[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaś%7łyd długo jeszcze wywodził, że go zupełnie zgubili, zniszczyli, że sam zrobił zsiebie żebraka, gdy krowę tak wspaniałą sprzedał za takie marne pieniądze.Gadał, chociaż już miał pieniądze w kieszeni.Prosił ich, żeby go powiesili za to, żena swoje stare lata zrobił takie głupstwo, za które ojcowie jego muszą się w grobieprzewracać.Jeszcze trochę potarzał się w kurzu, potem wstał, strząsnął z siebie wszystkążałość, poszedł do domu i rzekł do swojej żony:- Elsaleben, żołnierze głupie chamy, ale twój Natan ma delikatny rozum.Z krową było dużo roboty.Chwilami zdawało się, że skóry w ogóle nie da się zniej ściągnąć.Kilka razy skóra się przerwała, a pod nią ukazały się mięśnieposkręcane i twarde jak liny okrętowe.Tymczasem skądś przytaszczyli żołnierze worek kartofli i kucharze zabrali siędo gotowania tych beznadziejnych żył i gnatów, gdy tymczasem w sąsiedniejkuchni oficerskiej kucharz z rozpaczą w sercu pitrasił z tego straszliwego mięsajedzenie dla oficerów.Owa nieszczęśliwa krowa, jeśli ten dziwaczny kaprys natury w ogóle nazwaćmożna krową, pozostała wszystkim uczestnikom w żywej pamięci.Nie uleganajmniejszej wątpliwości, że gdyby pózniej przed bitwą pod Sokalem dowódcyprzypomnieli żołnierzom liskowiecką krowę, to 11 kompania z rykiem straszliwejwściekłości byłaby rzuciła się z bagnetami w ręku na nieprzyjaciela.Krowa ta była w ogóle taka bezwstydna, że nie udało się zrobić z niej nawetczegoś przypominającego rosół.Im dłużej mięso się gotowało, tym mocniejprzylegało do gnatów, zespalając się z nimi w jedną całość, skostniało jakbiurokrata, który przez pół wieku gniezdzi się w aktach urzędowych i żywi siętylko papierem.Szwejk, który kurier utrzymywał stałą łączność między sztabem a kuchnią,aby donieść zainteresowanym, kiedy mięso będzie ugotowane, meldował wreszcieporucznikowi Lukaszowi:- Panie oberlejtnant, mięso jest jak porcynela.Mięsem tej krowy możnakrajać szkło.Kucharz Pavliczek razem z Balounem próbowali mięso i kucharzwyłamał sobie przedni ząb, a Baloun złamał ząb mądrości.Baloun podszedł z wielką powagą do porucznika Lukasza i podał swójwyłamany ząb, zawinięty w lourdską pieśń.- Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że robiłem, co mogłem.Ząb tenwyłamałem sobie w kuchni oficerskiej, kiedy z kucharzem próbowałem, czy ztego mięsa nie dałoby się zrobić befsztyka.417Po tych słowach z fotela pod oknem dzwignęła się jakaś smutna postać.Był topodporucznik Dub, którego na sanitarnej dwukółce przywieziono jako człowiekazgnębionego ostatecznie.- Proszę, żeby było cicho - rzekł głosem zrozpaczonym.- Jest mi słabo.Usiadł znowu na czcigodnym fotelu, w którego każdej szparce pluskwyzłożyły tysiące jajeczek.- Jestem zmęczony - rzekł głosem tragicznym - jestem chory i słaby, więcproszę, żeby ze mną nikt nie mówił o wyłamanych zębach.Mój adres: Smichov,Kralovska 18.Jeśli nie dożyję do jutra, to proszę, aby rodzina moja została owszystkim powiadomiona w sposób delikatny, i proszę, aby na moim nagrobkunie zapomniano dodać, że przed wojną byłem także c.i k.profesoremgimnazjum.Zaczął delikatnie chrapać, więc nie słyszał już, jak Szwejk odśpiewał słowapieśni pogrzebowej:Któryś Marii zmazał winę,A łotrowi grzech przebaczył,I mnie wybaw w tę godzinę.Potem sierżant rachuby Vaniek doniósł, że znakomita krowa musi się jeszczepogotować dwie godziny, że w kuchni oficerskiej o jakimś befsztyku nawet mowybyć nie może, więc zamiast befsztyku będzie się robiło gulasz.Postanowiono, że przed wydawaniem jedzenia szeregowcy zdrzemną siętroszkę, bo kolacja i tak będzie dopiero nad ranem.Sierżant rachuby Vaniek przytaszczył skądsiś wiązkę siana, położył się na niejw plebańskiej jadalni, nerwowo podkręcał wąsa i szeptem rzekł do porucznikaLukasza, który tuż obok odpoczywał na starej kanapie:- Niech mi pan wierzy, panie oberlejtnant, że w ciągu całej wojny jeszcze anirazu nie żarłem podobnej krowy.W kuchni przy zapalonym ogarku świecy kościelnej siedział telefonistaChodounsky i pisał zapasowy list do domu, żeby miał gotowy, gdy wreszciezostanie im zakomunikowany numer poczty polowej.Pisał tak: Kochana i droga żono, najmilsza Bożenko!Już noc, ale ja stale wspominam Ciebie, moje Ty złoto, i widzę Cię w duchu, jaki Ty o mnie wspominasz spoglądając na puste łóżko obok siebie.Musisz miwybaczyć, że mi przy tym to i owo przychodzi na myśl.Wiesz dobrze, że już odsamego początku wojny jestem w wojsku i że wiele rzeczy słyszałem od swoichkolegów, którzy jako ranni mieli urlop i pojechali do domu, ale woleliby zginąć niżwidzieć na własne oczy, jak jakiś przybłęda włóczy się za rodzoną żoną.Bardzo to dlamnie przykre, kochana Bożenko, że takie rzeczy muszę Ci pisać.Nawet nie pisałbymCi o tym, ale Ty sama zwierzyłaś się przecie, że nie jestem pierwszym, który miał zTobą stosunek poważny, i że przede mną miał Cię już pan Kraus z ulicy Mikołaja.Teraz, gdy myślę o tym w nocy i gdy wyobrażam sobie, że ten nędzarz w czasiemojej nieobecności mógłby odnawiać swoje pretensje do Ciebie, to mi się wydaje,kochana Bożenko, że mógłbym go udusić na miejscu.Długo tłumiłem to w sobie, ale418gdy pomyślę, że znowuż mógłby się włóczyć za Tobą, to serce mi się ściska i muszę Cizwrócić uwagę, że nie zniósłbym obok siebie takiej świni, która kurwiłaby się zpierwszym lepszym i przyniosłaby wstyd mojemu nazwisku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]