[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nierazróżnice te sięgają dwudziestu czy nawet trzydziestu procent.Zazwyczaj są na tylewyrazne, że można stwierdzić, czy dwa dokumenty były pisane tego samego dniaalbo tym samym atramentem.Ten konkretny atrament różni się od innego, któregopróbkę pobrałem z sąsiedniego pergaminu, o dwadzieścia dziewięć procent. To na nic orzekł Marek. Wyniki analizy ilościowej także nie przesą-dzają o autentyczności.Zrobiłeś analizę spektrograficzną? Tak, przed chwilą skończyłem.Tutaj masz widma atramentu z trzech do-kumentów.Ten z pisma profesora jest pośrodku. Rozwinął podłużny pasekpapieru, na którym trzy poziome linie miejscami tworzyły wyższe lub niższe piki. To też świadczy, że jest podobny, ale nie identyczny. Wcale nie tak bardzo podobny zaprotestował Andre, spoglądając narozmieszczenie pików. Z tego, co widzę, poza różnicami w składzie ilościo-wym w widmie atramentu użytego przez profesora występuje sporo pierwiastkówśladowych.Na przykład od czego jest ten pik? To chrom.Marek westchnął. A więc to współczesny atrament. Niekoniecznie. W średniowiecznych atramentach nie stosowano związków chromu. To prawda, lecz chrom znajdowano w wielu tuszach z manuskryptów.Wca-le nie był taką rzadkością. Czy w tej dolinie występują rudy chromu? Nie, ale przywożono je już wtedy do Europy.Były stosowane nie tylko dowyrobu farb i tuszów, lecz także do barwienia tkanin. A pozostałe pierwiastki śladowe? Marek wskazał szereg drobnych, nie-wyraznych pików na widmie i pokręcił głową. Przykro mi, ale nie dam sięprzekonać. Masz rację przyznał Stern. To musi być jakiś kawał. Będziemy mieć pewność po wykonaniu datowania węglowego uznałAndre.Pomiary zawartości węgla C-14 pozwalały na ustalenie wieku atramentu i per-gaminu z dokładnością w przybliżeniu do pięćdziesięciu lat.Taka precyzja wy-starczała, by rozstrzygnąć, czy dokument jest autentyczny, czy podrobiony. Chcę jeszcze zrobić badanie termoluminescencyjne, może również spróbo-wać aktywacji laserowej powiedział David. Nie mamy tu sprzętu.94 Nie, ale myślałem, żeby pojechać z tym do Les Eyzies.W Les Eyzies znajdowało się świetnie wyposażone laboratorium.Można tambyło wykonać nie tylko datowanie węglowe, ale i potasowo-argonowe, a takżeprzeprowadzić analizę metodą aktywacji neutronowej i kilkoma innymi nowocze-snymi metodami.Wyniki nie były tak dokładne, jak z laboratoriów w Paryżu czyTuluzie, lecz czekało się na nie najwyżej parę godzin. Dasz radę to załatwić jeszcze dzisiaj? podchwycił Marek. Spróbuję.Dołączył do nich Chris, który próbował się skontaktować z profesorem przeztelefon komórkowy. Nic z tego mruknął. Zgłasza się tylko automatyczna sekretarka. No dobra, dzisiaj już nic więcej nie zdziałamy powiedział Andre.Zakładam, że to kiepski żart.Nie mam pojęcia, kto mógł go zrobić, ktoś się jednakodważył.Jutro wykonamy pomiary węglowe i zrobimy datowanie.Jestem pewien,że pergamin i atrament okażą się współczesne.Przy całym szacunku dla Elsie,uzyskamy niezbity dowód, że to fałszerstwo. Kastner chciała coś powiedzieć,lecz Marek nie dał jej dojść do słowa. Tak czy owak, profesor powinien jutrozadzwonić.Zapytam go wprost.Tymczasem proponuję, żebyśmy poszli do łóżeki porządnie wypoczęli.Marek starannie zamknął za sobą drzwi i dopiero wtedy zapalił światło.Ro-zejrzał się po pokoju profesora.Jak można było oczekiwać, panował tu wzorowy porządek, niczym w zakon-nej celi.Na podłodze przy łóżku leżało w starannie wyrównanym stosiku pięćczy sześć książek.Kilka dalszych spoczywało w prawym rogu biurka, obok za-mkniętego laptopa.W biurku była szuflada, wysunął ją więc i pobieżnie przejrzałzawartość.Nie znalazł tego, czego szukał.Pózniej zajrzał do szafy.Ubrania profesora wisiały na wieszakach poroz-mieszczanych w identycznych odstępach na całej długości poprzeczki.Marek za-czął sprawdzać kieszenie, ale i w nich niczego nie znalazł.Naprzeciwko drzwi stała komódka.Wyciągnął górną szufladę i popatrzył nagarść monet w płytkiej plastikowej łódeczce, plik amerykańskich dolarów ściśnię-tych gumką i kilka rzeczy osobistych, między innymi scyzoryk, wieczne pióroi zapasowy zegarek.Nic niezwykłego.Jego wzrok padł na wciśnięte w sam kąt pudełko z tworzywa.Sięgnął po nie i otworzył.Wewnątrz spoczywały okulary.Postawił pudełko nablacie komódki.Okulary miały owalne szkła dwuogniskowe.95Z kieszeni spodni wyjął plastikową torebkę.W tej samej chwili usłyszał zasobą ciche skrzypnięcie.Odwrócił się szybko.W drzwiach stała Kate Erickson. Sprawdzasz jego gacie i skarpetki? spytała, marszcząc brwi. Zoba-czyłam światło pod drzwiami i dlatego zajrzałam do środka. Bez pukania? mruknął. Co tu robisz? Spostrzegła plastikową torebkę. Czyżbyś miał takiesame podejrzenia, jak ja? Owszem.Wyjął soczewkę z torebki i trzymając j ą ostrożnie za brzeg peseta, położył nakomódce przy okularach profesora. Nie są identyczne powiedziała Kate. Sądzę jednak, że to jego szkło. Też mi się tak wydaje. Nie przyszło ci to wcześniej do głowy? W końcu nikt poza profesorem nienosi tu dwuogniskowych szkieł.To jego okulary spowodowały skażenie stanowi-ska. Nie ma żadnego skażenia odparł Marek. Soczewka jest stara. Co takiego? David twierdzi, że na jej krawędziach zadomowiły się kultury bakterii.Tonie współczesne szkło, Kate.Naprawdę jest stare.Przyjrzała się soczewce. Niemożliwe orzekła. Popatrz na charakter szlifu.Jest dokładnie takisam, jak w okularach profesora.To musi być szkło z jego okularów. Widzę.Powtórzyłem tylko opinię Davida. Ile ma lat, według niego? Nie umiał powiedzieć. Nie mógł zrobić datowania?Marek pokręcił głową. Ilość materii organicznej jest za mała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]