[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy to nie przypomina fastigium, najcięższego momentu, tak zwanego kryzysu w chorobie?- Dziwne - zadumała się Talita.- Czy tak się mówi?- Co czy się tak mówi?- To zetknięcie się piersi końskich pod dwoma jeźdźcami.- Na turniejach tak - powiedział Oliveira.- Zresztą tak stoi w „cmentarzu”.- Fastigium.- powtórzyła Talita.- Jakie ładne słowo.Szkoda, że znaczy to, co znaczy.- Ii, przecież to samo jest z mortadela i tyloma innymi słowami - wzruszył ramionami Oliveira.- Już abbé Bre-mond zajmował się tym, nie ma na to rady.Słowa podobne są do nas, rodzą się z jakąś twarzą, i mów do mnie jeszcze.Pomyśl na przykład o twarzy Kanta.I co mi powiesz? Albo Bernardino Rivadavia, żeby nie szukać tak daleko.- Założył mi plastikową plombę - powiedziała Ge-krepten.- Co za upał, Manu powiedział, że mi przyniesie kapelusz.- Akurat ci przyniesie - powiedział Oliveira.- Jeżeli się zgadzasz, to rzucam paczuszkę i wracam do domu - zaproponowała Talita.Oliveira popatrzył na pomost, zmierzył okno, niedbale rozkładając ręce i pokręcił głową.- Czy ja mogę być pewien, że ty trafisz - powiedział.- Z drugiej strony, nie chciałbym trzymać cię dłużej na tym mrozie.Nie czujesz, że ci się tworzą stalaktyty we włosach i w dziurkach od nosa?- Nie - odpowiedziała Talita.- Stalaktyty.Czy to trochę jak fastigium?- W pewnym sensie tak - zgodził się Oliveira.- Dwie rzeczy, które są do siebie podobne przez swoje różnice, trochę tak jak Manu i ja, jeżelibyś się nad tym zastanowiła.Przyznasz przecież, że cały kram polega na tym, że tak jesteśmy podobni.- Tak - zgodziła się Talita.- To czasem bardzo męczące.- Masło się zupełnie roztopiło - oznajmiła Gekrepten smarując sobie kromkę czarnego chleba.- Nie daj Boże, ile kłopotu z masłem w taki upał.- Największa różnica polega na tym.- rzekł Oliveira, - Największa ze wszystkich różnic: dwóch facetów o czarnych włosach, o twarzach stołecznych cwaniaków, z tą samą pogardą dla prawie tych samych rzeczy, i ty.- Ja.- zaczęła Talita.- Nie masz się co wykręcać - przerwał Oliveira.- Jest faktem, że w jakiś sposób łączysz się z nami obydwoma po to, aby powiększać podobieństwa, a tym samym różnice.- Nie wydaje mi się, żebym się łączyła z obydwoma.- Co ty o tym wiesz? Co ty możesz o tym wiedzieć? Siedzisz w swoim pokoju, gotujesz i czytasz encyklopedię dla samouków, a wieczorem idziesz do cyrku i wyobrażasz sobie wobec tego, że jesteś tylko tu, gdzie jesteś.Czy nigdy nie zwracałaś uwagi na klamki u drzwi, na metalowe guziki, na kawałki szkła?- Czasem zwracałam - przytaknęła Talita.- Gdybyś dobrze patrzyła, zauważyłabyś, że wszędzie tam, gdzie człowiek najmniej się tego spodziewa, jest coś, co naśladuje każdy twój ruch.Strasznie jestem wrażliwy na takie głupstwa.- Chodź, wypij mleko, bo już się robi kożuch - zawołała Gekrepten.- Dlaczego zawsze mówicie o takich dziwolągach?- Nadajesz mi zbyt wielkie znaczenie - powiedziała Talita.