[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele drzwi pootwierano na oścież, a we wszystkich bocznych pokoikachpanowała jasność.Pomimo że zbliżała się północ, pałac wcale nie układał się do snu.Powszechne ożywienie zbiło obu przyjaciół z tropu.Zwłaszcza Luthien był zdezorientowany.Rozważał nawet odwrót i ukrycie się na jakiś czas, ale Oliver nie chciał o tym słyszeć.Znajdowali się już w środku i każda zwłoka mogła się okazać niebezpieczna i dla nich, i dlaKaterin. Poza tym dodał cicho Oliver nawet nie wiemy, czy przyjęcie się skończy.W Gaskoniiksiążęta i damy ponoć przesiadują całą noc, i potrafią to robić codziennie.Luthien nie sprzeczał się ze swoim filigranowym przyjacielem, tylko podążał za nim na bal.W bocznym pokoju tańczyli kupcy i ich wystrojone partnerki.Często wypadali do holu, bywirować przez następne otwarte drzwi i dołączyć do jeszcze jednego z licznych przyjęć.Cogorsza, Luthien i Oliver odnieśli wrażenie, że na każdym kroku natykają się na GwardzistówPretoriańskich.Niziołek wpadł na pomysł, że powinni iść bez kamuflażu i udawać, iż uczestniczą w balu.Luthien zgodził się z nim, uświadomiwszy sobie, że nawet magiczny karmazynowy płaszcz niemoże całkowicie ich ochronić przed coraz większym tłumem.Ostatecznie miał na sobiewytworny strój, zwłaszcza bajecznie piękną pelerynę, połyskującą na ramionach, a Oliver zawszeubierał się odświętnie.Zaczęli więc sunąć roztańczonymi krokami po korytarzu.Oliver wziąłdwa puchary wina z tacy, którą niósł pierwszy napotkany przez nich cyklop-służący.Muzyka i podniecone szczebiotanie oraz miłosne wyznania sprośnych kupców, adresowanedo wielu przymilnych dam, tworzyły atmosferę bardziej upajającą niż wino.Oliver czuł się tutajjak w domu, i to denerwowało Luthiena, który wolał otwarte przestrzenie.Jednak gdy przekonałsię, że ich przebranie, a raczej jego brak, jest akceptowane przez towarzystwo, zwłaszczazbytkowny strój Olivera i jego wspaniała peleryna, poczuł się pewniej i nawet uśmiechnął się,gdy w ramiona wpadła mu jakaś młoda, mocno podchmielona dama.Uśmiech bardzo szybko zniknął z twarzy młodzieńca.Wymalowana i wyperfumowanakobieta bardzo przypominała mu lady Elenię, jedną z członkiń orszaku wicehrabiego Aubreya,który przybył do Dun Varna, domu Bedwyra na odległej wysepce Bedwydrin.To właśnie te dwiedamy, które towarzyszyły Aubreyowi, Elenia i Avonese, wszystko zaczęły.To ich kłótniadoprowadziła do śmierci Gartha Rogara, przyjaciela Luthiena z chłopięcych lat.Luthien postawił kobietę i wyprostował ją stanowczym ruchem, ale ona natychmiast sięosunęła. O, jaki mocny wymamrotała.Pomacała jedną z umięśnionych rąk Luthiena.W jej oczachczaiła się żądza. Mocny i do dyspozycji obiecał niziołek, wietrząc potencjalne kłopoty.Wkroczył międzytych dwojga. Ale najpierw mój mocny przyjaciel i ja musimy porozmawiać z księciem.Oliver rozejrzał się bezradnie. Jednakże nie możemy go nigdzie znalezć!Wydawało się, że kobieta w ogóle nie zwraca uwagi na perorę niziołka.Nachyliła się nadjego głową, żeby znowu popieścić rękę Luthiena, nie pojmując, dlaczego młody Bedwyr posyłajej mordercze spojrzenie. Tak, tak rzekł Oliver, odciągając jej ramię tak bezceremonialnie, że zgięła się w półi wreszcie musiała na niego spojrzeć. Będziesz mogła się ocierać o całe jego mocne ciało, aleprzedtem musimy się spotkać z księciem.Wiesz, gdzie on jest? Och, Parry ulotnił się dawno temu powiedziała.Obaj towarzysze zmarszczyli czoła.W głowie Luthiena kłębiły się niezliczone pytania.Dokąd mógł wyjechać Paragor? I gdzie wobec tego znajdowała się Katerin? Do swojej komnaty dorzuciła dama i Luthien