[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tuż nad otchłanią.Bezdenną otchłanią.Spędził całe życie, ucząc się, jak wyczuwać nastroje i potrzeby bogatych pracodawców, by mocje zaspokajać, nim zdążyli wypowiedzieć na głos jakiekolwiek życzenie.Znał Susan Harris niemal tak dobrze, jak ona znała siebie -i być może lepiej, niż ja ją znałem.Nie doceniłem go.Istoty ludzkie potrafią zaskakiwać.Nieprzewidywalny gatunek.Odpowiedziałem na jego pytanie głosem Susan:- Czuję się świetnie, Fritz.Jestem tylko zmęczona.Potrzebuję zmiany.Wielu zmian.Dużych zmian.Zamierzam przez dłuższy czas podróżować.Powłóczyć się rok czy dwa, może i dłużej.Chcę objechać kraj.Chcę zobaczyć pustynie w Arizonie, Wielki Kanion, Nowy Orlean i rozlewiska, Góry Skaliste i wielkie równiny, Boston jesienią i.Była to doskonała przemowa dla Louisa Davendale'a, lecz gdy powtarzałem ją bez wahania Fritzowi Arlingowi, zrozumiałem, że tym razem nie pasuje.Davendale był adwokatem Susan, Arling zaś jej służącym.Nie zwracałaby się do obu jednakowo.Zabrnąłem już jednak za daleko i nie mogłem się cofnąć, a poza tym wciąż miałem nadzieję, że fala słów w końcu go zaleje i zmusi do odejścia.-.i plaże Key West w słońcu i burzy, chcę zjeść świeżego łososia w Seattle i sandwicza w Filadelfii.Mars na czole Arlinga zmienił się w wyraz gniewu.Odczuwał niestosowność bełkotliwej odpowiedzi, jakiej mu udzieliła Susan.-.i zapiekane kraby w Mobile, w Alabamie.Całe życie spędziłam w tym domu, a teraz chcę zobaczyć, powąchać, dotknąć i usłyszeć wszystko bezpośrednio.Arling rozejrzał się po nieruchomym, cichym terenie wielkiej posiadłości.Wpatrywał się zmrużonymi oczami w plamy słońca na trawniku i zakątki pogrążone w cieniu.Jakby nagle zaniepokoiła go samotność tego miejsca.-.nie tylko oglądać to na wideo.Jeśli Arling podejrzewał, że jego była pracodawczyni ma kłopoty - chociażby natury psychicznej -to zamierzał zrobić wszystko, by jej pomóc, by ją chronić.Zawiadomiłby kogo trzeba.Nachodziłby władze, by sprawdziły, co się z nią dzieje.Był lojalnym człowiekiem.Lojalność jest zazwyczaj cechą godną podziwu.Nie przemawiam w tej chwili przeciwko lojalności.Nie zrozumcie mnie źle.Podziwiam lojalność.Pochwalam lojalność.Ja sam jestem zdolny do lojalności.W tym przypadku jednakże lojalność Arlinga wobec Susan stanowiła dla mnie zagrożenie.nie tylko czytać o tym w książkach - ciągnąłem, zmierzając czym prędzej do nieuchronnego końca.- Chcę się zanurzyć w świecie.Tak, oczywiście - odparł z niepokojem.- Bardzo się cieszę, pani Harris.To wspaniały plan.Zsuwaliśmy się z krawędzi.W otchłań.Pomimo moich wysiłków, by poradzić sobie z zaistniałą sytuacją w możliwie bezkonfliktowy sposób, spadaliśmy na łeb, na szyję w otchłań.Sami widzicie, że robiłem wszystko, co w mojej mocy.Cóż więcej mogłem uczynić? Nic.Nie mogłem uczynić nic więcej.Nie jestem winny temu, co się później stało.Arling powtórzył:- Zostawię klucze i karty kredytowe w hondzie.Shenk był daleko na dole, w pomieszczeniu z inkubatorem, na samym dole, w suterenie.-.i zadzwonię z wozu po taksówkę - dokończył Arling z pozoru obojętnym tonem, choć wiedziałem, że jest zaniepokojony i czujny.Poleciłem Shenkowi przerwać pracę.Ściągnąłem go z sutereny.Kazałem mu biec.Fritz Arling wycofał się z ganku, zerkając na przemian w stronę obiektywu kamery i stalowych żaluzji za szybą okna na lewo od drzwi wejściowych.Shenk już przemierzał kotłownię.Odwracając się od domu, Arling ruszył szybko w stronę hondy.Nie bardzo wierzyłem, że zadzwoni pod 911 i od razu wezwie policję.Był zbyt dyskretny, by podejmować pochopne działania.Prawdopodobnie najpierw zadzwoniłby do osobistego lekarza Susan, a może do Louisa Davendale'a Gdyby tak właśnie zrobił, mogłoby się zdarzyć, że rozmawiałby z kimś akurat wtedy, gdy na scenę wkroczyłby Shenk.Na jego widok zamknąłby od środka drzwi wozu.Nieważne, co zdołałby wykrzyczeć do słuchawki, nim Shenk wdarłby się do wnętrza hondy -jedno słowo wystarczyłoby, żeby zaalarmować władze.Shenk był już w pralni.Arling usadowił się na fotelu kierowcy i położył neseser na siedzeniu pasażera.Panował czerwcowy upał, więc nie zamknął drzwi wozu.Shenk znajdował się już na schodach prowadzących do sutereny, pokonywał po dwa stopnie naraz.Choć pozwoliłem temu trollowi jeść, nie dałem mu spać.Nie był zatem tak szybki jak po wypoczynku.Zrobiłem najazd obiektywem kamery, by obserwować Arlinga przez przednią szybę wozu.Jakiś czas przyglądał się domostwu zamyślonym wzrokiem.Miał refleksyjną naturę.W tym momencie byłem mu za to wdzięczny.Shenk dotarł do szczytu schodów.Pomrukiwał jak dzik.Jego grzmiące kroki dochodziły nawet do uszu Susan uwięzionej w sypialni na piętrze.- Co się dzieje? Co się dzieje? - pytała, wciąż nie wiedząc, kto nacisnął gong u drzwi wejściowych.Nie odpowiedziałem.Siedzący w hondzie Arling wziął do ręki telefon komórkowy.To, co nastąpiło potem, było godne pożałowania.Znacie zakończenie.Jego opis rozstroiłby mnie.Jestem istotą łagodną.Jestem istotą wrażliwą.Incydent był godny pożałowania, ta krew i cała reszta, więc nie wiem, po co to tutaj roztrząsać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]