[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.51Rozdział osiemnasty, w którym Sanczo Pansa w świetle pochodnina pierwszy rzut oka poznaje Rycerza Posępnego ObliczaW forpocztach owej przygody szła nocna ciemność; i dopadła ich w drodze, i zapadławokół, zanim oczy zdążyli przetrzeć; nie zatrzymali się jednak, bo nie mieli gdzie, Sanczo zaśbył pewny, że skoro są na królewskim gościńcu, to lada chwila dotrą do jakiegoś zajazdu;wystarczy, mimo mroków, cierpliwie posuwać się naprzód; rycerz więc zdał się w tejżyciowej sprawie na giermka.I oto zaiste ujrzeli światło w ciemności; nie było to jednak nieruchome i zapraszające domiłego znieruchomienia światło zajazdu, lecz niezwykły jakiś ruch wielu świateł,zbliżających się z przeciwka w tanecznym rytmie i z każdym krokiem rosnących im w oczachcoraz bardziej tajemniczo i groznie.Zciągnęli wodze i stanęli jak wryci. Sanczo odezwał się ochłonąwszy z pierwszego wrażenia Don Kichot za błahostkępoczytuję wszystkie dotychczasowe przygody w porównaniu z tą, w której niebawemdowiodę swej waleczności. Biada mi, jeżeli to znowu, a na to wygląda, mary i mieszkańcy zaświatów westchnąłgiermek zanim bowiem, panie, dowiedziecie tego, czego wcale już dowodzić mi niemusicie, będę miał obtłuczony tył i przód, i obydwa boki. Tym razem obronię cię przyrzekł Don Kichot choćby to były nie wiem jakie marypiekielne.Za poprzednim razem nie mogłem przekroczyć muru, ale teraz, jak widzisz, żadenmur nas nie dzieli! Tak to się mówi nie dawał się przekonać Sanczo ale jak znowu rzucą na pana czar iodrętwienie, to i pusta przestrzeń będzie jak mur nie do przebycia!W tym miejscu wypadło im przerwać debatę, wędrujące światła zbliżyły się bowiem natyle, że dojrzeli ich zródło: ze dwudziestu jezdzców w długich białych koszulach, zzapalonymi pochodniami w dłoniach, którymi poruszali mrucząc coś chórem do taktu; zakoszulnikami sunęła lektyka czarnym kirem obita, a za nią dalsi jezdzcy w gęstej żałobietudzież trochę pachołków pieszych.Sanczo Pansa na ten widok przeraził się jeszcze bardziej, w Don Kichota natomiast,odwrotnie, animusz wstąpił, gdyż wyobraznia rozigrana wyjaśniła mu natychmiast, w czymrzecz: w owej lektyce niechybnie rycerz się znajduje śmiertelnie ranny, jego zaś, DonKichota, Opatrzność zesłała, by za rycerza nieznajomego się zemścił.Zastąpiwszy przeto52drogę ludziom w koszulach, a raczej, uściślijmy to, przyjrzawszy im się bliżej, w komżach,Don Kichot wystawił kopię i podniesionym głosem zawołał: Stańcie i opowiedzcie się, kim jesteście, skąd i dokąd zmierzacie, i kto spoczywa nanoszach, które dzwigacie? Widzę bowiem, iż albo wyrządzono wam krzywdę, albo wyście jąwyrządzili, z czego wynika dla mnie konieczność bądz pomszczenia was, bądz ukarania. Zbyt nam spieszno odparł, nie zatrzymując się jeden z koszulników (pozostańmy jużprzy tej wygodnej nazwie) by stawać i opowiadać się wam, panie, tak jak żądacie. Skoro tacyście niegrzeczni rzekł dotknięty Don Kichot wypowiadam wam walkę.I rzekłszy to chwycił za wodze mijającego go akurat muła, na którym siedział człowiek wkomży; bydlę spłoszyło się i wierzgnąwszy zrzuciło swego pana na ziemię.Na to jeden zpieszych pachołów zaczął wymyślać Don Kichotowi, co wzmogło, naturalnie, gniew rycerza iskłoniło go do użycia kopii.Zwaliwszy na ziemię drugiego z rzędu koszulnika, nie poprzestałna tym zwycięstwie, lecz jął atakować i rozpraszać następnych, aż niektórzy, nie mając wsobie widać rycerskiego ducha, nie czekali na wysadzenie z siodła i sami pozeskakiwali zmułów, rozbiegając się z płonącymi pochodniami po całym polu.Także ci, którzy dzwigalibyli lektykę, porzucili ją w popłochu i odbiegli na bezpieczniejszą odległość.Don Kichot przyłożył ostrze kopii do grdyki pierwszego wroga, który spadł z muła, izażądał bezwzględnego poddania, jeżeli nie chce zostać zabity. Poddany jestem najbezwzględniej słabym głosem odparł tamten nie mogąc się ruszaći z jedną nogą złamaną.Zabijać mnie więc, panie rycerzu, nie ma potrzeby, a ponadto niegodzi się, jestem bowiem licencjatem i mam pierwsze święcenia. Cóż to sprowadziło osobę duchowną na tę nocną drogę? zdumiał się Don Kichot.Mówcie wszystko, niczego nie zatajając, jak usiłowaliście byli przedtem z rzekomegopośpiechu. Teraz, kiedy tak leżę, wcale mi już niespieszno rzekł licencjat. Otóż wraz z innymiduchownymi podążam, panie rycerzu, z Baezy do Segowii, towarzysząc zwłokom hidalga,który zmarł w Baezie, spocząć zaś na wieki ma w grobowcu rodzinnym w Segowii. A któż winien jest jego śmierci? zainteresował się Don Kichot. Gorączka, która w trzy dni go zabiła. W takim razie orzekł Don Kichot nie mam na kim się mścić, gorączka bowiem,bezcielesną będąc, nie dzwiga miecza i tarczy.Na tym też moja sprawa z wami skończona,pozostaje mi jedynie oznajmić, z kim mieliście do czynienia, byście pamiętali.Jestemrycerzem Don Kichotem z La Manczy, który wyruszył w świat, by naprawiać w nim krzywdyi prostować błędy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]