[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W sklepie Katza zaczęły wrzeszczeć kobiety (i paru mężczyzn).Ochryple ryknął alarm przeciwwłamaniowy.Spanikowani klienci tratowali się,pędząc do drzwi.Mężczyzna z rewolwerem znów odwrócił się do Katza.Wyrazjego twarzy wcale się nie zmienił: malował się na niej ten sam przerażający (leczz pewnością nie niewyczerpany) spokój, co na początku. Szybko.Bierz się do roboty.Spieszy mi się.Katz przełknął ślinę. Tak, proszę pana powiedział.* * *Już w połowie drogi do kontuaru, za którym trzymali potężne napary, rewol-werowiec dostrzegł i podziwiał wypukłe lustro w lewym górnym rogu sklepu.w obecnym stanie rzeczy stworzenie takiego zwierciadła przekraczało możliwościrzemieślników w jego świecie, chociaż był taki czas, kiedy robiono tego rodzajuprzedmioty jak również wiele innych, które j widział w świecie Eddiego i Odet-ty.Resztki tych rzeczy widział w tunelu pod górami oraz w innych miejscach.Relikty tak stare i zagadkowe jak kamienie druidów, kamienie, które czasem staływ miejscach nawiedzanych przez demony.Rozumiał także przeznaczenie tego lustra.Odrobinę za pózno zauważył interweniującego strażnika wciąż się nie mógłprzyzwyczaić do tego, że noszone przez Morta okulary fatalnie ograniczają mupole widzenia ale w porę, by się odwrócić i wytrącić mu broń z ręki.DlaRolanda ten strzał był czysto rutynowy, chociaż zbyt pospieszny.Strażnik jednakbył innego zdania.Ralph Lennox miał do końca swoich dni przysięgać, że strzałtego faceta był niewiarygodny przypominający te, które widywało się jedyniena starych westernach dla małolatów, takich jak Annie Oakley.Dzięki lustru, które najwidoczniej zostało tam umieszczone po to, by udarem-niać próby kradzieży, Roland trochę szybciej rozprawił się z drugim.Zauważył, że oczy alchemika kierują się gdzieś w górę, nad jego ramieniem,i niezwłocznie skierował swoje spojrzenie ku lustru.Zobaczył w nim mężczyznęw skórzanej kurtce, skradającego się przejściem miedzy półkami.Mężczyzna miałw dłoni długi nóż, a w głowie niewątpliwie wizje chwały.286Rewolwerowiec wykonał obrót i wystrzelił, oparłszy przegub o biodro, zdającsobie sprawę z tego, że pierwszy strzał z nieznanej broni może okazać się nie-celny, ale jednocześnie nie chciał zranić nikogo z ludzi stojących nieruchomo zaniedoszłym bohaterem.Lepiej strzelić dwukrotnie z biodra, posyłając kule, któ-re trafią w cel po lekko wznoszącym się torze, niż zabić jakąś staruszkę, którejjedyną zbrodnią był wybór niewłaściwego dnia na kupowanie perfum.Broń była zadbana.I celna.Przypominając sobie otyłych, rozlazłych rewolwe-rowców, którym ją zabrał, doszedł do wniosku, że lepiej dbali o broń, którą nosili,niż o to, kim sami byli.Wydawało się to dziwnym postępowaniem, lecz, oczywi-ście, był to dziwny świat i Roland nie miał prawa ich osądzać.Prawdę mówiąc,nie miał czasu, żeby to osądzić.Strzał okazał się celny.Strzaskał nóż przy nasadzie ostrza, pozostawiającw dłoni mężczyzny samą rękojeść.Roland uważnie spojrzał na mężczyznę w skórzanej kurtce i widocznie cośw jego spojrzeniu przypomniało niedoszłemu bohaterowi o jakimś ważnym spo-tkaniu, bo facet obrócił się na pięcie, upuścił resztki noża i przyłączył się do ma-sowej ucieczki.Odwrócił się i rzucił rozkaz alchemikowi.Jeśli jeszcze ktoś spróbuje wcho-dzić mu w drogę, poleje się krew.Kiedy alchemik zrobił krok, Roland stuknął golufą rewolweru w kościste ramię.Mężczyzna wydał zduszony pisk i natychmiastzwrócił się twarzą do rewolwerowca. Nie ty.Ty zostań tutaj.Niech to zrobi twój czeladnik. K-kto? On rewolwerowiec niecierpliwym gestem wskazał pomocnika. Co mam zrobić, panie Katz?Na twarzy asystenta widać było wyrazne czerwone ślady po młodzieńczymtrądziku. Rób, co on mówi, ośle! Przynieś lek! Keflex!Asystent podszedł do jednej z półek za kontuarem i wziął z niej słoiczek. Obróć go tak, bym mógł zobaczyć, co jest na nim napisane poleciłrewolwerowiec.Pomocnik wykonał polecenie.Roland nie był w stanie poradzić sobie z odczy-taniem napisu zbyt wiele liter nie należało do znanego mu alfabetu.Skonsul-tował się z Mortopedią.Keflex potwierdziła i Roland zrozumiał, że to spraw-dzanie było stratą czasu.On wiedział, że nie potrafi tego przeczytać, ale ci ludzienie mieli o tym pojęcia. Ile tabletek jest w tym słoiku? No, właściwie to są kapsułki rzekł nerwowo asysystent. Jeśli szukapan penicyliny w tabletkach, to. Nieważne.Ile dawek?287 Och.Hmm. Zaczerwieniony asystent spojrzał na słoiczek i o mało gonie upuścił. Dwieście.Roland poczuł się tak jak wtedy, kiedy odkrył, ile amunicji można kupić natym świecie za niewielkie pieniądze.W skrytce za tylną ścianą szafki Enrica Ba-lazara znajdowało się dziewięć próbek, zawierających łącznie trzydzieści sześćdawek, a poczuł się po nich całkiem dobrze.Jeśli nie zdoła wyleczyć infekcjidwustoma dawkami, to nie da się jej wyleczyć w ogóle. Daj mi to.Asystent podał mu słoiczek.Rewolwerowiec podciągnął mankiet marynarki, pokazując zegarek marki Ro-lex Jacka Morta. Nie mam pieniędzy, ale może to zrekompensuje straty.Przynajmniej takąmam nadzieję.Odwrócił się, skinął głową strażnikowi, który wciąż siedział na podłodze przyprzewróconym stołku i spoglądał na niego szeroko otwartymi oczami, i wyszedł.Tak po prostu.Przez pięć sekund w aptece słychać było tylko ryk alarmu, który okazał sięwystarczająco głośny, by zagłuszyć odgłosy dochodzące z ulicy. Boże w niebiesiech, panie Katz, co teraz zrobimy? wyszeptał asystent.Katz podniósł zegarek i zważył go w dłoni.Złoto.Szczere złoto.Nie mógł w to uwierzyć.Musiał w to uwierzyć.Jakiś szaleniec wszedł tu prosto z ulicy, wytrącił strzałem broń z ręki strażnika,a także nóż z dłoni innego faceta, a wszystko po to, żeby zdobyć najpospolitszylek pod słońcem.Keflex.Wart najwyżej sześćdziesiąt dolców.Za który zapłacił zegarkiem marki Rolex, o wartości trzech i pół tysiąca dola-rów. Zrobimy? powtórzył. Zrobimy? Przede wszystkim schowaj ten zega-rek pod ladę.Nigdy go nie widziałeś. Spojrzał na Ralpha. Ty też nie. Oczywiście, proszę pana natychmiast zgodził się Ralph
[ Pobierz całość w formacie PDF ]