[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem kopnęła coś ustawionego między stopami holo-Molly.Metal szczęknął o ścianę i postacie zniknęły.Schyliła się, by podnieść niewielki projektor.- Pewnie może się podłączyć i programować bezpośrednio - mruknęła, rzucając urządzenie na podłogę.Minęła źródło żółtego blasku: archaiczną, świecącą kulę w ścianie, osłoniętą zardzewiałą siatką.Styl tego improwizowanego oświetlenia w pewien sposób przypominał mu dzieciństwo.Case pamiętał jeszcze fortece, które budował z innymi dzieciakami na dachach albo w zalanych piwnicach.Kryjówka bogatego bachora, pomyślał.Taka surowość jest kosztowna.Nazywają to atmosferą.Nim stanęła przed wejściem do apartamentów 3Jane, minęła jeszcze z tuzin hologramów.Jeden przedstawiał bezokiego stwora z alejki obok bazaru korzennego, kiedy wyry wałsię z rozerwanego ciała Riviery.Kilka innych tworzyło sceny tortur; przesłuchującymi zawsze byli oficerowie w mundurach, ofiarami niezmiennie młode kobiety.Obrazy miały w sobie straszliwą intensywność przedstawienia Riviery w Vingtieme Siecle; były jakby zamrożone w błękitnym rozbłysku orgazmu.Przechodząc, Molly odwracała głowę.Ostatnia scena była mała i niewyraźna, jak gdyby Riviera musiał wyciągać obraz z głębi pamięci i czasu.Musiała uklęknąć, żeby zbadać go dokładniej: projekcja z punktu widzenia małego dziecka.Wcześniejsze nie miały tła; postacie, mundury, narzędzia tortur, wszystko stało jak na wystawie.Ale tutaj trafiła na pejzaż.Ciemna fala gruzu sięgała ku bezbarwnemu niebu; za jej grzbietem wyblakłe, na wpół roztopione szkielety wież miasta.Gruz miał strukturę sieci: przerdzewiałe stalowe pręty gięły się z gracją jak cienkie linki, wciąż podtrzymując ciężkie płyty betonu.Na pierwszym planie coś, co mogło być rynkiem; widział jakiś kikut sugerujący fontannę.U jej podstawy znieruchomiały dzieci i żołnierz.Scena była niezrozumiała.Molly musiała prawidłowo odczytać obraz, nim jeszcze Case przyswoił go sobie do końca, gdyż poczuł, jak napina mięśnie.Splunęła, potem wstała.Dzieci.Zdziczałe, w łachmanach.Zęby migające jak noże.Liszaje na wykrzywionych twarzach.Żołnierz na plecach, usta i krtań otwarte do nieba.Pożywiały się.- Bonn - mruknęła, a w jej głosie zabrzmiała jakby łagodność.- Jesteś produktem czasów, prawda, Peter? Ale musisz być taki.Nasza 3Jane jest za sprytna, żeby otworzyć drzwi pierwszemu z brzegu złodziejaszkowi.Zatem Wintermute wygrzebał ciebie.Szczyt gustu, jeśli gust jest wypaczony w tę stronę.Demoniczny kochanek.Peter.- Zadrżała.- Ale przekonałeś ją, żeby mnie wpuściła.Dzięki.Teraz urządzimy imprezę.A potem szła - a raczej biegła mimo bólu - coraz dalej od dzieciństwa Riviery.Wyjęła z kabury strzałkowiec, wyrwała plastykowy magazynek, wsunęła do kieszeni, założyła nowy.Wsunęła kciuk za kołnierz kombinezonu Modernów i jednym ruchem rozerwała go aż do krocza - ostrze kciuka cięło twardy polikarbon jak przegniły jedwab.Uwolniła ramiona, potem nogi.Porwane strzępy przybrały maskującą barwę ciemnego, fałszywego piasku.Case uświadomił sobie, że słyszy muzykę.Nie znał jej.Same rogi i fortepian.Wejście do świata SJane nie miało drzwi.Było nierówną, pięciometrową wyrwą w ścianie tunelu.Łagodnym, szerokim łukiem prowadziły w dół krzywe stopnie.Delikatne, błękitne światło, ruchome cienie, muzyka.- Case - powiedziała i stanęła, ze strzałkowcem w prawej ręce.Potem uniosła lewą, uśmiechnęła się i wilgotnym czubkiem języka musnęła wnętrze otwartej dłoni; pocałowała go przez złącze symstymu.- Muszę iść.Coś małego i ciężkiego znalazło się w jej lewej dłoni, kciuk trafił na maleńki przycisk i ruszyła w dół.18Chybiła o włos.Prawie trafiła, ale nie do końca.Weszła idealnie, myślał Case.Właściwe podejście - to było coś, co wyczuwał, co dostrzegał w pozie innego kowboja, pochylonego nad dekiem, z palcami przemykającymi nad klawiaturą.Miała, co trzeba: szybkość, ruchy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]