- Och, o tych rzeczach nie decyduje się samemu.Istnieje cały gatunek spraw, o których się samemu nie decyduje, i to są zawsze te najbardziej irytujące, jakkolwiek nie najważniejsze.Mówię ci to, bo to jest pociechą.Na przykład miałem ochotę napić się mate.Teraz przyłazi ta i robi człowiekowi białą kawę, o którą nikt jej nie prosił.Rezultat: jeżeli jej nie wypiję, na mleku zrobi się kożuch.Nieważne, a przecież złości.Wiesz, o czym mówię?- Och tak - Talita patrzyła mu prosto w oczy.- Naprawdę podobny jesteś do Manu.Obaj umiecie tak pięknie mówić o białej kawie i o mate, aż w końcu człowiek zaczyna rozumieć, że w rzeczywistości kawa i mate.- Utrafiłaś - przerwał Oliveira.- Tak że możemy wrócić do tego, o czym mówiłem przedtem.Różnica między Manu a mną polega na tym, że jesteśmy prawie jednakowi.W tych proporcjach różnica jest jak gdyby zagrażającą katastrofą.Jesteśmy przyjaciółmi? Oczywiście, ale wcale nie zaskoczyłoby mnie, gdyby.Zauważ, że odkąd się znamy- z tobą mogę o tym mówić, bo i tak to wiesz - tylko się ranimy.Jemu się nie podoba, że jestem, jaki jestem, wystarczy, żebym się zabrał do prostowania paru gwoździków, a sama widzisz, jaką robi z tego hecę, a przy okazji wciąga w nią ciebie.Ale jemu nie podoba się, że jestem, jaki jestem, bo uważa, że wiele z tych rzeczy, które mi się zdarzają lub które robię, kradnę mu sprzed nosa.Zanim on pomyśli- ciach! - już zrobione.Stuk, stuk, on podchodzi do okna, a ja już prostuję gwoździe.Talita obejrzała się znowu i zobaczyła cień Travelera, który przysłuchiwał się, schowany między oknem a komodą.- Nie przesadzaj - powiedziała.- Za to tobie nie przyszłyby do głowy niektóre rzeczy, które przychodzą Manu.- Na przykład?- Stygnie ci mleko - powtórzyła Gekrepten zrzędnym głosem.- Chcesz, żebym je trochę podgrzała, kochany?- Zrób z niego deser na jutro - doradził Oliveira.- Mów dalej, Talita.- Nie - westchnęła Talita.- Po co? Strasznie mi gorąco i zaczyna mi się robić niedobrze.Poczuła wibrację deski, kiedy usiadł na niej Traveler.Nie wychylając się poza parapet, położył na niej słomkowy kapelusz.Za pomocą kija od „piórka” popychał go teraz centymetr po centymetrze.- Jeżeli tylko troszkę się skręci - uprzedził - to na pewno spadnie i trzeba będzie schodzić po niego na ulicę.- Najlepiej będzie, jeżeli już wrócę do domu - powiedziała Talita patrząc na niego ze smutkiem.- Ale najpierw musisz podać yerbe Oliveirze.- Teraz już nie warto - odpowiedział Oliveira.- Niech rzuca.To już wszystko jedno.Talita spojrzała na jednego, potem na drugiego nie poruszając się.- Wiesz, że niełatwo cię zrozumieć - powiedział Traveler.- Takie nieludzkie zawracanie głowy, a teraz okazuje się, że jedno mate więcej, czy jedno mate mniej nie gra roli.- Wskazówki przesunęły się, synu - odparł Oliveira.- Poruszasz się w nie kończącej się czasoprzestrzeni z powolnością robaka.Pomyśl o wszystkim, co się zdarzyło, odkąd poszedłeś po tę nieszczęsną panamę.Cykl mate zamknął się bez skonsumowania, równocześnie wkroczyła zawsze wierna Gekrepten, uzbrojona w narzędzia kuchenne.Wstąpiliśmy w sektor białej kawy - nie ma rady.- Ale mi powody! - mruknął Traveler.- To nie są powody, to są obiektywne wyjaśnienia.Ty masz tendencję do poruszania się w ciągłości, jak to określają fizycy, podczas gdy ja jestem uwrażliwiony na zawrotną niestałość egzystencji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]