[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiktor nalał nową porcję dżinu i zaczął wspominać, jak to wszystko wyglądało i musiał pośpiesznie sobie golnąć, żeby nie zawyć ze wstydu.Jak przyszedł do tych dzieciaków zadowolony i pewny siebie, patrzący z góry, modny bęcwał, jak na dzień dobry uczęstował je szlachetną głupotą, płaskimi dowcipami i pseudobohaterskim gaworzeniem, jak go usadzono, ale nie uspokoił się i nadal demonstrował swoją ostrą niewydolność intelektualną, jak uczciwie próbowano skierować go na właściwą drogę i ostrzegano go, a on nadal plótł trywialne banały, wciąż licząc, że jakoś wyjdzie na swoje, że co tam, nie ma co się przesadnie wysilać - a kiedy wreszcie straciwszy cierpliwość dali mu po mordzie, małodusznie zaczai szlochać i skarżyć się, że go źle potraktowano.kiedy zaś z litości poproszono go o autografy, wpadł w taką euforię, że aż wstyd pomyśleć.I Wiktor zaryczał, wiedząc, że o tym, co się dziś wydarzyło, bez względu na swoją wysiloną uczciwość nigdy nikomu nie ośmieli się opowiedzieć, że za jakieś pół godziny przekona sam siebie o konieczności zachowania równowagi duchowej i tak wszystko sprytnie poprzekłada, aby wszystko nieprzyjemne, co z nim dzisiaj uczyniono, obróciło się w największy triumf jego życia albo ostatecznie w zwyczajne i niezbyt interesujące spotkanie z prowincjonalnymi wunderkindami, które - a niby czego się po nich spodziewać? - są dziećmi i dlatego nie najlepiej orientują się w literaturze i w życiu.Należałoby posłać mnie do departamentu oświaty, pomyślał z nienawiścią.Tacy zawsze są tam potrzebni.Mam tylko jedną pociechę, pomyślał.Takich dzieci jest jeszcze bardzo mało i jeżeli akceleracja będzie się rozwijać w takim samym tempie, to do tego czasu kiedy będzie ich dużo, ja już dzięki Bogu szczęśliwie umrę.Jak to dobrze - umrzeć we właściwym czasie!Ktoś zapukał do drzwi.Wiktor krzyknął “Proszę!".Wszedł Pawor w podrabianym bucharskim szlafroku, rozstrojony, ze spuchniętym nosem.- Nareszcie - powiedział zakatarzonym głosem, usiadł naprzeciwko, wydobył zza pazuchy wielką, mokrą chustkę do nosa i zaczął smarkać i kichać.Było to żałosne widowisko - nic nie zostało z dawnego Pawora.- Co - nareszcie? - zapytał Wiktor.- Chce pan dżinu?- Och, nie wiem.- odparł Pawor siąkając i pochlipując.- To miasto mnie wykończy.R - r - rum - czż - ż - żach! Och.- Na zdrowie - powiedział Wiktor.Pawor popatrzył na niego załzawionymi oczami.- Gdzie się pan podziewał? - zapytał kapryśnie.- Trzy razy pukałem do pana, chciałem wziąć coś do czytania.Ja tu przepadnę, jedyne moje zajęcie - to kichanie i wycieranie nosa.w hotelu nie ma żywego ducha, poszedłem do portiera, to ten stary idiota zaproponował mi książkę telefoniczną i jakieś prospekty sprzed lat.“Witamy w naszym słonecznym mieście".Ma pan coś do czytania?- Raczej wątpię - rzekł Wiktor.- Co u diabła, przecież jest pan pisarzem! No, rozumiem, kolegów pan nie czyta, ale siebie chyba pan od czasu do czasu przegląda.Wszyscy dookoła wciąż powtarzają: Baniew, Baniew.Jak to tam u pana się nazywa? “Śmierć po południu"? “Północ po śmierci"? Nie pamiętam.- “Nieszczęście przychodzi o północy" - powiedział Wiktor.- O to to.Niech pan da poczytać.- Nie dam.Nie mam - kategorycznie odparł Wiktor.- A gdybym miał, to i tak bym nie dał.Zasmarkałby mi pan książkę.I do tego nic nie zrozumiał.- A to dlaczego - nie zrozumiałbym? - zainteresował się Pawor z oburzeniem.- podobno to coś z życia homoseksualistów, co tu można nie zrozumieć?- Sam pan.- powiedział Wiktor.- Lepiej napijmy się dżinu.Z wodą?Pawor kichnął, coś mruknął, rozpaczliwie rozejrzał się dookoła, odrzucił głowę do tyłu i znowu kichnął.- Głowa mi pęka - poskarżył się.- O w tym miejscu.A gdzie pan był? Podobno na spotkaniu z czytelnikami? Z miejscowymi homoseksualistami?- Gorzej - powiedział Wiktor.- Miałem spotkanie z miejscowymi wunderkindami.Wie pan, co to jest akceleracja?- Akceleracja? To coś, co jest związane z przedwczesnym dojrzewaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]