[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co za nieszczęście! - powiedział z żalem.- Dlaczego ja mam taką okropną reputację? Co, Misza?- Bardzo jesteś nieostrożny, Wołodieńka - rzekł Michaił Antonowicz.-Naprawdę, sam jesteś sobie winien.- A po co być ostrożnym? - spytał Jurkowski.- Proszę, powiedz mi, po co? Żeby dożyć do pełnej duchowej i cielesnej niemocy? Doczekać momentu, gdy życie ci obrzydnie i umrzeć z nudów w łóżku? To śmieszne, Michaił, żeby tak się trząść nad własnym życiem.Michaił Antonowicz pokręcił głową.- Jakiś ty, Wołodieńka - powiedział cicho.- Jak możesz tego nie rozumieć.Ty sobie umrzesz i po wszystkim.A po tobie ludzie zostaną, przyjaciele.Wiesz, jak im będzie gorzko? A ty tylko o sobie, Wołodieńka, zawsze tylko o sobie.- Ech, Misza - westchnął Jurkowski.- Nie będę się z tobą kłócił.Powiedz mi lepiej, zgodzi się Aleksiej, czy nie?- Ależ on już się zgodził - stwierdził Michaił Antonowicz.-Nie widzisz tego? Ja z nim latam piętnaście lat, dobrze go znam.Jurkowski znowu przebiegł się po pokoju.- A czy chociaż ty, Misza, chcesz lecieć czy nie? - krzyknął.-Czy ty też.zgadzasz się?- Bardzo chcę - powiedział Michaił Antonowicz i poczerwieniał.- Na pożegnanie.Jura pakował walizkę.Nigdy nie umiał spakować się jak należy, a teraz w dodatku się spieszył, żeby nikt nie zauważył, jak bardzo nie chce schodzić z „Tachmasiba”.Iwan stał obok i Jurze było tak strasznie smutno na myśl, że zaraz będą się żegnać i że nigdy więcej się nie spotkają.Jak leci wrzucał do walizki bieliznę, zeszyty z notatkami, książki - również Drogą nad drogami, o której Bykow powiedział: Z chwilą gdy ta książka zacznie ci się podobać, możesz uważać się za dorosłego.Iwan pogwizdując, obserwował Jurę wesołymi oczami.Jura w końcu zamknął walizkę, obejrzał ze smutkiem kajutę i powiedział:- To chyba wszystko.- Jak wszystko, to chodź się pożegnać - rzekł Żylin.Wziął od Jury nieważką walizkę i poszli korytarzem, mijając pływające w powietrzu dziesięciokilogramowe hantle, mijając prysznic i kuchnię, skąd pachniało kaszą owsianą.Weszli do mesy.W mesie był tylko Jurkowski.Siedział przy pustym stole, obejmując rękami łysiejącą głowę.Przed nim leżała przymocowana zaciskami samotna, pusta kartka papieru.- Władimirze Siergiejewiczu - powiedział Jura.Jurkowski podniósł głowę.- A, kadet - uśmiechnął się ze smutkiem.- Cóż, pożegnajmy się.Uścisnęli sobie dłonie.- Jestem wam bardzo wdzięczny - powiedział Jura.- No, no - rzekł Jurkowski.- No, co też ty, naprawdę.Wiesz przecież, że nie chciałem cię brać.Ale nie miałem racji.Czego ci życzyć na pożegnanie? Dużo pracuj, Jura.Pracuj rękami, pracuj głową.Zwłaszcza nie zapominaj pracować głową.I pamiętaj, że prawdziwi ludzie to ci, którzy dużo myślą o wielu rzeczach.Nie pozwól leniuchować komórkom.- Jurkowski popatrzył na Jurę ze znajomym wyrazem twarzy, jakby czekał, że Jura właśnie teraz, na jego oczach zmieni się na lepsze.- Idź.Jura skłonił się niezręcznie i wyszedł z mesy.Przed drzwiami na mostek obejrzał się.Jurkowski patrzył w zadumie za nim, ale już go chyba nie widział.Jura wszedł na mostek.Michaił Antonowicz i Bykow rozmawiali przy pulpicie sterowniczym.Gdy Jura wszedł, zamilkli i popatrzyli na niego.- Tak - rzekł Bykow.- Jesteś gotów, Jura.Iwan, odprowadzisz go.- Do widzenia - powiedział Jura.- Dziękuję.Bykow w milczeniu podał mu swą ogromną dłoń.- Bardzo wam dziękuję, Aleksieju Pietrowiczu - powtórzył Jura.-1 wam, Michaile Antonowiczu.- Nie ma za co, Jurik, nie ma za co - odparł Michaił Antonowicz.- Szczęśliwej pracy.I koniecznie napisz list.Adresu nie zgubiłeś?Jura w milczeniu poklepał się po kieszeni na piersi.- To i dobrze, to pięknie.Napisz, a jak zechcesz, przyjedź.Naprawdę, gdy tylko wrócisz na Ziemię od razu przyjedź.U nas jest wesoło.Dużo młodzieży.Moje memuary poczytasz.Jura uśmiechnął się słabo.- Do widzenia - powiedział.Michaił Antonowicz pomachał długopisem, a Bykow zahuczał:- Spokojnej plazmy, stażysto.Jura i Żylin wyszli z mostku.Ostatni raz otworzyły się i zamknęły za Jurą drzwi kesonu.- Żegnaj, „Tachmasibie” - powiedział Jura.Szli niekończącym się korytarzem obserwatorium, gdzie było gorąco jak w saunie, i dotarli na drugi pokład dokowy.Przed otwartym lukiem tankowca siedział na malutkiej bambusowej ławeczce długonogi rudy mężczyzna w rozpiętym mundurze ze złotymi guzikami i pasiastych szortach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]