[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie wątpię, że spędziłby pan wieczór przyjemnie odparł Holmes sucho. Ale nie do-myśla się pan nawet, żeśmy już opłakiwali pana zgon.Sir Henryk spojrzał na nas ze zdumieniem. Dlaczego? Ten nieszczęsny zbrodniarz był ubrany w pański garnitur.Obawiam się, że pana lokaj,który mu go podarował, będzie miał do czynienia z policją. Nie przypuszczam.O ile pamiętam, ubranie nie było znaczone moimi inicjałami. Tym lepiej dla niego.a faktycznie dla nas wszystkich, bo postąpiliśmy wbrew przepi-som prawa.Nie jestem pewien, czy jako sumienny agent śledczy nie powinienem aresztowaćcałego domu.Raporty Watsona są bardzo obciążającymi dokumentami. Jak w końcu stoi nasza sprawa? spytał baronet. Czy udało się panu wpaść na jakiś111trop? Co do nas, nie jesteśmy obaj z Watsonem o wiele mądrzejsi niż na początku, choć sie-dzimy tutaj. Zdaje mi się, że niedługo będę mógł wyświetlić dokładnie całą sprawę.Jest ciężka i nie-słychanie zawikłana.Niektóre punkty są jeszcze zupełnie ciemne, ale światło, które musi jąrozjaśnić, już się zbliża. Watson powiedział panu, że stwierdziliśmy jeden pewny fakt? Słyszeliśmy psa na mo-czarach, mogę zatem przysiąc, że owa legenda nie jest czczym zabobonem.Miałem do czy-nienia z psami w Ameryce i wycie psa rozpoznam na pewno.Jeśli zdoła pan temu psu nało-żyć kaganiec i uwiązać go na łańcuchu, jestem gotów ogłosić pana największym agentemśledczym na świecie. Sądzę, że ubiorę go w kaganiec i uwiążę na łańcuchu bez wielkich trudności, jeżeli jed-nak pan mi dopomoże. Zrobię wszystko, co pan mi każe. Doskonale, żądam jednak, żeby był pan mi ślepo posłuszny i nie pytał o powód moichpoleceń. Dobrze, jak pan zechce. Jeśli dotrzyma pan słowa, mamy jak najlepsze widoki na rozkazanie naszej zagadki.Niewątpię.Urwał nagle i patrzył uparcie ponad moją głową.Zwiatło lampy padało prosto na jegotwarz, która przybrała wyraz natężonej uwagi, wręcz skamieniała, aż stała się podobna dooblicza posągu, wyobrażającego uosobienie zdumienia i wyczekiwania. Co się stało? krzyknęliśmy obaj z baronetem.Gdy Holmes zwrócił wzrok ku nam, do-strzegłem, że pokonuje silne wzburzenie.Twarz miał spokojną, ale w jego oczach jaśniałauciecha. Proszę wybaczyć podziw znawcy rzekł, wskazując ręką szereg portretów, zawieszo-nych na przeciwległej ścianie. Watson twierdzi wprawdzie, że nie mam pojęcia o sztuce, aleto prosta zazdrość z powodu różnicy naszych poglądów.Ma pan tu istotnie zbiór bardzopięknych portretów. Rad jestem, że je pan chwali odparł sir Henryk, spoglądając z pewnym zdumieniem namego przyjaciela. Nie znam się na tym, co prawda, umiałbym lepiej ocenić konia lub bykaniż obraz.Nie wiedziałem, że pan i na takie rzeczy czas znajduje. Umiem ocenić dzieło dobre, gdy je widzę, a tu znajduję niejedno.Przysięgnę, że tenotyły dżentelmen w peruce, to niechybnie Reynolds.Domyślam się, że to portrety rodzinne,prawda? Tak jest, wszystkie. Czy pan zna imiona swoich przodków?112 Barrymore kładł mi je w uszy i sądzę, że potrafię je powtórzyć. Więc kim jest ten dżentelmen z teleskopem? To wiceadmirał Baskerville, który służył pod Rodneyem w Indiach Zachodnich.Ten wbłękitnym stroju, ze