[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miał pojęcia, czy policja w ogóle ich szukała, ale jeśli tak było, pobyt w szpitalu mógłby skończyć się dla nich aresztowaniem.Musiał jednak coś zrobić.Rozgniótł cztery pastylki aspiryny, wsypał proszek między wargi Tracy i łyżką delikatnie wlewał jej wodę do ust.W końcu przełknęła.Jeszcze raz przetarł jej ciało.Teraz odniósł wrażenie, że skóra nie była już tak gorąca, jak poprzednio.Sprawdził puls; bił chyba trochę równiej.Przyłożył ucho do jej klatki piersiowej i nasłuchiwał, czy oddychała spokojnie.Nie miał pewności, ale wydawało mu się, że tak.Pewny był tylko jednego i powtarzał to sobie do znudzenia, jak litanię:- Na pewno wyzdrowiejesz.- Pocałował ją delikatnie w czoło.Jeff nie spał przez ostatnie czterdzieści osiem godzin, był wyczerpany i oczy mu się kleiły.„Wyśpię się później - pomyślał.- Teraz tylko zamknę oczy”.Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.Gdy Tracy otworzyła oczy i spojrzała w sufit, nie miała pojęcia, gdzie się znajduje.Dopiero po kilku minutach oprzytomniała zupełnie.Jej ciało było obolałe, czuła się, tak jakby powróciła z dalekiej, męczącej podróży.Sennie rozejrzała się po nieznajomym pokoju.Nagle jej serce zabiło mocniej.W fotelu przy oknie spał Jeff.To niemożliwe.Kiedy widziała go po raz ostatni, zabrał diamenty i uciekł.Co teraz robił tutaj? Nagle zrozumiała: dała mu niewłaściwe pudełko - to z fałszywymi diamentami i Jeff sądził, że go oszukała.Prawdopodobnie zabrał ją z bezpiecznego domu i przywiózł w to dziwne, nieznane miejsce.Gdy usiadła, Jeff przeciągnął się i otworzył oczy.Zobaczył Tracy patrzącą na niego i powoli szeroki uśmiech rozjaśnił jego twarz.- Witaj w domu.- W jego głosie brzmiała ulga i radość tak wielka, że Tracy poczuła się zakłopotana.- Przepraszam - powiedziała zachrypniętym szeptem.- Dałam ci niewłaściwe pudełko.- Co?- Pomyliłam pudełka.Podszedł do niej i powiedział łagodnie:- Nie, Tracy.Dałaś mi prawdziwe diamenty.Wysłałem je już do Gunthera.- Więc dlaczego.dlaczego jesteś tutaj? - Spoglądała na niego w osłupieniu.Usiadł na skraju łóżka.- Kiedy dawałaś mi diamenty, byłaś w fatalnym stanie.Postanowiłem poczekać na ciebie na lotnisku, żeby upewnić się, że poleciałaś.Nie zjawiłaś się tam, więc pomyślałem, że masz jakieś kłopoty.Poszedłem do bezpiecznego domu i tam cię znalazłem.Nie mogłem pozwolić ci umrzeć - powiedział sucho.- Policja bez trudu wpadłaby wtedy na nasz trop.- Powiedz mi prawdę, dlaczego po mnie wróciłeś? - Patrzyła na niego zdziwiona.- Teraz powinnaś zmierzyć temperaturę - powiedział szybko.- Nie najgorzej - stwierdził po kilku minutach.- Trzydzieści siedem i kilka kresek.Jesteś zupełnie znośną pacjentką.- Jeff.- Zaufaj mi - powiedział.- Głodna?- Wściekle.- Tracy umierała z głodu.- Dobrze, zaraz coś przyniosę.Wrócił ze sklepu dźwigając wielką torbę pełną butelek soku pomarańczowego i mleka, świeżych owoców i wielkich holenderskich broodjes, bułek faszerowanych różnymi gatunkami sera, mięsa i ryb.- To jest podobno holenderska odmiana rosołu - powiedział wyjmując jakąś puszkę.