[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.My się wprawiamyod lat, żeby odczuwać zmiany w aurze budynków.Szkolimy się w postrzeganiuponadzmysłowym i czasami jesteśmy w stanie nawet dostrzegać złe astrale.A comoże taki Wędrowycz? Odkopie, co najwyżej, trupa i wsadzi mu kołek w pierś.Gdyby znalazł prawdziwego wampira, to by się sfajdał ze strachu.A dostrzegać to55 może, co najwyżej białe myszki i różowe słonie.Zresztą, my mamy naukowe po-dejście.Robimy zdjęcia, pobieramy próbki ektoplazmy, spisujemy spostrzeżenia.Wie pan, że na sąsiednim domu siedzi astralna sowa? To dobrze, czy zle? Najlepszy jest astral złocisty, sowa była trochę przydymiona.Ale nie jestzła.Raczej obojętna dla tamtego budynku. A tu jest coś astralnego? Nie, ale dom ma złą aurę.My to czujemy. A można się tego nauczyć? Tylko, jeśli ma się naturalne predyspozycje.Ale gdy nadejdzie Era Wodni-ka, to będzie dużo łatwiej.Już teraz możliwości zwiększają się z roku na rok.Naprzykład łatwiej jest patrzeć w przeszłość. I wszystko można tak zobaczyć? Nie, tylko jakieś detale, związane z przedmiotem, który jest przewodni-kiem. Pewnie kiedyś zbudują wehikuł czasu. Niemożliwe.Z fizycznego i logicznego punktu widzenia.To się nigdy nieuda, choć oczywiście pojawią się hochsztaplerzy w rodzaju Jakuba Wędrowycza,którzy będą twierdzili, a to, że wzbudzili prąd elektryczny w podkowie podgrze-wanej świeczką, a to, że mają perpetuum mobile w garażu.Naciągaczy nie brak.Dlatego my staramy się o udokumentowanie każdego przypadku.Mamy listy z re-ferencjami od czterdziestu osób, którym pomogliśmy.Pana też poprosimy o krót-ki opis naszych możliwości  tu spostrzegł, że troszkę się zagalopował. O ilewyjdziemy z tego żywi. dodał.XIVCiemności, droga widoczna w postaci jaśniejszej smugi na ziemi.Dobrze, żeprzyświeca księżyc.Kolejna stacja.Ręka namacała w kieszeni dno.Ile jeszczedo Warszawy? To już Otwock.Jakub zeskoczył z konia.Zapłacił ostatnią złotąpięciorublówką i oddał trąbkę.Popatrzył na zegarek.Jeszcze dwie godziny.Po-ciągnął łyk spirytusu.Dotknął zegarka i zaczął okręcać się w kółko.Po dziesiątymobrocie stał w ogródku jakiegoś domu.Pies czuwał.Wyskoczył z ciemności i sko-czył na niego.Jakub machnął w powietrzu pętlą z linki hamulcowej i po chwili psisko mio-tało się jak ryba złapana na wędkę.Egzorcysta zawirował jak bąk.Pies  skom-ląc  leciał w powietrzu jak na karuzeli, potem przestał skomleć.Jakub przelazłprzez ogrodzenie i niosąc psa pod pachą, wszedł na dworzec kolejowy.Zdjął pętlęi pomacał jego boki.Pies był nadzwyczajnie tłusty.Uśmiechnął się obleśnie, alepołożył go na peronie.Trudno.Nie będzie przecież targał ze sobą zabitego kundla56 przez całe miasto.Psisko otworzyło oczy i zawarczało.Jakub też zawarczał.Piessprężył się do skoku.Chciał złapać go za gardło. Nawet nie próbuj  powiedział egzorcysta.Spróbował.Jakub kopnął go dziurawym gumofilcem w bok i pokazał mu linkętrzymaną w lewej dłoni.Na stację wjechał pociąg.Po chwili zwierzę zostało samo.Chyba ucieszył je taki obrót sprawy.XVMaterializacja dobiegała końca.Niespodziewanie ktoś od zewnątrz nacisnąłklamkę.Drzwi otworzyły się, a po chwili zatrzasnęły.Jakub Wędrowycz wszedłdo pokoju.Ubrany był w czarną esesmańską kurtkę mundurową, zszarganą donieprzyzwoitości, na nogach miał spodnie od ortalionowego dresu i rozpadającesię gumofilce z wywiniętą cholewą, cerowane tu i ówdzie drutem. Co jest?  zdenerwował się, szarpiąc za klamkę.Dywan pogryzł go w rę-kę, po czym sczerniał i opadł na podłogę.Stężenie alkoholu we krwi Wędrowyczabyło zbyt silne.Jakub zrobił krok do przodu i potknął się o materializujące się napodłodze coś. O karwia!  zaklął, wlepiając arabskiemu demonowi kilka kopów kalo-szem. %7łebyś mi więcej nóg nie podstawiał  pogroził.Podszedł do grupki skulonej pod ścianą. A wy co? Ocipieli? Pan Wędrowycz?  zapytał ostrożnie prezes. A kto inny? Wy dzwonili po pomoc telepat.no tym, tego?.Od gościa ziało wonią piwa, stęchlizny, dawno nie pranych skarpetek i zago-nionego konia. Hmm.Bardzo nam miło.Nie tyle może dzwoniliśmy, co.Może mógł-by nam pan pomóc? A w czym?Dziewczyna wskazała na widmo. To?  w głosie Wędrowycza odbiło się rozczarowanie i miażdżąca pogar-da. I wy nie możecie tego załatwić? Gdyby pan mógł pomóc. nieśmiało wtrącił gospodarz. Ty tu szef? Nie, właściciel. Pół litra się znajdzie? Tak.Jakub podszedł do dżina.Kopnął go raz jeszcze.Kalosz zadymił. Swojego czasu kumpel poprosił mnie o pomoc w załatwieniu czegoś ta-kiego, co mu się zagniezdziło w bimbrowni  powiedział i wyciągnął z kieszeni57 flaszkę z resztą spirytusu. Oczywiście przyjechałem do niego.Można prosićzapalniczkę? Dziękuję.A więc wlezliśmy do piwnicy i pojawiło się takie sukin-syństwo.Wypisz, wymaluj, takie jak to  polał stwora spirytusem. Aaziłoi łaziło, a potem ja podpaliłem go zapalniczką, o tak.Przypalił demona.Rozległ się skowyt, a po chwili na podłodze została tylkokupka popiołu.Dywan, zalepiający okna i drzwi, opadł na ziemię, życie opuściłogo całkowicie.Egzorcyści zebrali sprzęt i natychmiast zwiali.Drzwi na dole trzasnęły. Partacze  rzucił za nimi Jakub [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl