[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypuszczalnie podobnie miała się rzecz także w tym przypadku.Wielkie zwierzę ponownie nachyliło się nad ofiarą, przytrzymało ją ogromną tylną łapą, i zaczęło szarpać mięso monstrualnymi szczękami.- Zostanie tutaj - szepnął Regis.- Znakomicie.Tyranozaur oderwał się na chwilę od zdobyczy i poruszając szczękami spojrzał w kierunku samochodów.Do uszu siedzących w nich ludzi dobiegł obrzydliwy odgłos miażdżonych kości.- Błeee! - rozległ się z interkomu głos Lex.- Co za ohyda! W tej samej chwili, jakby doszedłszy do wniosku, że lepiej jednak zachować ostrożność, tyranozaur wbił zęby w to, co jeszcze pozostało z kozy, i zniknął między drzewami.- Panie i panowie, to był Tyrannosaurus rex.Toyoty ponownie ruszyły naprzód, cicho sunąc drogą wśród bujnej zieleni.Malcolm z westchnieniem opadł na siedzenie.- Fantastyczne! - mruknął.Gennaro bez słowa otarł czoło.Był bardzo blady.Stan rzeczyKiedy Henry Wu wszedł do dyspozytorni, zastał wszystkich siedzących w półmroku i przysłuchujących się transmitowanej przez radio rozmowie.- Boże, jeśli taki potwór wydostanie się na zewnątrz, nic nie zdoła go powstrzymać! - powiedział Gennaro.- Rzeczywiście.- Ogromny, bez żadnych naturalnych nieprzyjaciół.- Pomyślcie tylko, co by było, gdyby.- Niech ich szlag trafi! - wybuchnął Hammond.- Na wszystko patrzą z najgorszej strony.- Wciąż rozprawiają o ewentualnej ucieczce zwierząt? - zdziwił się Wu.- Zupełnie ich nie rozumiem.Chyba zdążyli już przekonać się na własne oczy, że wszystko jest pod kontrolą.Stworzyliśmy te zwierzęta i miejsce, w którym przebywają.- Wzruszył z irytacją ramionami.Wu nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Park został prawidłowo zaprojektowany, ani przez chwilę nie dopuszczał też do siebie myśli, że coś mogłoby być nie w porządku z odtwarzanym przez niego paleo-DNA.Problemy, jakie się pojawiały, dotyczyły drugo- i trzeciorzędnych szczegółów, i łatwo dawały się wyeliminować w następnej, nowszej wersji.Henry Wu wierzył głęboko, iż kłopoty towarzyszące powstawa­niu Parku nie sięgają do źródeł samego pomysłu ani też nie mogą stać się przyczyną żadnego poważnego zagrożenia.Ucieczka zwie­rząt? Bzdura! Wu czuł się osobiście urażony, że ktoś miał czelność choć przez chwilę podejrzewać go o popełnienie tak poważnego błędu.- To ten Malcolm - mruknął ponuro Hammond.- Wszystko przez niego.Sam przecież wiesz, że od samego początku był przeciwko nam.Ukuł tę swoją teoryjkę, według której systemy o wysokim stopniu komplikacji nie poddają się żadnej kontroli, i że nie uda się skopiować natury, ale Bóg mi świadkiem, że nie wiem, o co mu właściwie chodzi.Do licha, przecież my budujemy tutaj zwyczajne zoo! Na świecie jest ich mnóstwo, i wszystkie jakoś działają.On jednak będzie chciał dowieść słuszności swojej teorii, nawet gdyby miał za to zapłacić życiem.Mam tylko nadzieję, że nie zdoła nastraszyć Gennaro do tego stopnia, żeby ten próbował zwinąć całe przedsię­wzięcie.- A mógłby to zrobić? - zapytał Wu.- Nie, ale może starać się przekonać japońskich inwestorów, żeby wycofali swoje pieniądze, może też narobić smrodu w San Jose.Arnold zgasił kolejnego papierosa.- Na razie zaczekajmy spokojnie i zobaczmy, co się będzie działo - zaproponował.- Wszyscy wierzymy w nasz park, więc przekonajmy się, czy potrafi sam się obronić.Muldoon wysiadł z windy, skinął głową strażnikowi pełniącemu dyżur na parterze i zszedł po schodach do piwnicy.Włączył światło.Na podziemnej kondygnacji stało w dwóch rzędach dwadzieścia kilka terenowych land cruiserów; w przyszłości miały kursować bez chwili przerwy, obwożąc turystów po Parku i przywożąc ich z powrotem do centrum obsługi zwiedzających.W kącie obszernego garażu był zaparkowany jeep z czerwonym pasem biegnącym dokoła karoserii, jeden z dwóch pojazdów na wyspie napędzanych silnikami benzynowymi - drugim z samego rana wyjechał w teren weterynarz - które mogły poruszać się bez żadnych ograniczeń po całym terenie Parku, nawet wśród zwierząt.Czerwony pas namalowano ze względu na triceratopsy; nie wiadomo czemu budził ich respekt i zniechęcał do atakowania samochodu.Muldoon minął jeepa i skierował się ku tylnej ścianie pomieszczenia.Na stalowych drzwiach prowadzących do arsenału brakowało jakich­kolwiek napisów.Otworzył zamek, po czym pchnął ciężkie skrzydło.Pokój był zawalony bronią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl