[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko taki statek wytrzyma olbrzymie sztormy Morza Burzliwego.Każdy inny pójdzie na dno.Całe szczęście, że Deszczowcy nie rozporządzają drzewem bo-bo ani palmami kokosowymi, bo w przeciwnym wypadku dawno by już przepłynęli przez morze i podbili inne państwa.Słysząc to Smok Wawelski posmutniał.— A skąd my weźmiemy potrzebny materiał? Nie mam pojęcia, w jakich stronach świata należy szukać drzewa bo-bo.Wtedy Mlekopij uśmiechnął się i powiedział:— Masz szczęście, żeś trafił do mnie.Byłbym ostatnim łobuzem, gdybym nie pomógł synowi mojego najlepszego przyjaciela.Jestem już bardzo stary i z moją pamięcią nie jest już inajlepiej, ale jeszcze dobrze pamiętam, że drzewo bobo rośnie w Kraju Gburowatego Hipopotama.— A palma kokosowa?— Na szczęście w tej samej krainie.Mało kto wie o jej istnieniu.Ja też bym nie wiedział, gdybym nie lubił czytać książek podróżniczych.Ale w ciekawym dziele pt.Dziwy świata przeczytałem, że Kraj Gburowatego Hipopotama sąsiaduje od południa z Cynamonią.— No tak — powiedział na to Smok Wawelski — wiem, gdzie leży Cynamonia, ale to jest w zupełnie innym kierunku.Trzeba będzie nadłożyć duży kawał drogi.Czy nie ma innego wyjścia?Mlekopij zastanawiał się przez chwilę, po czym rzekł:— Myślę, że nie ma.Jedynym sposobem przepłynięcia Morza Burzliwego jest posiadanie tratwy z drzewa bo-bo.Dla dobra wyprawy musisz się o nią postarać.Przecież zależy ci na uwolnieniu profesora z rąk okrutnego tyrana.— W takim razie musimy jak najszybciej jechać do Krainy Gburowatego Hipopotama — zadecydował Smok.— Nie wolno nam stracić ani dnia.Gąbka jest w ogromnym niebezpieczeństwie.Dokąd teraz mamy się udać?Mlekopij wyprowadził go przed jaskinię i wskazał ciągnący się na widnokręgu łańcuch niewysokich, ale bardzo skalistych wzgórz:— To są Wzgórza Papuzie.Trzeba zejść na drugą stronę i stale dążyć na południe.Wkrótce napotkacie plemię Słoneczników.Tam spytacie się o dalszą drogę.Myślę, że za dwa dni staniecie na granicy Cynamonii, a po dalszych dwóch dniach osiągniecie Krainę Gburowatego Hipopotama.Czy macie odpowiedni zapas paliwa?— Tak.Bardzo duży.— To dobrze, bo najbliższa stacja benzynowa jest o pięć dni drogi w zupełnie innym kierunku.Musicie liczyć jedynie na własne zapasy.— Kochany Mlekopij u — powiedział Smok — dziękuję ci w imieniu własnym i moich towarzyszy za miłe przyjęcie, a zwłaszcza za cenne wiadomości.Pozwól jednak, że pożegnam cię jak najszybciej, bo sytuacja jest poważna.Każdy dzień spóźnienia może mieć smutne następstwa.Chciałem przeprowadzić z tobą wywiad, aby zebrać materiały do reportażu z naszej podróży — ale muszę z tego zrezygnować.Nie ma ani chwili do stracenia.Na pożegnanie Mlekopij uściskał swych gości, nie wyłączając Deszczowca.Szepnął mu jednak ostrzegawczo do ucha:— Jeżeli zdradzisz Smoka Wawelskiego, będziesz miał ze mną do czynienia.Odszukam cię, choćbym nawet miał się wyrzec picia mleka do końca życia.A wtedy marny twój los.Don Pedro uderzył się kułakiem w pierś dla zamanifestowania swej wierności i powiedział:— Wolałbym zamienić się na proszek przeciwko pchłom, niż skrzywdzić dobroczyńców, którzy uratowali mi życie.— Wierzę ci — powiedział Mlekopij — bo użyłeś najświętszego zaklęcia Deszczowców.A zwracając się do wszystkich, dodał:— Życzę wam szczęśliwej podróży i pomyślnego jej wyniku.Jeżeli droga powrotna wypadnie wam koło mojej nory — wstąpcie raz jeszcze do starego Mlekopija, który polubił was serdecznie.Kwaśne mleko smakowało?— Jeszcze jak — odparł Smok.Jak wiemy, było to jego ulubione powiedzenie.Rozdział czternastyTOWARZYSZE NIEDOLIWiem, że to brzydko z mojej strony, iż zostawiłem profesora Gąbkę, gdy z wielkim pluskiem wpadł do lochu wypełnionego wodą.Musiałem wam jednak opowiedzieć, co się w tym czasie działo ze Smokiem.Nie muszę chyba dodawać, że profesor dał sobie radę z wodą.Okazało się zresztą, że sięga mu ona jedynie do szyi.Gdy minęło pierwsze oszołomienie spowodowane upadkiem, przyszedł czas na spokojne rozważenie sytuacji.Gąbka, jako człowiek uczony, starał się zawsze myśleć spokojnie i rzeczowo:Faktem jest, że wpadłem do lochu, w którym woda sięga mi po szyję.To nie ulega wątpliwości.Z faktu tego wynika, że głowa sterczy nad wodą, to znaczy, że w pełni mogę z niej korzystać.A korzystać z głowy — to znaczy myśleć.A więc rozmyślajmy dalej: Największy Deszczowiec nie chciał mojej zguby.Jego intencją było tylko zastraszenie mnie i nakłonienie do zgody na ohydne propozycje.Jeżeli myślał, że mnie zastraszy — to grubo się pomylił.Wcale się niczego nie boję.A skoro się nie boję, to znaczy, że mogę spokojnie kombinować, jak się z tego mokrego więzienia wydostać — zdecydował profesor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]