[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałem jeszcze cztery patronyrakietowych przyspieszników.Nie użyłem ich z myślą, że sytuacja może się pogorszyć i będą miwtedy potrzebne.Przy pełnych obrotach powstała bardzo silna wibracja; domyślałem się, żeśmigło oblepia się tą dziwną zawiesiną; na zegarach udzwigu miałem jednak wciąż zero, więc nicna to nie mogłem poradzić.Słońca nie widziałem od chwili, kiedy wszedłem w mgłę, ale w jegokierunku fosforyzowała czerwono.Krążyłem wciąż w nadziei, że w końcu uda mi sięwypaść na jedno z tych wolnych od mgły miejsc, i rzeczywiście udało mi się, jakieś pół godzinypotem.Wyleciałem na wolną przestrzeń, prawie dokładnie kolistą, o średnicy kilkuset metrów.Jej granicę stanowiła mgła kotłująca się gwałtownie, jakby unoszona silnymi prądamikonwekcyjnymi.Dlatego starałem się pozostać możliwie w środku dziury" - tam powietrzebyło najspokojniejsze.Zauważyłem wtedy zmianę powierzchni oceanu.Fale prawie zupełnieznikły, a powierzchowna warstwa tej cieczy - tego, z czego jest ocean - stała siępółprzezroczysta, z zadymieniami, które nikły, aż po krótkim czasie nastąpiło zupełnewyklarowanie i mogłem przez warstwę kilkumetrowej chyba grubości patrzeć w głąb.Gromadziłsię tam jak gdyby żółty szlam, który cienkimi, pionowymi smużkami szedł w górę, a gdywypływał na wierzch, stawał się szkliście lśniący, zaczynał się burzyć i pienić, i tężał; podobnybył wtedy do bardzo gęstego, przypalonego cukrowego syropu.Ten szlam czy śluz zbierał się wgrube węzły, wyrastał nad powierzchnię, tworzył ka-lafiorowate wyniosłości i powoli formowałrozmaite kształty.Zaczęło mnie ściągać ku ścianie mgły, więc musiałem przez parę minutparować ten ruch obrotami i sterem, a kiedy mogłem znowu wyjrzeć, na dole, pode mną,zobaczyłem coś, co przypominało ogród.Tak, ogród.Widziałem karłowate drzewka i żywopłoty,i ścieżki, nieprawdziwe - wszystko to było z tej samej substancji, która całkiem już stężała jakżółtawy gips.Tak to wyglądało; powierzchnia lśniła mocno, opuściłem się, jak tylko mogłem,żeby to dokładnie obejrzeć.Pytanie: Czy te drzewa i inne rośliny, które widziałeś, miały liście?Odpowiedz Bertona: Nie.To był tylko taki ogólny kształt - jakby model ogrodu.O, tak! Model.Tak to wyglądało.Model, ale chyba naturalnej wielkości.Po chwili wszystko zaczęło pękać irozłamywać się, przez szczeliny, które były zupełnie czarne, falami wyciskał się na powierzchnięgęsty śluz i zastygał, część ściekała, a część zostawała, i wszystko zaczęło się coraz energiczniejburzyć, okryło się pianą i nic już oprócz niej nie widziałem.Równocześnie mgła zaczęła ściskaćmnie ze wszystkich stron, więc zwiększyłem obroty i wyszedłem na 300 metrów.Pytanie: Czy jesteś zupełnie pewny, że to, co widziałeś, przypominało ogród - i nic innego?Odpowiedz Bertona: Tak.Dlatego, bo zauważyłem tam rozmaite szczegóły; pamiętam naprzykład, że w jednym miejscu stały rzędem jak gdyby kwadratowe pudełka.Pózniej przyszło mido głowy, że to mogła być pasieka.Pytanie: Pózniej przyszło ci to do głowy? Ale nie w chwili, kiedy to widziałeś?Odpowiedz Bertona: Nie, bo to było wszystko jak z gipsu.I widziałem jeszcze inne rzeczy.Pytanie: Jakie rzeczy?Odpowiedz Bertona: Nie mogę powiedzieć jakie, bo ich dokładnie nie zdążyłem obejrzeć.Odniosłem wrażenie, że pod kilkoma krzakami leżały jakieś narzędzia, były to podługo-watekształty z wystającymi zębami jak gipsowe odlewy małych maszyn ogrodniczych.Ale tego niejestem całkiem pewny.Tamtego - tak.Pytanie: Czy nie pomyślałeś, że to halucynacja?Odpowiedz Bertona: Nie.Myślałem, że to była fatamorgana.O halucynacji nie myślałem, boczułem się zupełnie dobrze, a także dlatego, że nigdy w życiu czegoś podobnego nie widziałem.Kiedy wszedłem na trzysta metrów, mgła była pode mną podziurawiona wgłębieniami,wyglądała zupełnie jak ser.Jedne z tych dziur były puste i widziałem w nich falowanie oceanu, aw innych coś się kotłowało.Zeszedłem w jedno z takich miejsc i na czterdziestu metrachzobaczyłem, że pod powierzchnią oceanu - ale całkiem płytko - leży ściana, jak gdyby ścianabardzo wielkiego budynku; przeświecała jasno poprzez fale i miała szeregi regularnych,prostokątnych otworów, jak okna; a nawet wydało mi się, że w niektórych oknach coś sięporusza.Tego nie jestem już całkiem pewny.Ta ściana zaczęła się powoli podnosić i wynurzać zoceanu.Zciekał po niej śluz całymi wodospadami i jakieś śluzowate twory, takie żyłkowanezgęsz-czenia.Nagle rozłamała się na dwie części i poszła w głąb tak szybko, że natychmiastznikła.Podciągnąłem maszynę jeszcze raz w górę i leciałem tuż nad samą mgłą, że prawiedotykałem jej podwoziem.Zobaczyłem następne puste lejowate miejsce - było chyba kilka razywiększe od pierwszego.Już z daleka zobaczyłem coś pływającego, wydało mi się, ponieważ było to jasne, prawie białe,że to jest skafander Fechnera, tym bardziej że kształt przypominał człowieka.Zrobiłem zwrotmaszyną, bardzo gwałtowny, bałem się, że mogę minąć to miejsce i już go nie odnajdę; ta postaćz lekka uniosła się wtedy i wyglądało, jak gdyby pływała czy też stała po pas w fali.Spieszyłemsię i zeszedłem tak nisko, że poczułem uderzenie podwozia o coś miękkiego, o grzbiet fali,przypuszczam, bo była w tym miejscu spora.Ten człowiek, tak, to był człowiek, nie miał nasobie skafandra.Mimo to się poruszał.Pytanie: Czy zobaczyłeś jego twarz? Odpowiedz Bertona:Tak.Pytanie: Kto to był? Odpowiedz Bertona: To było dziecko.Pytanie: Jakie dziecko? Czywidziałeś je kiedyś w życiu gdziekolwiek?Odpowiedz Bertona: Nie.Nigdy.W każdym razie nie przypominam sobie.Zresztą, jak tylko sięzbliżyłem - dzieliło mnie od niego ze czterdzieści metrów, może trochę więcej - zorientowałemsię, że jest w nim coś niedobrego.Pytanie: Co przez to rozumiesz? Odpowiedz Bertona: Zarazpowiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]