[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Orzechoweoczy i piegi na nosie.Typ kobiety, której mógł się skończyć szampon, a onawtedy bez problemu myła włosy żelem pod prysznic.Podejrzewałam, że dobrabyła w nagłych wypadkach. Lola, możesz mi zaufać. Możesz mi zaufać! wykrzyknęłam. Jesteś banalna! Niemniej jednakcoś w sobie miała.Przekonującego.Aagodnym głosem powiedziała: Naprawdę możesz mi zaufać.Nie jestem taka jak pozostalidziennikarze.Wiem, jaki on jest.Przerwałam błądzenie dłonią w przepastnych czeluściach mej torby wposzukiwaniu kluczy.Byłam zahipnotyzowana, jak przez węża. Znałam go przez połowę jego życia dodała.Nieoczekiwanie ogarnęło mnie pragnienie, by położyć głowę na jejramieniu i szlochać, i pozwolić jej gładzić mnie po włosach.Ale właśnie czegoś takiego ona by chciała.Tak właśnie robią wszyscydziennikarze.Udają, że są twoimi przyjaciółmi.Tak jak podczas wywiadu zSarah Jane Hutchinson na balu charytatywnym.Ta dziennikarka była słodka iurocza, pytała, skąd Sarah Jane ma tę wspaniałą suknię.I przecudną biżuterię.Ikto był odpowiedzialny za jej fryzurę? Zaufaj mi, zaufaj mi, zaufaj mi.A potemtytuł brzmiał następująco:Z tyłu liceum, z przodu muzeum48RLTCzy czterdziestokilkuletnia, niedawno porzucona żona nie widzi, jak wygląda?Chodzi po mieście ubrana w ciuchy swej nastoletniej córki.Próba odzyskaniautraconej młodości? Czy też próba odzyskania utraconego męża? Zapomnijcie o tym,moje kochane.Tak czy inaczej to się nie sprawdza.Moja dłoń zamknęła się na kluczach.Dzięki Bogu.Musiałam wejść domieszkania.Musiałam uciec od tej Grace Gildee.17.07Jestem w Knockavoy! Chata wuja Toma położona jest wśród łąk,kawałek za miastem.Zjechałam z wąskiej, wyboistej drogi i zaparkowałam na żwirowanymniewielkim podjezdzie przed wejściem.Domek bielony wapnem.Grube, nierówne ściany.Małe okna.Czerwone,zamykane na zasuwę drzwi.Szerokie parapety.Uroczo.Wysiadłam z samochodu i prawie mnie zdmuchnęło.Oczami wyobraznizobaczyłam, jak unoszę się w powietrzu, wiruję i zostaję porwana wysoko,wysoko, hen nad zatokę, a potem rzucona w fale Atlantyku do wodnej mogiły.Paddy by wtedy pożałował.Pożałowałby dnia, w którym poznał AlicięThornton.No dalej, wietrze, błagałam.Zabierz mnie!Stałam z zaciśniętymi powiekami i zachęcająco rozpostartymiramionami, ale nic się nie stało.Irytujące.Pochylając się na wietrze, ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.Powietrze przesycone było morską solą.Zrujnuje mi to włosy.Choć byłambardzo dumna z moich pasemek Molichino, trzeba przyznać, że przez niewłosy były bardziej podatne na blaknięcie i łamanie.Miałam nadzieję, że wmiejscowej drogerii mają jakieś intensywnie działające odżywki.Kurdemol!49RLTMiałam nadzieję, że w ogóle jest tu jakaś drogeria.Z poprzednich wizytpamiętałam jedynie puby, mnóstwo pubów, i nocny klub tak niesamowiciebeznadziejny, że aż komiczny.Otworzyłam urocze czerwone drzwi i wiatr pociągnął je do siebie,uderzając nimi z całej siły o ścianę.Wciągnęłam do środka swoje torby.Czy tomoja wyobraznia czy też w domu nadal było czuć dym z zepsutego tostera,choć od tamtego wieczoru panieńskiego minęło już ładnych kilka miesięcy?.Był tu jeden wielki salon, z sofami, dywanikami i dużym, otwartymkominkiem oraz bujanymi fotelami we wnęce.Okna z drugiej stronywychodziły na łąki, a dalej na Atlantyk, jakieś sto metrów stąd.Prawdęmówiąc, strzeliłam z tymi stoma metrami, nie miałam pojęcia, jak daleko jestdo morza.Jedynie faceci potrafią tak robić. Niecały kilometr". Pięćdziesiątmetrów".Dawać wskazówki, tego rodzaju rzeczy.Ja potrafiłam popatrzeć najakąś kobietę i orzec: 75C".Albo Spróbujmy o jeden rozmiar większy".Alenie miałam pojęcia, jak daleko znajduje się morze wuja Toma, z wyjątkiemtego, że nie chciałabym się tam wybrać w szpilkach.W kuchni na ścianie, za tosterem (nowym), widać było ślady poprzypaleniu.Znajdował się w niej stół przykryty ceratą w wiśnie, sześćciężkich, drewnianych krzeseł, żółte wolno stojące szafki, niczym z kuchni zlat pięćdziesiątych, i stare fajansowe naczynia nie do kompletu, których częśćpokrywały malowane, wyblakłe kwiatki.Okna w kuchni także wychodziły namorze.Zamknęłam lewe oko i popatrzyłam przez okno.Nadal nie miałampojęcia, ile jest stąd do morza.Zadzwoniła komórka.Bridie. Jak droga? Dobrze odparłam.Niełatwo mi wykrzesać z siebie entuzjazm.50RLT Ile ci zajęła?Nie pamiętałam.Nie zwróciłam uwagi.Ale ona mnie wcześniej prosiła,bym zmierzyła czas podróży.No więc powiedziałam pierwsze, co mi przyszłodo głowy: Dwie godziny i czterdzieści minut.Zagwizdała i rzekła: Jak na razie najszybciej.Kończę, muszę powiedzieć o tym tacie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]