[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.że sztuka ginie, dzieje się na naszych oczach, a wobec tego, czy będzie i jaka będzie krytyka artystyczna w moim znaczeniu, to jest krytyka formalna, jest bez znaczenia.Co innego jeśli rzecz idzie o literaturę nie jako sztukę — tam jest jeszcze coś do powiedzenia i może jeszcze się na ten temat wypowiem.Obecnie jestem stosunkowo “pogodnym osobnikiem lat średnich, który o żadnych “wyczynach” w wielkim stylu już nie marzy i pragnie jako tako skończyć to życie, którego dotąd przynajmniej mimo klęsk i niepowodzeń nie żałuje.Co będzie, to będzie.Zaznaczyć tylko muszę, że “dziełko” niniejsze będzie nosić charakter wysoce osobisty, a więc niejako pośmiertny.Nie jest to megalomania i chęć zaprzątania swoją (nikomu dotąd nie potrzebną) osobą ludzi zajętych czym innym i daleko przyjemniejszym.Ale pisząc o moich osobistych przeżyciach nie mogę pominąć siebie.W każdym razie będzie tu podana w sposób przystępny część prawdy o mnie, i to prawdy bezpośrednio dla ogółu pożytecznej.Czymże to jest wobec potwornych plotek, które o mnie krążą.Pod tym względem w naszym już i tak wyjątkowo plotkarskim i lubiącym bawić się oszczerstwami społeczeństwie spotkało mnie zdaje się wyróżnienie.Mimo całego braku megalomanii, co z całą uczciwością podkreślam, mam wrażenie, że doborem bzdur i kłamstw, jakie o mnie mówiono i mówi się jeszcze, nie każdy przeciętnie znany u nas człowiek poszczycić się może.Nie będzie wchodził tu w przyczyny tego zjawiska, ale sądzę, że pewną rolą w wytworzeniu się niechęci ogólnej w stosunku do mnie była trudność w zgłębieniu mnie intelektualnym przez ludzi bez odpowiednich do tego kwalifikacji, a po wtóre, pewne niezwracanie przeze mnie uwagi na opinię publiczną, przez co czyny, które u innego przeszłyby bez zwrócenia uwagi (np.wypicie aż trzech wódek w jakimś barze), w stosunku do mnie wywoływały niekorzystne dla mnie oburzenie, nieproporcjonalne do ich wartości.Mniejsza z tym.A więc: zaczynam pisać dziś (6 II 1930 r.) tę książkę “na P”, to znaczy w stanie palenia.Jutro, jak zwykle, przestaję palić — sądzę, że tym razem definitywnie lub na czas bardzo długi — i rozdział o nikotynie będę pisał w miarę odzwyczajania się od papierosów, przy czym jest możliwość, że w środku pisania zapalę znowu i “nie omieszkam zwierzyć się” z tego faktu przed ewentualnymi czytelnikami.Tyle razy się to zdarzało! Z nikotyną walczę już od lat dwudziestu ośmiu i mimo częstych okresów abstynencji (do kilku tygodni) nie zdołałem całkowicie jej przezwyciężyć.Możliwe to jest i teraz, mimo zaczęcia niniejszej pracy.Zbliża się jednak chwila, w której staje się to koniecznym, o ile nie miałbym zrezygnować z wszelkich wyższych aspiracji w stosunku do siebie samego.Detale na ten temat później.Sądzę, że ten sposób opisu — to znaczy na NP, czyli w stanie niepalenia — będzie dość istotny, ponieważ jednocześnie pragnąc ulubionego i znienawidzonego narkotyku ostatniego chyba rzędu (niech będą przeklęci Indianie i ci, którzy to świństwo do nas zawlekli) będę mógł lepiej zanalizować ogarniające nałogowego palacza pokusy i podać sposoby ich odparcia na tle wspomnień ohydnego samopoczucia (często maskowanego przed sobą i innymi) przy powrocie do tej świńskiej, bezpłodnej i ogłupiającej trucizny.Właśnie niedawno nie paliłem aż cztery dni (a wiadomo, że drugi dzień jest najgorszy i że trzeciego zaczyna się poprawa) — aż tu “trach” i zapaliłem na nowo (zanalizuję mechanizm tego faktu później), i wszystko “fajt” od początku.Oczywiście nie wytrzymałem i zapaliłem dziś rano — po prostu, żeby zobaczyć, jak to tam wszystko wygląda na P.Nie żebym “znowu już tak” nie mógł wytrzymać, tylko tak sobie: jeszcze raz na świat spojrzeć z “tamtej strony” (upadku, ogłupienia, zniechęcenia itp.), a potem już definitywnie “szlus”.Tak to się tłumaczy przed sobą te historie.Nienajgorszą rzeczą jest słabość — durchhalten — a jak, o tym napiszę w rozdziałku o nikotynie.Zapaliłem — to jest ponury fakt (kogoż to właściwie obchodzi, ale chodzi o innych, o tysiące, miliony zaczadziałych, otępiałych, sflaczałych) — i piszę dalej tę przedmowę w stanie zupełnego otumanienia.Właśnie chciałem się zająć dalej moją filozoficzną pracą (bardzo ryzykowna historia i jeszcze nie wiem, co z tego wyjdzie), ale okazało się to absolutnie nie możliwym: tępota, brak tego, co dr mat.Stefan Glass nazywa “igriwost’ uma”, brak możności jakiego takiego skupienia się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]