[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani Gilette naprawdę chciała ją uderzyć, naprawdę miała złe zamiary, lecz ojciec i tak się nie mylił: Jessie nie odczuwała już lęku przed starym babsztylem.Poza tym miała postawić na swoim i zostać z ojcem, więc żadne idiotyczne uwagi matki nie liczyły się już, prawda? Jessie zostanie z tatusiem, nie będzie musiała patrzeć na Puchatkę, a wszystko dlatego, bo.– Bo tatuś jest po mojej stronie – mruknęła.Tak, szczera prawda.Ojciec stoi po stronie Jessie, a matka stoi nad nią jak kat nad dobrą duszą.Jessie dostrzegła na ciemniejącym niebie słabo świecącą planetę Wenus i nagle zdała sobie sprawę, że siedzi na tarasie i podsłuchuje rodziców, którzy od prawie trzech kwadransów rozmawiają o niej i o zaćmieniu Słońca.Przy okazji odkryła mało znaczący, lecz interesujący fakt: czas biegnie najszybciej, gdy podsłuchuje się rozmowy o sobie.Prawie bezmyślnie uniosła dłoń, chwyciła planetę i wypowiedziała w myśli życzenie, by pozwolono jej zostać tu jutro z tatusiem.Zostać z nim, żeby nie wiadomo co.Żeby byli niczym dwoje ludzi, którzy się kochają od wielu lat, siedzą razem na werandzie i jedzą hamburgery.Jak stare małżeństwo.– Jeśli chodzi o Dicka Sleeforta, przeprosił mnie później, Tom.Nie pamiętam, czy kiedykolwiek ci o tym wspominałam.– Owszem, wspominałaś, ale nie przypominam sobie, żeby Sleefort kiedykolwiek mnie przepraszał.– Pewnie się bał, że rozwalisz mu głowę, a przynajmniej spróbujesz to zrobić.– odpowiedziała Sally, mówiąc szczególnym tonem; wydawał się on nerwową mieszaniną zadowolenia, dobrego humoru i gniewu.Jessie zastanawiała się przez chwilę, czy osoba zupełnie zdrowa na umyśle może mówić w taki sposób, po czym natychmiast zdusiła w sobie ową myśl.– Poza tym chciałabym powiedzieć ci coś jeszcze o Adrienne Gilette, zanim całkowicie porzucimy ten temat.– Słucham cię.– Powiedziała mi w pięćdziesiątym dziewiątym roku, całe dwa lata później, że przechodziła wtedy menopauzę.Nie wspomniała o Jessie ani o incydencie z ciasteczkiem, ale chyba starała się przeprosić.– Och.– Ojciec mówił swoim najchłodniejszym, najbardziej adwokackim tonem.– A czy któraś z was, kobiet, usiłowała przekazać tę informację Jessie.i wytłumaczyć jej, co to znaczy?Matka milczała.Jessie, która ciągle miała bardzo blade pojęcie o tym, co oznacza słowo „menopauza”, spuściła oczy i zauważywszy, że znów o mało nie złamała grzbietu książki, rozluźniła ręce.– Albo może ją przeprosić? – ciągnął ojciec łagodnym, pieszczotliwym, morderczym tonem.– Przestań mnie przesłuchiwać! – wybuchnęła Sally po długim, napiętym milczeniu.– Jesteśmy w domu, a nie w sądzie okręgowym, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś!– To ty poruszyłaś ten temat, nie ja – odparł Tom.– Po prostu pytałem.– Och, jak ty wszystko przekręcasz – przerwała Sally.Jessie poznała po tonie jej głosu, że albo już płacze, albo za chwilę się rozpłacze.Po raz pierwszy, odkąd pamiętała, płacz matki nie wzbudził w niej współczucia (nie miała najmniejszej ochoty jej pocieszać, prawdopodobnie sama by się przy tym rozbeczała), zamiast tego czuła dziwną, kamienną satysfakcję.– Jesteś zdenerwowana, Sally.Dlaczego po prostu.– Masz rację, jestem zdenerwowana! Denerwują mnie kłótnie z własnym mężem, czy cię to nie dziwi? A wiesz, o co się kłócimy? Poddam ci pewną myśl, Tom: nie kłócimy się o Adrienne Gilette ani o Dicka Sleeforta, ani o jutrzejsze zaćmienie.Kłócimy się o Jessie, naszą córkę, więc to przecież nic nowego! – Roześmiała się przez łzy.Rozległo się suche pstryknięcie, gdy zapalała papierosa.