zwitkiem papierów w ręku, to sir William Baskerville, prezes komisjiIzby Gmin za Pitta. A ten kawaler na wprost mnie.w czarnym aksamicie i w koronkach? O, do poznania tego jegomościa ma pan specjalne prawo, gdyż on jest powodem całegonieszczęścia.To ów wyklęty Hugon, który wywołał z piekieł psa Baskerville'ów.Nie zapo-mnimy go chyba.Spoglądałem na portret z zajęciem i pewnym zdziwieniem. Rzecz szcze-gólna rzekł Holmes ma pozór człowieka spokojnego, skromnego.lecz diabeł patrzy mu zoczu.Wyobrażałem go sobie jako mężczyznę barczystego, o bardziej brutalnej powierzchow-ności. Autentyczność portretu nie budzi wątpliwości, bo na odwrotnej stronie płótna jest imię idata rok 1647.Holmes mówił już niewiele jego uwagę najwyrazniej przyciągał portret starego rozpust-nika.Do końca kolacji mój przyjaciel prawie nie odrywał wzroku od płótna.Dopiero pózniej, gdy sir Henryk udał się na spoczynek, Holmes podzielił się ze mnąswoimi domysłami.Zaprowadził mnie na powrót do jadalnej sali i trzymając lichtarz ze świe-cą w ręku, oświetlił zniszczony przez czas obraz. Czy ty coś dostrzegasz? spytał.Wpatrzyłem się w surową twarz, którą okalały długie loki.Nie miała ona wprawdzie bru-talnego wyrazu, ale była ponura i harda.Zaciśnięte wąskie usta i zimne, nieubłagane spojrze-nie wskazywały na zły, przebiegły charakter. Czy jest podobny do któregoś z twoich znajomych? Zdaje mi się, że dolna część twarzy przypomina sir Henryka. Sugestia, nic więcej.Poczekaj chwilę.Holmes wszedł na krzesło i, trzymając świecę wlewej ręce, prawą zakrył kapelusz oraz długie loki. Boże wielki! krzyknąłem zdumiony.Na płótnie ukazało się oblicze Stapletona. Co teraz widzisz? Moje oczy przywykły badać twarze, nie akcesoria.Pierwszym warun-kiem dla badacza kryminalnego jest umiejętność odrzucania wszelkich przebrań. Niesłychane.istotnie.Można by to wziąć za portret Stapletona. Tak, stoimy wobec ciekawego przykładu atawizmu zarówno fizycznego, jak i umysło-wego.Studiowanie portretów rodzinnych może wzbudzić w każdym wiarę w teorię odradza-nia się.Stapleton pochodzi z rodu Baskerville'ów, to rzecz oczywista, dla mnie nie ulegającawątpliwości. Może więc mieć widoki dziedziczenia spadku.113 Właśnie.Ten portret dostarczył nami przypadkowo jednego z najważniejszych ogniw,którego nam dotąd brakło.Mamy go, Watsonie, mamy go! Odważam się przysięgnąć, żezanim minie dzień, łotr będzie się trzepotał w naszej sieci równie rozpaczliwie, jak jego mo-tyle.Szpilka, korek i kartka z napisem, a możemy go dołączyć do zbioru przy ulicy Baker.Holmes, oddalając się od portretu, wybuchnął śmiechem, co zdarzało się rzadko; ilekroć zaśsłyszałem ten śmiech, bywał on zawsze dla kogoś złą przepowiednią.Nazajutrz rano wstałem wcześnie, ale Holmes był już na nogach.Ubierając się, widziałem,jak szedł główną aleją parkową. Tak, będziemy mieli dziś gorący dzień rzekł, gdyśmy się spotkali.Zatarł ręce z uciechyna myśl o bliskiej chwili działania. Sieci są zarzucone w odpowiednim miejscu, niebawemzacznie się połów.Zanim zapadnie noc, będziemy wiedzieli, czy schwytaliśmy naszego wiel-kiego żarłocznego szczupaka, czy też wymknął się z sieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]