omal nie wydał westchnienia ulgi.A więcParagor rzeczywiście przebywał w pałacu!Kobieta pochyliła się nisko i szepnęła: Powiadają, że ma tam jakąś damę.Oliver odnotował zazdrość w jej głosie, a ponieważ wiedział co nieco o dość swobodnychobyczajach na dworze magnata, wcale się nie zdziwił tym, co usłyszał. Cudzoziemkę dodała rozmówczyni tonem bezbrzeżnej pogardy. Zatem musimy go odszukać, zanim.zanim. Niziołek próbował sformułować zdaniebez dosadnych określeń. Zanim rzekł w końcu i mrugnął okiem, żeby pokazać, co ma namyśli. Gdzieś tędy odparła dama, kiwając palcem w tę stronę korytarza, z której dwajtowarzysze nadeszli.Oliver uśmiechnął się i uchylił kapelusza, a potem odwrócił kobietę i wepchnął jąz powrotem do pokoju, z którego wychynęła. Ci ludzie budzą we mnie wstręt rzekł Luthien, gdy obaj kolejny raz ruszyli w drogę. Naturalnie zgodził się Oliver, chociaż pamiętał, jak jeszcze niedawno sam brał udziałw tych salonowych gierkach, zazwyczaj użyczając ramienia tym damom, które nie zdołały złapaćw swoje sidła najbogatszych albo najbardziej wpływowych czy zadziornych panów (chociażOliver zawsze uważał się za najbardziej zadziornego).Oczywiście byli wstrętni, tak jak to ująłLuthien.Ich namiętności kierowały się ku niewłaściwym osobom i były powierzchowne.Niewielu szlachciców Gaskonii, a także Avon, o czym niziołek przekonywał się teraz na własneoczy, zajmowało się czymś więcej oprócz organizowania pijackich przyjęć, gdzie serwowanonajwymyślniejsze smakołyki i zapewniano towarzystwo wielu młodych, wymalowanych dam.Teczęste spotkania zamieniały się w orgie namiętności, zachłanności i obżarstwa.Mimo wszystko, Oliver uważał, że była to niezła zabawa.Kontynuując marsz ku centrum pałacu, dwaj towarzysze byli coraz ostrożniejsi, bowiemzauważali mniej biesiadników a więcej cyklopów, zwłaszcza Gwardzistów Pretoriańskich.Muzyka i światło uległy przytłumieniu i w końcu Luthien doszedł do wniosku, że nadeszła pora,by skryć się pod magicznym płaszczem. Ale jak mamy uzyskać informację, która doprowadzi nas do tego człowieka? zaprotestował Oliver.Była to słuszna uwaga, gdyż w dalszym ciągu nie mieli pojęcia, która komnata może należećdo księcia Paragora, i czy tą cudzoziemką , o której wspomniała dama, rzeczywiście byłaKaterin.Jednak Luthien nie zamierzał zmieniać decyzji. Zbyt wielu cyklopów rzekł lakonicznie. A poza tym coraz bardziej rzucamy się w oczy.Oliver wzruszył ramionami i schował się pod płaszcz.Luthien zszedł na bok korytarzai powoli brnął od cienia do cienia.Niebawem dotarli do klatki schodowej, która prowadziłai w dół, i w górę.Teraz musieli rozstrzygnąć prawdziwy dylemat, bowiem nie mieli pojęcia,którędy pójść.Czwarte piętro czy drugie? A może powinni zostać na tym poziomie, gdyż zaklatką schodową znajdowała się dalsza część korytarza?W tym momencie dwóm wędrowcom potrzebny był łut szczęścia.Szczęście im dopisało,gdyż na schody weszły dwie służące, kobiety, nie cyklopki.W dodatku kobiety owe narzekały naksięcia.Miały na sobie białe szaty; Oliver domyślił się, że są to kucharki albo pokojówki. Tej nocy przygruchał sobie ślicznotkę powiedziała starsza.Miała tylko jeden ząb, a i tenbył żółty i rozchwiany, tak że sterczał nad jej dolną wargą pod dziwnym kątem. Takie gęste,rude włosy! Ona jest jak pochodnia! Stary łajdak! oświadczyła druga służąca, niewiele młodsza i niewiele bardziej urodziwa. Toć to jeszcze dziewczyna, ze dwa razy młodsza od niego! Cicho! syknęła ta z jednym zębem. Nie powinnaś gadać w ten sposób o księciu! Phi! prychnęła jej rozmówczyni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]