[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Załatwienie sprawy oszalałej dziewki ciągnęło się przez całe popołudnie.Samo obudzenie jej przez Uzdrowiciela z głębokiego snu, w który wtrąciła ją Talia, trwało niemal całą markę na świecy.Talia czuła głę­boki wstyd, że uległa bezmyślnemu odruchowi i nie oparła się panice.Zachowała się rozmyślnie nieodpowiedzialnie, czego wynikiem było zaniedbanie obowiązków.- Kris.tak mi przykro - natychmiast po przekrocze­niu bram miasteczka odezwała się do niego przytłumionym, nieszczęśliwym głosem.- Ja nie chciałam.ja.Kris nic na to nie odrzekł i Talia ponownie zapadła się w sobie, utraciwszy do reszty z takim mozołem budowaną pewność siebie.“Domyśla się.na pewno domyśla się.Zawiodłam.Nawet nie jestem w stanie panować nad sobą na tyle, by dotrwać do połowy patrolu.Nic nie potrafię zrobić jak należy”.Jednak Kris nic nie powiedział.Nawet jej nie potępiał.Wiedziała, że jest głęboko zamyślony, ale nie miała pojęcia, o czym tak rozmyśla.Zamilkła podczas powrotnej drogi do Stanicy, cały czas spodziewając się, że spadnie wiszący nad jej głową miecz.A to, że nic takiego się nie stało, tylko pogorszyło sytuację.Kris jechał w milczeniu.Dopiero teraz zaczął uzmysła­wiać sobie, że nie udzielając jej pociechy, nie dodając jej otuchy, popełnił niemal nieodwracalny błąd.Talia zatraciła poczucie godności własnej bardziej, niż przypuszczał.Widać było jak na dłoni, że nie panuje nad nerwami.Teraz wyda­wało mu się, że wie, dlaczego wzbrania się przed wyrażaniem własnego zdania, dlaczego z wahaniem dzieli się z nim opi­niami, i to tylko, jeśli zapyta ją wprost.Po powrocie do Stanicy jego pytanie o to, jak się czuje, zbyła, mówiąc jedy­nie, że dobrze.Zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek od­zyska równowagę po tym incydencie.I zaczął się lękać, że osobiście ją zniszczył.Nagle, w otoczeniu głębokich ciemności nocy, nasunęła mu się niepokojąca myśl, że ona powoli pogrąża się w sza­leństwie i, być może, pociąga go za sobą.Ziemia była przykryta śniegiem, kiedy zbliżali się do ma­lutkiego sioła, cieszącego się wątpliwą sławą wysuniętej naj­dalej na północ osady, tuż obok Lasu Żalów.Talia, która tak przyzwyczaiła się do kurczowego podtrzymywania resztek osłony swych myśli, że przestała wybiegać myślą do przodu w poszukiwaniu skupisk ludzkich, zaczęła zastanawiać się, czy w końcu zdolności nie opuściły jej całkowicie.Jednak nie, obok jechał Kris, co jej rozogniony mózg odbierał z taką wyrazistością, że było to niemal bolesne.Jeśli więc nie oto chodziło, zatem musiało być to coś innego.W końcu zebrała resztki odwagi i pewności siebie, by powiedzieć Krisowi o tym, co czuje.- Tam jest zbyt wiele.hmm, jest za cicho.Tylko tak mogę to wyrazić.Odczuwam jedynie coś bardzo nikłego i po­chodzi to od kogoś, kto śpi lub jest nieprzytomny.- Czy jesteś pewna, że to zimno nie ma na ciebie takiego wpływu?“Chciałabym, żeby to było to” - pomyślała ze smut­kiem.- Nie.nie sądzę.Nie jest zimniej niż, kiedy byliśmy w Zielonej Przystani, a wtedy mogłam wyczuć obecność lu­dzi o dzień drogi naprzód.Zadumał się.- Doskonale.Zatem przyśpieszmy kroku tyle, ile chirra mogą wytrzymać.Jeśli tam dzieje się coś złego, to im szybciej tam dotrzemy, tym lepiej.