[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nikt nie przechodził?— Nie.— A jeśliby ktoś szedł nie za blisko okna, tylko przez środek dziedzińca? Zauważyłaby pani?— Myślę, że… chyba nie… No owszem, gdybym akurat patrzyła przez okno.— Widziała pani, kiedy Abdullah, ten chłopiec, odszedł od pracy, żeby porozmawiać z kolegami?— Nie.— Dziesięć minut! — zamyślił się Poirot.— Fatalne dziesięć minut.Na chwilę zapanowała cisza.Panna Johnson podniosła nagle głowę i powiedziała:— Wie pan co, panie Poirot? Chyba bezwiednie wprowadziłam pana w błąd.Jeszcze raz się zastanowiwszy dochodzę do wniosku, że nie mogłam z miejsca, w którym siedziałam, usłyszeć krzyku dochodzącego z pokoju pani Leidner.Między jej sypialnią a pokojem dziennym znajduje się jeszcze magazyn wykopalisk, a z tego, co słyszałam, okna u pani Leidner były zamknięte.— Proszę się nie frasować, chere mademoiselle — powiedział uprzejmie Poirot.— To nie ma wielkiego znaczenia.— Nie, oczywiście, że nie.Po prostu ma znaczenie dla mnie, bo pomyślałam, że może mogłabym była coś zrobić…— Nie dręcz się tym, droga Anno — odezwał się ciepło doktor Leidner.— Bądź rozsądna.To, coś usłyszała, to były pewno arabskie kłótnie gdzieś na polu.Panna Johnson aż poczerwieniała słysząc życzliwość przebijającą w jego głosie.Do oczu napłynęły jej łzy.Odwróciła głowę i odparła bardziej burkliwie, niż to było w jej zwyczaju:— Być może.Tak bywa pod wpływem silnych emocji.Człowiek zaczyna widzieć i słyszeć rzeczy, których nie było…Poirot ponownie zagłębił się w swoje notatki.— Chyba ten temat całkowicie wyczerpaliśmy.Teraz pan Carey!Ryszard Carey zaczął mówić bardzo powoli i nieco sztucznie:— Obawiam się, że nie wniosę nic interesującego.Przez cały czas byłem przy wykopalisku nadzorując robotników.Tam przyniesiono mi wiadomość o tragedii.— A może pan wie coś albo domyśla się czegoś? Coś, co wydarzyło się w dniach przed morderstwem?— Zupełnie nic.— Pan Coleman?— Mnie przy tym wszystkim nie było! — odparł młody Coleman, z ledwo dostrzegalną nutką żalu.— Wczoraj rano pojechałem do Hassanieh, żeby pobrać pieniądze na wypłaty dla ludzi.Kiedy wróciłem, Emmott powiedział mi, co się wydarzyło, i zaraz wróciłem do Hassanieh po doktora Reilly i po policję.— A wcześniej?— Jakby tu powiedzieć, proszę pana? Nerwowo było.Ale to już pan wie.Był ten alarm w związku z magazynkiem.Światło, stukanie.A jeszcze przedtem twarze w oknie, pukanie w szyby, prawda, panie doktorze? — zwrócił się do doktora Leidnera, który skinął tylko głową.— Ja myślę, proszę pana, że szybko dojdzie pan do wniosku, że jakiś spryciarz jednak przedostał się z zewnątrz.Musiał to być chytry typ.Chyba przez dwie minuty Poirot przyglądał się panu Colemanowi nic nie mówiąc.— Pan jest Anglikiem, panie Coleman? — zapytał wreszcie.— Tak jest, sir! Stuprocentowy Brytyjczyk.Mogę panu pokazać znak fabryczny.Gwarantowany, autentyczny!— Jest pan tu po raz pierwszy?— Zgadza się.— Archeologia to pańska pasja?Pytanie wyraźnie wprawiło pana Colemana w lekkie zakłopotanie.Zaczerwienił się i jak przestraszony uczniak rzucił wzrokiem na doktora Leidnera.— Archeologia, oczywiście, rzecz interesująca — wyjąkał.