- Tylko nie jedz zbyt żarłocznie.Pomógł jej usiąść i karmił ją jak niemowlę.Był troskliwy i czuły, a Tracy nic z tego nie rozumiała.„O coś mu na pewno chodzi” - powtarzała sobie.W pewnej chwili Jeff nagle powiedział:- Żebym nie zapomniał, właśnie dzwoniłem do Gunthera.odebrał już diamenty.Wpłacił pieniądze na twoje konto w banku szwajcarskim.- Dlaczego nie zatrzymałeś wszystkiego dla siebie? - Nie mogła powstrzymać się od pytania.Jeff milczał przez chwilę, a potem odpowiedział poważnym tonem:- Bo nadszedł czas, żebyśmy skończyli z tymi głupimi sztuczkami, Tracy.Dobra?To jakiś nowy jego trick, ale była zbyt zmęczona, żeby się zastanawiać.- Dobra.- Jeśli podasz mi swoje wymiary - ciągnął Jeff - pójdę i kupię ci trochę ubrań.Holendrzy są dość liberalni, ale sądzę, że widząc cię w tym stroju, poczuliby się zgorszeni.Tracy nakryła się dokładniej kocami, nagle uświadamiając sobie, że jest przecież naga.Pomyślała sobie, że Jeff musiał ją rozebrać i umyć.Ryzykował własne bezpieczeństwo, żeby jej pomóc.Dlaczego? Już prawie uwierzyła, że go rozumie.„Nie rozumiem go zupełnie - pomyślała.- Ani trochę”.Zasnęła.Jeff wrócił z zakupów po południu, dźwigając dwie ciężkie walizy wypełnione płaszczami, szlafrokami, sukniami, butami i kosmetykami.Nie zapomniał nawet o grzebieniu, szczotkach i suszarce do włosów, paście i szczoteczkach do zębów.Sobie również kupił kilka ubrań i „International Herald Tribune”.Na pierwszej stronie gazety wydrukowano artykuł o kradzieży diamentów; policja domyśliła się, w jaki sposób popełniono przestępstwo, ale - jak twierdził autor artykułu - złodzieje nie pozostawili śladów.Jeff nabrał animuszu.- Nic nam nie grozi.Teraz tylko szybko wyzdrowiej.To właśnie Daniel Cooper zaproponował, żeby nie pokazywać dziennikarzom apaszki z inicjałami T.W.- Dobrze wiemy - rzekł do inspektora Trignanta - do kogo ona należy, ale to jeszcze za mało, żeby ją oskarżyć.Jej adwokaci znaleźliby w Europie setki kobiet o tych samych inicjałach i wyszlibyście na idiotów.Zdaniem Coopera policja w tej sprawie już dawno zrobiła z siebie idiotów.„Bóg wyda ją w moje ręce”.Często siadał na małej, drewnianej ławeczce w kościele, modląc się w ciemności.„Och, dobry Boże, oddaj ją mi, błagam Cię, abym mógł obmyć się z moich grzechów.Zło w jej duszy niech będzie przeklęte, a jej nagie ciało wychłostane i wystawione na tortury.” W takich chwilach wyobrażał sobie nagie ciało Tracy należące tylko do niego, czuł erekcję i uciekał z kościoła w obawie, że Bóg zobaczy go i ukarze za grzeszne myśli.Tracy obudziła się w ciemności.Usiadłszy na łóżku, zapaliła lampkę nocną, stojącą na stoliku obok niej.Była sama, jej opiekun gdzieś odszedł.W niebezpieczny sposób uzależniła się odJeffa i był to poważny błąd.„Dobrze mi służy jego kompania” pomyślała gorzko.„Zaufaj mi” - radził jej Jeff, a ona go posłuchała.Bez wątpienia dbał o nią tylko w trosce o swe własne bezpieczeństwo, innego powodu nie mogło przecież być.A mimo to, nie opuszczało jej natrętne wrażenie, że coś do niej czuł.Chciała wierzyć, że coś dla niego znaczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]