– Jest takie przysłowie: wóz ma cztery koła, ale smaruje się to, które piszczy.A taka właśnie jest przecież nasza Jessie, prawda? Jest kołem, które piszczy.Zawsze niezadowolona, dopóki sama nie urządzi wszystkiego po swojej myśli.Nigdy nie podobają jej się cudze pomysły.Nigdy nie ma z nią spokoju.Jessie z przerażeniem słuchała głosu matki, w którym brzmiało coś bardzo podobnego do nienawiści.– Sally.– Nieważne, Tom.Chce z tobą zostać? Świetnie.A zresztą i tak nie byłoby przyjemnie z nią jechać, ciągle wszczynałaby bójki z Maddy i jęczała, że musi się opiekować Willem.Innymi słowy, tylko by marudziła.– Sally, Jessie rzadko marudzi i potrafi bardzo dobrze.– Och, czy ty nic z tego nie rozumiesz?! – zawołała Sally Mahout i złość brzmiąca w jej głosie spowodowała, że Jessie skurczyła się na leżaku.– Przysięgam na Boga, że czasami zachowujesz się, jakby była twoją narzeczoną, a nie córką!Tym razem to ojciec umilkł na dłuższy czas, kiedy się wreszcie odezwał, jego głos był cichy i chłodny:– To cholernie złośliwa, niesprawiedliwa i perfidna uwaga – powiedział.Jessie siedziała na werandzie, spoglądając na planetę Wenus i czując narastającą trwogę, wręcz horror.Zapragnęła nagle znów chwycić Wenus dłonią – tym razem by anulować wszystkie poprzednie życzenia, a zwłaszcza to, by zostać jutro z tatusiem w „Sunset Trails”.Wreszcie w pokoju coś zaszurało, matka odsunęła krzesło.– Przepraszam – powiedziała Sally i chociaż w jej głosie wciąż brzmiał gniew, tym razem Jessie zauważyła w nim również coś w rodzaju lęku.– Zostań z nią jutro, jeśli chcesz.Świetnie! Doskonale! Dobrze się bawcie!Później rozległ się stukot obcasów odchodzącej matki, a w chwilę potem pstryknięcie zapalniczki ojca, który zapalił papierosa.Jessie poczuła, jak napływają jej do oczu ciepłe łzy – łzy wstydu, bólu i ulgi, że kłótnia skończyła się, nim stała się jeszcze gorsza.bo czyż zarówno Jessie, jak i Maddy nie spostrzegły, iż kłótnie rodziców zaczęły się stawać ostatnio coraz głośniejsze i gorętsze, a chłód, jaki panował później pomiędzy nimi, ustępuje coraz wolniej? Czy to możliwe, że oni.Nie – przerwała własną myśl, nim uformowała się ona w pełni.– Nie, to zupełnie niemożliwe, więc po prostu się zamknij.Może potrzebna jest zmiana scenerii? Jessie wstała, zeszła po schodkach i poszła ścieżką wzdłuż brzegu jeziora.Usiadła nad wodą i zaczęła puszczać kaczki, a po półgodzinie dołączył do niej ojciec.– Zamawiam jutro na drugą hamburgery na tarasie – powiedział i pocałował ją w szyję.Ogolił się i miał gładkie policzki, ale Jessie i tak poczuła ten sam leciutki, słodki dreszczyk.– Wszystko załatwione.– Mama była wściekła?– Nie – odrzekł pogodnie ojciec.– Powiedziała, że nie ma nic przeciwko temu, bo wykonałaś już w tym tygodniu wszystkie prace domowe.Jessie zapomniała o wcześniejszym domyśle, że ojciec dobrze zna własności akustyczne salonu, i jego wielkoduszne kłamstwo wzruszyło ją tak głęboko, że prawie się rozpłakała.Zarzuciła mu ramiona na szyję i zaczęła pokrywać mu usta i policzki gorączkowymi pocałunkami.Z początku wydawał się zdziwiony.Cofnął gwałtownie ręce i przez chwilę spoczywały one na drobnych piersiach Jessie.Znów przebiegł ją ten sam słodki dreszcz, lecz tym razem był on znacznie silniejszy – tak silny, że prawie bolesny, niczym wstrząs – a jednocześnie, niczym dziwaczne deja vu, pojawiło się to samo powracające poczucie sprzeczności związanych z dorosłością; światem, gdzie można zamówić klopsy z jeżynami albo jajecznicę na cytrynie i gdzie niektórzy ludzie naprawdę jedzą takie potrawy.Później ojciec przytulił mocno Jessie, kładąc ręce na jej łopatkach, a jeśli przedtem jego dłonie znajdowały się nieco dłużej w miejscu, gdzie nie powinny, ona sama ledwo to zauważyła.Kocham cię, tatusiu.Ja też cię kocham, Kruszyno.Sto milionów całusów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]