokoła czołgu.Jeden gramoli się na wierzch i grzecznie puka do włazu.Pewnie Dan myślał że to my, bo nie spytał kto tam ani nic tylko otworzył.I kurde flaki! - zamiast naszych pysków ujrzał dwadzieścia wycelowanych w siebie luf.Araby wyciągli ich ze środka, znaczy się Dana i Zuzię, po czym kazali im stanąć pod murem i unieść do góry ręce.Więc małpa stanęła, a Dan usiadł, bo wcześniej zdjął sztuczne nogi.Skurwiel Sradam bierze się pod boki, patrzy na Dana z Zuzią, potem na tych swoich podlizusów i wybucha śmiechem.- No i co? Nie mówiłem, że nie ma się czego bać? Że Amerykanie są mocni tylko w gębie? Patrzcie! Piękny nowoczesny czołg, a w środku kto? Kaleka i gość włochaty jak goryl!Widzę że porównanie do goryla sprawia Zuzi przykrość.- Cóż - ciągnie dalej Sradam - skoro nie mają na czołgu żadnych znaków rozpoznawczych, to znaczy, że szpiegują.Dajcie im, chłopcy, po papierosie i spytajcie, czy chcą coś powiedzieć zanim zginą.Nie wygląda to zbyt wesoło.Zupełnie nie wiemy co robić, ani sierżant Kranz ani ja.Bez sensu byłoby rzucać się na żołnierzy ze straży przybocznej Sradama, bo tylu ich jest, że zastrzeliliby nas i już.Do czołgu nie możemy się dostać, bo jest pilnie strzeżony.Dać dyla też nie możemy, bo po piersze nie wypada, a po drugie dokąd mielibyśmy zwiać?Dan pali ostatniego papierosa, Zuzia swojego drze na kawałki i zjada.Pewnie małpiszon myśli że to ostatnia wieczerza czy co.Przez chwilę nic się nie dzieje, a potem skurwiel Sradam idzie do naszego czołgu i gramoli się do środka.Po paru minutach wysuwa łeb i drze się do straży żeby przyprowadziła mu więźniów.Cała trójka znika w środku.Okazuje się że Sradam nigdy w życiu nie widział tak nowoczesnego czołgu, nie wie jak ustrojstwo działa ani nic, więc postanowił odwlec ekzekucję dopóki Dan z Zuzią nie pokażą mu co i jak.Przez jakiś czas tłumaczą mu pewnie co do czego służy, a potem włączają silnik.Powoli wieżyczka się obraca, działo się obniża i wreszcie celuje prosto w Sradamową straż.Strażnicy mają coraz głupsze miny, zaczynają jazgotać nerwowo, gdy wtem przez czołgowy megafon rozlega się głos Sradama, który każe wszystkim rzucić broń i podnieść do góry ręce.Araby robią co im szef każe.Wtedy z włazu wyskakuje Zuzia i macha do nas, sierżanta Kranza i mnie, żebyśmy migiem wleźli do środka.Kiedy znikamy w czołgu małpa chwyta wiaderko, chlusta jego zawartość strażnikom w twarze i pędem odjeżdżamy.Araby stoją w tabunach kurzu, krztuszą się, trzymają za nosy, wachlują powietrze.Dan prowadzi czołg jedną ręką, a drugą przytyka pistolet Sradamowi do łba.- Forrest, weź to ode mnie - mówi dając mi broń - i celuj w łobuza.Jeśli wykona jeden fałszywy ruch, rozwal mu baniak.Sradam płacze, przeklina i wzywa na pomoc swojego Allaha.- Musimy zatankować, inaczej cały plan weźmie w łeb - powiada Dan.- A jaki jest plan? - pytam go.- Dostarczyć tego żałosnego skurwiela do generała Scheisskopfa.Niech go wrzuci do pierdla albo lepiej postawi pod murem, tak jak on nas postawił.Kiedy Sradam to słyszy, składa łapy jak do modlitwy, osuwa się na kolana, to wznosi modły do Allaha, to nas błaga o litość i takie tam wyczynia hece.- Każ skurwielowi się zamknąć - mówi do mnie Dan.- Nie mogę się przez niego skupić.Cholera, Forrest, wiesz, jakie to wredne skąpiradło? Kiedy mu powiedziałem, że chciałbym przed śmiercią dostać talerz smażonych ostryg, oznajmił, że tu nie ma ostryg.Jak to możliwe, żeby człowiek, który rządzi całym krajem, nie mógł zdobyć dla skazańca kilku nędznych ostryg? Wredne skąpiradło, ot co!I nagle Dan wciska hamulec.- Nareszcie, kurwa - mówi.- Stacja benzynowa.Zaczyna manerować czołgiem żeby ustawić go przy zbiorniku z paliwem.Z budynku wyłazi jakiś Arab i patrzy co się dzieje.Sierżant Kranz otwiera właz i pokazuje mu na migi żeby wlał nam paliwa.Arab kręci makową, jazgocze po swojemu i wymachuje łapami jakby się opędzał przed natrętną muchą.Dobra, bratku, myślę sobie.Chwytam za kark skurwiela Sradama i wystawiam jego łeb na zewnątrz.Oczywiście z przytkniętą do czoła bronią.Arab natychmiast się ucisza, a mina mu się zrzędza.Sradam cały czas krzywi się do mnie i błaga o litość.Tym razem kiedy sierżant Kranz pokazuje Arabowi że chcemy paliwa, ten w podskokach napełnia nam baka.Tymczasem Dan mówi że trzeba lepiej zamaskować czołg, bo musimy się przebić przez całą armię wroga, która dyma z powrotem na chatę.Najlepiej, powiada, byłoby skombinować iracką flagę i przyczepić ją do anteny radiowej.Okazuje się to całkiem proste, bo flagów jest w Bagdadzie jak mrówków, na każdym drzewie, na każdej latarni, wszędzie.Więc przywiązaliśmy flagę do anteny, a potem rozsiedliśmy się wygodnie w czołgu, ja, porucznik Dan, Zuzia, sierżant Kranz, no i Sradam z przytkniętym do łba gnatem, i ruszyliśmy na poszukiwanie naszych.Jedna rzecz jaką można powiedzieć o pustyni to że jest płaska.Druga rzecz - to że jest na niej gorąco, a jak się jedzie w czołgu w pięć osób - to jest bardzo gorąco.Wszyscyśmy marudzili i narzekali na upał, a potem nagle zmieniliśmy temat narzekań, bo na horyzoncie pojawiła się pieprzona armia iracka.Oczywiście ich czołgi zasuwały w naszą stronę.- No i co teraz robimy? - pyta sierżant Kranz.- Będziemy udawać jednego z nich - odpowiada Dan.- Jak? - pytam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]