[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie jest zły chłopiec, dodała, tyle że niełatwo go utrzymać w ryzach.Kiedy indziej przyłapałem syna w łazience na paleniu papierosa.Wygłosiłem mu wtedy krótkie kazanie o tym jakie to niezdrowe i w ogóle.Mały Forrest słuchał, ale jakby niechętnie.Kiedy skończyłem swoją gadkę, nic nie powiedział, nie obiecał że więcej nie będzie, po prostu wyszedł z łazienki i już.I jeszcze sprawa hazardu.Chłopak był, kurde, tak inteligentny że prawie każdego potrafił orżnąć, no i ożynał.W karty i inne takie.Dyrektorka szkoły napisała do mnie list że mały Forrest hazarduje się na przerwach i ogrywa inne dzieci z forsy.Którejś nocy nie wrócił na noc do domu.Pani Curran czekała na niego do północy, ale wreszcie położyła się spać.Ja siedziałem do rana.O świcie przyłapałem go jak próbował się wśliznąć oknem do swojego pokoju.Pomyślałem sobie: trudno, Forrest, musisz z nim poważnie porozmawiać.- Słuchaj, Forrest - powiadam do syna.- To się, kurde, musi skończyć.Wiem że młodzi chcą się wyszumieć, ale według mnie trochę z tym szumem przesadzasz.- Tak myślisz? - on na to.- A co ja takiego robię?- No, na przykład, wślizgujesz się cichcem do domu po północy, kopcisz w łazience fajki.- Co ci do tego? Dlaczego mnie szpiegujesz?- Nie szpieguję, po prostu patrzę i widzę - mówię.- Na jedno wychodzi.Najlepiej patrz gdzie indziej.- Nie mogę.Jestem za ciebie odpowiedzialny.Muszę się tobą opiekować.- Wcale nie musisz - on na to.- Sam sobie poradzę.- No widzę że radzisz sobie całkiem nieźle.Nie każdy ma sześć puszek piwa schowanych w kiblu w zbiorniku z wodą.- A więc jednak mnie szpiegujesz?!- Nie.Woda w kiblu cały czas się lała, więc pomyślałem że sprawdzę co się dzieje.No i sprawdziłem.Jedna z puszek zatkała otwór.Trudno żebym jej nie zauważył.- Mogłeś nic nie mówić.- Co?! Skoro sam nie umiesz się przyzwoicie zachowywać, muszę cię nauczyć.I nauczę.- Ty? Mówisz z błędami, nie potrafisz utrzymać pracy.Jakim prawem chcesz mną rządzić? Dlaczego mam się ciebie słuchać? Tylko dlatego, że z tych wszystkich miejsc, gdzie byłeś, przysyłałeś mi tandentne prezenty? Jak ten podrobiony totem z Alaski? Albo tę idiotyczną tubę z Niemiec? Wyglądałbym z nią jak kretyn! Albo ten pseudoantyk z Arabii Saudyjskiej? Jest tak tępy, że nie można nim ciąć masła, nie mówiąc o papierze, w dodatku zanim jeszcze tu dotarł, powypadały z niego te kolorowe szkiełka! Wierz mi, to nie były żadne klejnoty! Wszystko wywaliłem na śmietnik! Jeśli myślisz, że masz nade mną jakąkolwiek władzę, to się grubo mylisz! Jaką władzą, jaką?!Kurde flaki, miarka się przelała.Chciał wiedzieć jaką władzę, to mu pokazałem jaką.Chwyciłem smarkacza i przełożyłem sobie przez kolano.- To będzie bardziej mnie bolało niż ciebie - powiedziałem.I sprawiłem mu lanko.Nie wiem czy to co powiedziałem było prawdą czy nie, ale wiem że za każdem razem jak dawałem mu klapsa, czułem się tak jakbym bił sam siebie.Nie miałem jednak wyboru.Chłopak był mądry, więc nie mogłem przemówić mu do rozumu, bo ani w rozumowaniu ani w przemawianiu nie byłem zbyt mocny.Z drugiej strony musiałem zapanować nad sytuacją, dlatego wzięłem sprawy w swoje ręce.Przez całe lanie mały Forrest nic nie mówił, nie płakał, nie krzyczał ani nic.Kiedy skończyłem, wstał z buzią czerwoną jak wóz strażacki i poszedł do swojego pokoju.Siedział tam do wieczora, a kiedy w końcu wyszedł na kolację też niewiele mówił, tylko takie rzeczy jak: podaj sos, poproszę sól.Ale w ciągu następnych dni i tygodni zauważyłem w jego zachowaniu znaczną poprawę.Chyba widział że ją zauważyłem, przynajmniej taką miałem nadzieję.Często kiedy wiosłuję albo kiedy siedzę w łódce i poławiam ostrygi, rozmyślam o Gretchen.Ale na tym się kończy, na rozmyślaniu, bo co mi innego zostało? Niewiele zarabiam, żyję z dnia na dzień, a ona? Ona któregoś dnia będzie panią magister.Kilka razy nawet chciałem do niej napisać, ale nie wiedziałem o czym.Potem myślałem sobie: e tam, to jedynie pogorszy sytuację.Więc nic nie pisałem, zasuwałem przy ostrygach i tylko czasem nachodziły mnie wspomnienia.Któregoś dnia po powrocie ze szkoły mały Forrest wchodzi do kuchni.Ja stoję przy zlewie i próbuję doszorować brudne ręce.Wcześniej rozcięłem sobie palucha o ostrygową skorupę i chociaż rana bardzo nie boli, to krew leje się strumieniem.- Co się stało? - pyta chłopiec.Mówię mu, a on na to:- Poczekaj, przyniosę ci plaster.Poszedł i przyniósł, ale zanim go nakleił, polał mi palec jakimś świństwem, które piekło jak diabli.- Przy ostrygach trzeba uważać, żeby się nie skaleczyć - mówi do mnie.- Może się wdać poważna infekcja.- Tak? Dlaczego? - pytam.- Bo ostrygi najbardziej lubią się przyczepiać tam, gdzie woda jest mocno zanieczyszczona.Nie wiedziałeś o tym?- Nie - mówię.- A ty skąd wiesz?- Bo czytam wszystko na ich temat.Gdyby ostryga umiała mówić, to na pytanie, gdzie najchętniej by zamieszkała, pewnie by odpowiedziała, że w dole kloacznym.- A dlaczego czytasz na ich temat?- Pomyślałem sobie, że czas najwyższy zacząć ci pomagać - on na to.- Harujesz całymi dniami, a ja co? Chodzę do szkoły i nic.- I dobrze.Właśnie tak ma być.Musisz się uczyć, żeby nie skończyć tak jak ja.- Ale ja już się dość nauczyłem.I jeśli chcesz znać prawdę, potwornie się nudzę w tej budzie.Tak znacznie wyprzedzam inne dzieciaki, że nauczyciele zwalniają mnie z lekcji.Każą mi siedzieć w bibliotece i czytać.- Tak?- Tak.Więc pomyślałem sobie, że zamiast codziennie chodzić do szkoły i siedzieć w bibliotece, mógłbym od czasu do czasu pojechać z tobą do Bayou La Batre i pomóc ci w odłowie.- Miło by.ale.hm.nie bardzo.- To znaczy, gdybyś chciał - mówi mały Forrest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]