Śnieg zaskrzypiał pod kopytami, dzwoneczki zaczęły brzęczeć jak oszalałe, gdy przeszli w kłusa.Powietrze było zupełnie nieruchome, błękit bezchmurnego nieba niemal raził oczy.Poprzez nagie gałęzie drzew sączyło się słoneczne światło, zostawiając po sobie niebieskawe koronki cienia na zaspach.Dzień był piękny i dziwny, dręczący Talię dziwny niepokój stanowił rażącą sprzeczność.W wiosce, kiedy ją ujrzeli, panowała cisza, zbyt wielka cisza.Na osłanianej dwoma wzgórzami wolnej połaci ziemi, którą wieś zajęła, nie było żadnych śladów na śniegu, ani biegnących do wioski, ani wychodzących z niej.Bramy stały otworem i nikt ich nie pilnował.Twarz Krisa wyrażała tak wielkie zaniepokojenie, że mózg Talii, nie musiał nawet od­bierać jego uczuć, by wiedziała, iż jest tak samo przestra­szony jak ona.Rozkazał jej zatrzymać się, a sam zjechał ze wzgórza, na którym stali, do bramy, zabierając ze sobą swoją chirra.Nie zabawił w środku zbyt długo i ujrzała, jak zatrzaskuje się brama, a do jej uszu dobiegł odgłos zasuwanego rygla.Natychmiast po tym strzała zatoczyła łuk nad ostrokołem i wylądowała po jej stronie obwałowania z bali.Biegiem ruszyła do miejsca, gdzie upadła.Strzała była oznaczona czte­rema pierścieniami - trzema zielonymi i jednym czerwo­nym.Sprawdziła wzór zaszyfrowany w upierzeniu.Nie ule­gało wątpliwości, że strzała należała do Krisa.Oznaczenie przez niego strzały, choć ona nie spuszczała z niego oka przy wjeździe do wioski, mogło się wydać niemądre, jednak tylko w ten sposób mógł ją powiadomić, że to on osobiście za­trzasnął za sobą bramę, a nie banici zastawili na niego pu­łapkę.Mogło to oznaczać tylko jedno.Cała wioska padła ofiarą jakiejś plagi.“O, Panie! O, Pani! Co ja teraz pocznę!.” - pomyślała rozgorączkowana.Nagle zatoczyła się pchnięta nosem zniecierpliwionego Rolana.Poczuła jego irytację tak wyraźnie, jakby się do niej odezwał.Miał już dość jej rozczulania się nad sobą.Teraz trzeba było działać, po prostu działać.Wiedziała doskonale, co powinna zrobić i, do licha, im szybciej się do tego zabierze, tym lepiej!Poczuła się jakby coś, co się w niej złamało, ponownie zostało złożone.Zmusiła się do spokoju, do ułożenia planu.Napisała notatkę do Krisa, powiadamiającą go, że zostawia swoją chirra spętaną u bram wioski, by mógł wprowadzić ją do środka, kiedy zobaczy, iż się oddaliła.Wyjęła niczym nie oznaczoną strzałę z kołczanu, przywiązała do niej notkę i wy­strzeliła ponad ostrokołem.Przeszukała juki, wyjęła z nich mapę, bukłak na wodę i torbę z jedzeniem dla siebie i Rolana.Rzuciwszy okiem na mapę, stwierdziła, że najbliższa Świątynia Uzdrowicieli leży odległa o pięć dni jazdy wierzchem na wschód.To znaczyło, że mogą tam dotrzeć z Ro­lanem w dwa.Spętała chirra, wskoczyła na grzbiet Rolana i ruszyli z kopyta.To w takiej właśnie chwili Towarzysz, pokonujący pio­runującym krokiem odległość, wart był więcej niż złoto czy klejnoty.Godzinami mógł on, bez zmęczenia, podróżować z szybkością galopującego konia.W razie potrzeby mógł utrzymywać tak wyczerpujący krok przez kilka dni, obywając się tylko wodą i garścią ziarna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl