[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał gotowe rozwiązania.Cóż z tego, kiedy nie chciano nawetpublikować jego prac.A potem wydarzył się ten wypadek i już nikt nie pamiętał o magistrzeZawadzie.%7łona, matka Marcina, która niezbyt dobrze żyła z jego ojcem, opuściła mieszkaniena Ochocie, gdyż lokal należał formalnie do wujka Alojzego, pana Sienickiego.Po prostustosunki pani Zawady z rodziną magistra nie układały się najlepiej.To był dziwak, któryzamykał się w swojej pracowni na całe dni.Dzięki temu zostawił po sobie zeszyty, dziwneurządzenia w swojej domowej pracowni i jedną publikacje na temat ochrony zbiorów.Topewnie dzięki niej Studenci natrafili na ślad ojca Marcina.Włamali się do jego domu naOchocie, ale nie wiedzieli jednego.Zostali nagrani na kamerę video.Magister bał się o swojąpracownię, więc zainstalował w domu ukrytą kamerę.To dzięki nagraniu Marcin zorientowałsię, że Studenci chcą pozyskać notatki Zawady dla okradzenia bibliotek.W tym czasie panSienicki zabrał do swojej willi pod Piasecznem kilka paczek po magistrze, wśród nichpozostałe zeszyty.Studenci znalezli jakieś rachunki pana Alojzego i dzięki nim zdobyli adreswilli.W ten sposób Marcin dowiedział się, kim są Studenci, bo tak jak oni śledzili panaSienickiego, tak kolega wyśledził ich.Przyszli po zeszyty, które Marcin przezornie zabrał.Potem wciągnął mnie w to wszystko, bo wpadł na szalony pomysł okradzenia Studentów.Zdobył adres ich poczty elektronicznej (co nie było trudne) i wysłał im program-wirusa, abykontrolować ich pocztę.Studenci albo się spotykali, albo pisali do siebie e-maile.Ależ to byłazabawa! Wszystko wiedzieliśmy.Znaliśmy każdy ich ruch, plany, a nawet myśli.To dziękipoczcie elektronicznej wpadliśmy na osobę de Góreckiego i jego bandy.Studenci ukradliniemiecką biblię z Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego i chcieli ją sprzedać.De Góreckichciał ją zdobyć, ale wmieszał się w to ktoś trzeci - Batura.A my wszystko wiedzieliśmy zkorespondencji Studentów.Założyliśmy też podsłuch w domu de Góreckiego.Kontrolowaliśmy sytuacje.W lipcu na Polach Mokotowskich zabraliśmy Baturzebiblię, którą ten ukradł ludziom de Góreckiego.To było dziecinnie proste zadanie.Baturazałatwił za nas całą robotę, a my go uśpiliśmy gazem.Potem w bandzie de Góreckiegozaczęło wrzeć.Każdy chciał dostać w ręce złodzieja biblii.Aż wreszcie wpadliśmy na pomysłokradzenia Biblioteki Gdańskiej PAN, którą mieli zamiar okraść Studenci naciskani przez deGóreckiego.Ten człowiek kilkakrotnie dzwonił do Niemiec i z domem aukcyjnym Fritzadobijał targu na sprzedaż starych druków.Studenci byli jego szansą.Niemieckie biblie były wcenie, a włamaniem do BUW udowodnili, że są niezli.Dzięki podsłuchowi w domu deGóreckiego dowiedzieliśmy się też o przyjezdzie do Departamentu Ochrony Zabytków wWarszawie agenta z Hamburga, Gerdy Kruger.Tylko my wiedzieliśmy, że agentkaprzyjechała nie w ramach współpracy departamentów, ale jako koordynator z ramienia panaFritza.Marcin wysłał zatem na jej hamburski adres, jeszcze przed przyjazdem do Polski,wizytówkę zrobioną z kawałka strony biblii i przejął pseudonim wcześniej wymyślony przezStudentów.Tak zrodził się nowy Arsen Lupin.Drugą wizytówkę otrzymał także PanSamochodzik.- Ale po co tyle trudu? - zadałem pytanie.- Przecież mogliście i bez tego dokonywaćkradzieży.- Każdy chce być w jakimś sensie zauważony - wyjaśnił.- Marcin odziedziczył poojcu kompleksy.Czuł się niedoceniony.Ale odziedziczył też wielkie zdolności, chociaż wszkole nigdy mu nie szło.Przyszedł na świat z zajęczą wargą i pewnie ta wada zostawiła wjego psychice trwały ślad.- Jak również wada zwana dysgrafią - dodałem.- To Marcin wypełnił rewers, którySienicki podłożył w Gdańsku.Niestety, rewers zawierał błąd ortograficzny.Kiedy wam o tympowiedziałem, nieświadomy waszej roli w tej sprawie, kolejne rewersy wypełniał jużSienicki.To dzięki dysgrafii Marcina odkryłem, a właściwie Zosia z Jackiem, kto jestLupinem.W książce, którą wam pożyczyłem znajdowała się bowiem karteczka z listązakupów.Nic szczególnego, tylko, że słowo cukier było napisane przez ó.- Nie tylko to was pogrążyło - zwrócił się komisarz do chłopaka.- Sienicki zadzwoniłdo rzekomego adwokata zaraz po aresztowaniu, ale kamera zarejestrowała tę rozmowę.PanTomasz wytrzasnął jakiegoś gościa, który umie czytać z ruchu warg.I co?- Trzykrotnie padło z ust Sienickiego imię Marcin - dokończyłem.Spojrzałem na pannę Kruger, jakbym chciał powiedzieć no i ma pani swojegoLupina.Ale między Bogiem a prawdą, to jej portret psychologiczny włamywacza byłstrzałem w dziesiątkę.- Kradzieży w Gdańsku dokonaliśmy za pomocą zdalnie sterowanego pojazdu zkamerą i podrobionych kluczy - kontynuował Wiesiek.- Jeden z pracowników tej bibliotekiuczęszcza regularnie na siłownię.Poszliśmy tam, i kiedy on ćwiczył, otworzyliśmy jegoszafkę i odcisnęliśmy wszystkie klucze.Znaliśmy rozkład pomieszczeń biblioteki jak własnąkieszeń (dzięki Stefanowi K.), a ruchoma kamera przekazywała obraz korytarzy na obecnośćczujników.W ten sposób eliminowaliśmy możliwość niemiłej niespodzianki.Poza tymwiedzieliśmy, gdzie jest inkunabuł, gdyż wcześniej pan Sienicki umieścił w nim robakapodczas wizyty w czytelni jako fałszywy naukowiec.Wszystkie dokumenty, jakie miał zesobą, były fałszywe.Za pomocą skanera robiliśmy perfekcyjne pieczątki.Marcin sterowałakcją na zewnątrz i za pomocą radia przekazywał mi wszelkie informacje.Na ekranie laptopamiał podgląd z ruchomej kamery oraz sygnał z robaka.System alarmowy blokowałem zapomocą wędki teleskopowej.Wcześniej nasza ruchoma kamera.- Nazwaliśmy ją elektronicznym szczurem - wtrąciłem.-.na kilka dni przed włamaniem przekazała nam obraz drzwi magazynu.Dzięki temuwiedzieliśmy, jaki zamek chroni dostępu do cennych zbiorów.Magister Zawada pomylił się zpowołaniem.Powinien zostać włamywaczem.Miał rozpracowane wszelkie nowoczesnesystemy zabezpieczeń.W pracowni trzymał nowoczesne zamki, które godzinami otwierał naróżne sposoby.Jego notatki znalezliśmy w willi pana Sienickiego.Studiowaliśmy je ponocach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]