[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilku sekundach cząsteczki tetrahydrokanabinolu połączyły się z receptorami w mózgu.Skutek był natychmiastowy.Serotonina i endorfiny przepływały obfitym strumieniem przez pień mózgu.Delikatne palce narkotyku pieściły duszę Nuru, dając mu ukojenie, pozwalając zapomnieć o troskach.W tym samym czasie koka czyniła swoje cuda w innych obszarach mózgu.Powstał swoisty farmakologiczny miszmasz, pobudzenie połączone z wyciszeniem.Nuru westchnął głęboko i wciągnął do płuc kolejną porcję dymu.Odchylając się z błogą miną na oparcie fotela, był czujny, beztroski i ogłupiały.Pragnąc przekonać Morgan, że drugiego takiego jak on to ze świecą szukać, Britten nakręcił film kamerą wideo pod tytułem Ekonomista: Życie i czasy kawalera.Kiedy majstrował coś przy magnetowidzie, jego wymarzona partnerka dyskretnie rozglądała się po domu, wypatrując wyjść i możliwych dróg ucieczki.Nie zamierzała pokornie zdać się na łaskę swoich prześladowców.Jednak, świadoma, że stawiając opór, narażałaby Michaela na niebezpieczeństwo, postanowiła na razie zachowywać się jakby nigdy nic.Wideo zostało nakręcone przez znanego reżysera filmów dokumentalnych.Narrator zza kadru objaśniał, co przedstawiają kolejne prezentowane zdjęcia: Hugh jako dziecko; Britten, pilny student; Britten, wielokrotnie nagradzany profesor.Godzinną prezentację zakończyła mowa wygłoszona osobiście przez Brittena, stojącego przed kamerą, adresowana do Morgan.Długi monolog zawierał wszystkie dobrze jej znane argumenty - są dla siebie stworzeni, byliby doskonałą parą i tak dalej, i tak dalej.Ze słów i mimiki Brittena biła uczciwość sprzedawcy używanych aut.Morgan niezwykłe wydało się to, że ktoś gotów był zapłacić tyle pieniędzy za nakręcenie tak egocentrycznej autoreklamy.Ta kaseta wideo tylko potwierdzała, jak mocno zakorzenione są rojenia tego człowieka.Niestety, według Brittena taka prezentacja była odpowiednim sposobem na zdobycie serca kobiety, której pożądał.Jego wyważony, logiczny i dokładny wywód był raczej propozycją zawarcia umowy niż oświadczynami.Miał jednak także swoją ciemną stronę: groźby i zawoalowane insynuacje stanowiły jego nieodłączną część.Po obejrzeniu tego nagrania Morgan utwierdziła się w przekonaniu, że Brittenowi potrzebna była nie żona, ale lekarstwa i długa hospitalizacja.Przez cały czas Britten siedział u jej boku, sącząc sauterna i jedząc pasztet z gęsich wątróbek niczym widz chrupiący prażoną kukurydzę w kinie.Kiedy po zakończeniu filmu włączył światła, Morgan zauważyła, że wrócił mu dobry nastrój.- No i co ty na to, moja droga? Jesteśmy sobie przeznaczeni, nie sądzisz?- Jestem pod wrażeniem, Hugh - powiedziała.- Wideo najwyższej klasy.Pewnie kosztowało cię fortunę.- Pieniądze nie mają znaczenia.Liczy się tylko to, czy cię przekonałem.- Dałeś mi do myślenia - powiedziała, starając się, by zabrzmiało to szczerze.- Zobaczyłam cię od innej strony.Britten, o dziwo, zarumienił się.- Dziękuję.Staram się, jak mogę.A teraz, jeśli.- Hugh - przerwał mu Morrison, wpadając do pokoju.Chodź tu na chwilę.- Czego znowu? - powiedział Britten ze złością.- Chcę mieć odrobinę prywatności.- Ta sprawa nie może czekać.Właśnie zadzwonił do mnie jeden z naszych ludzi z policji.W komputerze policyjnym pojawiło się nazwisko Nuru Milawe.- Co takiego? - Uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy.- To musi być jakaś pomyłka, przecież miał siedzieć w domu z tym chłopakiem!- Może teraz tam siedzi, ale o pierwszej trzydzieści był w mieście i próbował opchnąć komuś jeden z tych swoich szkieletów.- Wspominano coś o chłopcu? Czy Milawe dał się złapać? Morrison pokręcił głową.- Uciekł.Ledwo ledwo.Był sarn.- Rozumiem - powiedział Britten.- Czyli teraz ten głupiec jest w domu! Z tego, co wiem, policja nie zna jego adresu.Przynajmniej on tak mówił.- Może to sprawdźmy.- Słusznie.- Britten odwrócił się do Morgan.- Przepraszam, moja droga, ale na chwilę zostawię cię samą.Musimy do kogoś zadzwonić.Odnalezienie położonej na odludziu, wyboistej drogi wiodącej do domu Nuru, zajęło Bradowi czterdzieści piąć minut.W czasie jazdy myślał o Michaelu, którego twarz bezustannie stawała mu przed oczami.Siąpił drobny deszcz, a droga była nieoświetlona i w złym stanie.Brad zatrzymał wóz w bezpiecznej odległości od domu Milawe, wziął wiatrówkę i torbę z tylnego siedzenia.Ostrożnie zamknął drzwi, starając się nie robić hałasu.Potem pochylił się i potruchtał ciemną, błotnistą drogą przed siebie.Zaniedbany drewniany budynek bardziej przypominał opuszczoną stodołę niż dom.Z wnętrza wydobywał się słaby blask.Myśl, że to tu więziony jest jego syn, wzmogła i tak silną determinację Brada.Prostując ramiona, ruszył naprzód, z twarzą mokrą od deszczu.Liczył na to, że zastanie Nuru samego.Brad wiedział, że gdyby doszło do walki wręcz, adrenalina doda mu sił, zwiększając jego szansę.Mimo to nie mógł zapomnieć, z jaką łatwością Nuru zabił dobrze zbudowanego Nbele.Niezachwiany w swoim postanowieniu, podkradł się do budynku.Z oddali dobiegł pomruk gromu.Kilka metrów od drzwi Brad schował się za grubym pniem drzewa.Serce waliło mu jak młotem i musiał głęboko oddychać.Dokładnie obejrzał drzwi, a następnie powiódł wzrokiem po oknach.W górze widać było cienki czarny drut tańczący na wietrze - kabel telefoniczny.Brad nie sądził, by telefon był mu potrzebny, i jednocześnie nie chciał, by Milawe mógł zeń skorzystać.Ukląkł na mokrej ziemi i przez chwilę grzebał w torbie.Odnalazłszy skalpel, szybko zdjął plastikową pochwę, wyciągnął rękę do góry i jednym ruchem przeciął kabel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]