— To znaczy, chciałem powiedzieć, że za mądry to ja nie jestem, ale… — urwał nie mając nic więcej do powiedzenia.Poirot dalej nie nalegał.W zamyśleniu stukał końcem ołówka o blat stołu i pieczołowicie poprawiał stojący przed nim kałamarz.— Wygląda na to — powiedział — że dalej to my chwilowo nigdzie nie dojdziemy.Jeśli ktoś coś sobie przypomni, to bez wahania proszę do mnie przyjść.A teraz dobrze byłoby, gdybym mógł na osobności zamienić parę słów z doktorem Leidnerem i doktorem Reilly.Był to sygnał do zakończenia przesłuchania.Wszyscy wstaliśmy i wyszliśmy z jadami.Byłam właśnie w drzwiach, kiedy usłyszałam wzywający mnie głos pana Poirota.— Może i siostra Leatheran będzie na tyle łaskawa, by z nami zostać.Myślę, że jej pomoc okaże się dla nas cenna.Wróciłam więc do stołu i usiadłam.Poirot składa propozycjęDoktor Reilly wstał z krzesła i kiedy już wszyscy wyszli, starannie zaniknął drzwi.Następnie, otrzymawszy znak od Poirota, pozamykał kolejno wszystkie okna wychodzące na pola.Pozostałe były zamknięte przez cały czas.Wreszcie ponownie zajął miejsce przy stole.— Bien! — powiedział Poirot.— Jesteśmy teraz sami i nikt nam nie przeszkodzi.Mówić możemy swobodnie.Słyszeliśmy, co nam mieli do powiedzenia członkowie ekspedycji, no i… Właśnie, Ma soeur, co siostra myśli?Zaczerwieniłam się.Trzeba przyznać, że ten człowiek używający słów w przedziwny sposób miał bystry wzrok.Potrafił dostrzec, jak biegną moje myśli.Wiele z nich odbiło się zapewne na mej twarzy.— To nic takiego… — powiedziałam z wahaniem.— Proszę, proszę, siostro! — odezwał się doktor Reilly — Niech pani nie każe długo czekać naszemu ekspertowi!— Kiedy to naprawdę zupełne głupstwo — odparłam szybko — ale przemknęło mi przez głowę, jeśli wolno mi się tak wyrazić, że jeśli nawet ktoś coś wiedział, czy wie, albo podejrzewa, to nie powie nic przy innych.A nawet przy samym doktorze Leidnerze.Ku mojemu zdziwieniu pan Poirot pokiwał głową z głęboką aprobatą.— Właśnie! Właśnie! Jest dokładnie tak, jak to siostra powiedziała.Ale wyjaśniam.Zebranie, które właśnie zakończyliśmy, spełniło swój cel.W Anglii jest taki zwyczaj, że przed wyścigami paraduje się konie, tak? Konie idą przed trybuną, żeby każdy miał okazję zobaczyć i ocenić.I taki był cel naszego zebrania.Jak to mówią sportowcy: wybieranie faworytów.Nagle wyrwał się doktor Leidner:— Nie wierzę ani przez moment — niemalże wykrzyknął — że którykolwiek z członków ekspedycji mógłby być w to zamieszany.Co powiedziawszy, obrócił się ku mnie i powiedział tonem nakazu:— Siostro, będę bardzo zobowiązany, jeśli siostra dokładnie powtórzy panu Poirot treść rozmowy, jaką siostra przed dwoma dniami odbyła z moją żoną!W ten oto sposób skłoniona do zabrania głosu, nie zwlekając zaczęłam opowiadać usiłując jak najdokładniej powtarzać słowa i zdania użyte przez panią Leidner.Kiedy skończyłam, pan Poirot mnie pochwalił:— Bardzo dobrze! Bardzo dobrze.Umysł uporządkowany.Będzie mi siostra wielką pomocą!— Czy ma pan te listy? — zwrócił się do doktora Leidnera.— Są tutaj.Przyniosłem sądząc, że pan będzie chciał je zobaczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl