[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Widziałem tu sporo cennych przedmiotów i wydawały się całkiem solidne — rzucił buńczucznie halfling, choć natychmiast pożałował swego nieroztropnego wybuchu.— Tak uważasz? Więc może powinieneś przyjrzeć się im ponownie.Pawldo, który poczuł nagle, że żołądek podchodzi mu do gardła, nieoczekiwanie stwierdził, iż platynowy sztylet, który trzymał w ręku, stał się niewiarygodnie lekki.Spuściwszy wzrok zobaczył, czym naprawdę był „sztylet" — tanią metalową zabawką w kształcie noża, wysadzaną okrągłymi kawałkami szkła.Jednocześnie uświadomił sobie, że pozostałe „skarby", jakie zebrał w swojej sakwie, okażą się równie bezwartościowe.Pawldo w dalszym ciągu usiłował opanować drżenie kończyn.Rozpaczliwie starał się obmyśleć jakiś plan działania.Rozejrzał się? nerwowo dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby stać się dlań źródłem inspiracji.Pół-Ucha stanął obok halflinga, przyglądając się otaczającym ich złowieszczym postaciom.Sierść na karku wilka zjeżyła się, a nos zmarszczył, gdy drapieżnik obnażył białawe kły w groźnym grymasie.Pawldo uniósł lampę, widział wyraźnie migoczący płomień i niewielki zbiornik nafty nasycającej knot.Gliniane naczynie było dość ciężkie, pozostała w nim jeszcze ponad połowa zapasu paliwa.— Stefanik! — zawołał ponownie.Młody halfling raz jeszcze drgnął, uwikłany w pojedynek umysłów, ale w dalszym ciągu nie był w stanie się odwrócić ani nawet przemówić.— Głupcze! — ryknął Ketheryll.Jego głos znów zdawał się dobiegać zewsząd.Migoczący płomyk lampy Pawlda zadrgał, gdy halfling na próżno usiłował opanować drżenie dłoni.Dostrzegł swoją szansę, wprawdzie wątłą, rozpaczliwą i ryzykowną, niemniej j jedyną przedstawiającą jakąkolwiek nadzieję ucieczki.Jeżeli jego przypuszczenia okażą się słuszne.Cisnął sztylet na podłogę i głośno wypowiedział słowo — nie nazwę owego koszmarnego miejsca, bo, jak się domyślił, punktem orientacyjnym dla broni nie był bynajmniej sam Pałac Czaszek.Miast tego zakrzyknął głośno jedno nazwisko.I gdy to się stało, sztylet rozpłomienił się niczym tarcza słońca.<— Ketheryll! — wrzasnął Pawldo.Ostrze okręciło się na podłodze i zatrzymało gwałtownie.-Wskazywało w stronę jednej z postaci, stojącej nieco dalej J od Pawlda aniżeli pozostałe i niemal niknącej wśród otaczających ją cieni.W tej samej chwili, gdy jego prawdziwa tożsamość została zdemaskowana, widmo dało nura do przodu, wyciągają lodowate szpony w kierunku swego wroga.Zabójcze z zatrważającą prędkością mknęły ku twarzy Pawlda.Pół-Ucha warknął gardłowo.Ochrypły dźwięk przetoczył się jak grzmot po przestronnym wnętrzu komnaty.Zwierzę sprężyło się do skoku, zmarszczyło nos i skoczyło.Z warkotem przeradzającym się w dziki ryk Pół-Ucha zacisnął szczęki na jedne z wijących się kończyn Ketherylla.Przeklęty książę zamachnął się z całej siły, odrzucając wilka w bok, ale odważny atak drapieżnika dał Pawldowi chwilę potrzebną, by mógł unieść dłoń, w której dzierżył zapaloną lampę, wysoko nad głową.Z głośnym chrząknięciem cisnął prowizoryczny pocisk przed siebie.Gliniane naczynie rąbnęło w posadzkę u stóp księcia roztrzaskując się w drobny mak i zbryzgując syczącą kreaturę naftą.Gdy knot dotknął śliskich, kamiennych płyt, pomarańczowy płomień wystrzelił w górę, by w mgnieniu oka ogarnąć całe ciało Ketherylla, od stóp do głów.— Nie!Głos brzmiał jak przeciągłe, jękliwe zawodzenie, jak ryk huraganu przedzierającego się przez szeroki wąwóz, wyrywającego drzewa, głazy, a nawet całe płaty ziemi.W tej samej chwili drgania stały się bardziej realne niż podmuch nienaturalnej wichury.Pawldo o mało nie stracił równowagi, gdy podłoga pod jego nogami zatrzęsła się.Książę rzucił się ku niemu, ciągnąc ze sobą snop płomieni.Pawldo podniósł tani sztylet, który sprowadził go do tego pałacu.Teraz wiedział, iż była to jedynie nic nie warta błyskotka, ale z jedną, kolosalną różnicą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]