[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znajdujemy się w ciągu przyspieszenia.Przyspieszenie tego rodzaju ilustruje tak zwana krzywa logistyczna.Ma ona kształt wyciągniętej litery „s”: najpierw rozwija się bardzo powoli, potem następuje gwałtowny wykładniczy wzrost, a następnie — saturacja, czyli nasycenie.To by z grubsza odpowiadało wyobrażeniu Horgana.Tak jednak w nauce nie jest.Wszystkie jego obserwacje, w których dostrzega koniec, mijają się z rzeczywistością.Nie jest ani tak, żeby te wszystkie hurraoptymistyczne prognozy o stuczterdziestoletnich starcach, którzy będą fikali koziołki, miały się ziścić, ani tak, żeby biologia ewolucyjna miała się kończyć.Książka Horgana stanowi ciekawe połączenie nihilizmu z postawą typowo amerykańską: jak ja się do czegoś wezmę, załatwię to raz na zawsze.Przypomina w tym trochę mojego betę noire, Hermana Kahna; on z równie wielkim przekonaniem i pewnością siebie wypowiadał prognozy, które się wcale potem nie sprawdzały.Kiedy jestem w ponurym nastroju, sięgam czasem do jego książek, by stwierdzić, że pomylił się na ogół w stu przypadkach na sto; to mnie trochę rozwesela.— A czy to się nie wiąże Z brakiem wyobraźni? Wśród tytułów dzieł, jakie można by dziś napisać, wymienił pan niedawno i taki: „O konstrukcjach i syntezach, jakich nie jesteśmy sobie w stanie dziś wyobrazić”.Postawa Horgana ignoruje możliwość istnienia perspektyw dziś w ogóle nieprzewidywalnych.— Nie ulega wątpliwości, że istnieją jakieś nie znane bliżej granice imaginacyjnej mocy czy zdolności ludzkiego umysłu, mają jednak zupełnie inny charakter aniżeli granice wydatków na naukę, które wyznacza na przykład Kongres Stanów Zjednoczonych.Tymczasem dla Horgana jednakową przeszkodą jawi się ograniczenie naszego umysłu — i to, że Kongres nie da pieniążków.Przecież nie można tego porównywać! Stawia się na jednym poziomie to, co jest dzisiaj możliwe, z tym, co jest dzisiaj finansowalne.A przecież wiadomo dziś, że dochód narodowy wszystkich krajów świata nie wystarczyłby na przekształcenie Marsa w planetę nadającą się do zamieszkania.Niezbędne byłyby jakieś — nie istniejące! — kwadryliony dolarów.Horganowi marzy się koniec wszystkiego — ta tendencja do „załatwienia” nauki, ten radykalizm wydaje mi się bardzo amerykański.Trochę jak z Fukuyamą, który chciał skończyć historię i wmówić nam, że po upadku systemu komunistycznego będziemy się już tylko pławić w spokoju, a teraz na wszystkie sposoby usiłuje przeinterpretować i przeuzasadnić swoją koncepcję, żeby jednak wyszło na jego… Ja się natomiast zgadzam z ciemnolicym sekretarzem ONZ, który powiedział, że niebezpieczeństwo światowej wymiany ciosów nuklearnych nie zmalało, lecz wzrosło, ze względu na rozproszenie nuklearnego arsenału.Udzielając w 1994 roku wywiadu młodym filozofom niemieckim, powiedziałem między innymi, że prawdopodobieństwo użycia energii atomowej jako broni z wolna rośnie.Jestem po prostu bardzo przekonany do koncepcji probabilizmu: im dłużej istnieje pewna możliwość, tym większa jest szansa jej mniej lub bardziej szalonego ziszczenia, zwłaszcza że ludzie lubią rzeczy szalone, i chętnie je robią.Horgan chce oddzielić to, co abstrakcyjno—teoretyczne i co on nazywa ,,nauką czystą”, od tego, co jest jej technopłodami — czy to jest biotechnika, czy to jest opanowanie przestrzeni kosmicznej, czy to jest przekształcenie Marsa w teren kolonizacyjny.Twierdzi, że to już nie jest nauka.W moim rozumieniu odpowiada to — z pewnym dosyć grubym przybliżeniem — rozdzielaniu funkcji działania rąk od funkcji działania nóg.Rzecz jasna nie możemy powiedzieć, że ręce są rodzajem nóg, ani odwrotnie, ale ich funkcjonowanie ma wiele cech wspólnych.Z nauki wypączkowują pewne technologie, które zyskują wsparcie myślenia ścisłego, a czasem to myślenie napędzają.Te procesy w dużym procencie mają charakter zwrotny.— Czy taki radykalizm nie płynie po prostu z mody? Mamy koniec tysiąclecia, modne są wszelkie podsumowania, najlepiej więc podsumować i naukę, problem zamykając.— Właśnie, Horgan już nawet stawia nagrobki poszczególnym jej dziedzinom! Popper dosyć się na niego zirytował, ponieważ pytanie o to, czy falsyfikowalność jest falsyfikowalna, nie ma po prostu sensu.Falsyfikacja miała swoich krytyków, należeli do nich na przykład Lakatos czy Feyerabend, zbuntowany uczeń Poppera.Są tu pewne skrajności wewnątrz filozofii; na przykład Feyerabend był rzeczywiście anarchistą filozoficznym, twierdził, że anything goes — każda metoda jest dobra, jeżeli prowadzi nas do celu.Czy w ogóle można oddzielić to, co jest naukowe, od tego, co tylko techniczne? Czy można oddzielić nóż od chleba? Wydaje mi się to niemożliwe.Problem łączy się zresztą także i z tym, co głoszą hurraoptymiści w rodzaju popularyzatorów ze „Spiegla”.Cała koncepcja tego nieomalże uwiecznienia indywidualnego życia ludzkiego załamuje się, kiedy się wykracza poza ewentualność wykorzystania — dzięki klonacjom i tak dalej — składów narządów takich jak serce, nerki itd.Nie można w żaden sposób pominąć faktu, że życie — w największym uproszczeniu, ale sięgającym istoty rzeczy — jest zawsze przekształcaniem przez ustroje żywe, od najprostszych bakterii aż do ludzi, jakiejś strawy będącej materią uporządkowaną wyżej w uporządkowaną znacznie gorzej.Następuje więc zawsze wzrost entropii, i to odpowiada najbardziej ogólnie wziętej zasadzie panewolucyjnej.Uczynię tu ekskurs w stronę kosmosu: podobnie gwiazdy na głównym ciągu Hertzsprunga—Russella powstają, rodzą się, dojrzewają, rozrastają się, rozpalają się i rozjaśniają dzięki przemianie wodoru w hel, a potem helu w węgiel, i tak dalej, a potem albo, jeśli są bardzo wielkie, większe od masy słonecznej, dochodzą kresu jako nowe i supernowe i zmieniają się albo w brunatne, albo w białe karły, albo — jeśli mają dostateczną masę pozostałą po eksplozji — zapadają się w czarne dziury.Ten główny ciąg ewolucji jest już dobrze rozpoznany.Dotyczy to właściwie tak samo, tylko na małą skalę, obiegów planetarnych.Już teraz wiadomo, że Księżyc powstał dzięki zderzeniu jakiegoś ciała niebieskiego z Ziemią.Ciało to wyrwało z gorejącej jeszcze Praziemi znaczną jej część, która pod wpływem siły ciążenia uformowała się i krążyła najpierw blisko, a teraz oddala się od nas od czterech do dziewięciu centymetrów w roku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]