[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.81Pomiędzy mnóstwem rzeczy zabrałem łopatkę do węgli, szczypce, pogrzebacz, parę drą-gów żelaznych.Lecz co mię najbardziej zachwyciło, to kilkanaście łopat, żelazem okutych,które mi do uprawy roli bardzo się przydać mogły oraz kilkanaście niewielkich radełek, snadzprzeznaczonych do oborywania trzciny cukrowej.Zabrałem także duży miedziany kocioł,maszynkę do czekolady i żarna nowiuteńkie, dosyć duże, na koniec ruszt wielki i znacznyzapas wędek rozmaitego gatunku.Już miałem odpływać, kiedy żałosne miauczenie dało sięsłyszeć spod pokładu.Zbiegłem na dół po schodach i znalazłem dwa koty wygłodniałe i chu-de.Rzuciłem im kawał słoniny, którą chciwie pożarły.Wprawdzie zwierzęta te nie były mi nanic pożyteczne, lecz litość przemogła i zabrałem je na tratwę, czego potem bardzo żałowałem,bo rozmnożywszy się, robiły mi różne psoty tak, że je musiałem wystrzelać.Noc przepędziłem znów pod namiotem, uzbrojony pistoletami i strzelbą.Pies leżał przymoich nogach, nie było więc obawy, aby mię wróg jaki zaszedł niespodziewanie.Następnego poranka, dopłynąwszy wpław do okrętu, zbudowałem trzecią tratwę.Opróczinnych użytecznych rzeczy, zabrałem kilka garnków z konfiturami, kilkanaście chustek donosa, chustki na szyję, na koniec duży zegar okrętowy.Rewidując wszystko dokładnie, na-potkałem pod łóżkiem kapitana tajną kryjówkę, w której była znaczna suma pieniędzy. Cóż mi po was, zawołałem z niechęcią, wszak od siedmiu lat posiadam garść złota, adotąd najmniejszego zeń użytku nie miałem.I w samej rzeczy już chciałem pozostawić skarbnietknięty, ale myśl, że może kiedyś znajdzie się jego właściciel, nakłoniła mnie do zabraniago.Policzyłem pieniądze: było 1934 poczwórnych portugalów złotych, 730 gwinei i 4360 pla-strów srebrnych hiszpańskich.W ogóle cała suma wynosiła przeszło półszósta tysiąca funtówszterlingów i ważyła przeszło cetnar.Z trudnością wywindowałem szkatułę spod łóżka, alepieniądze musiałem rozdzielić, bojąc się na raz spuszczać je na tratwę.Jednej tylko rzeczy nie dostawało, to jest obuwia.Zaledwie po starannym szukaniu udałomi się zgromadzić kilka par trzewików, pozostałych po majtkach, i w nie najlepszym będą-cych stanie.Pończoch za to znalazłem znaczny zapas i parę dobrych perspektyw.Otworzywszy szafkę kapitana, znalazłem kilkaset arkuszy papieru, pióra i atrament.Takmnie to ucieszyło, że natychmiast pochwyciłem za pióro, próbując, czy też nie zapomniałempisać, ale łzy, spadające na papier, zalały pierwsze litery.I znowu upadłem na kolana, dzię-kując Bogu za to odkrycie.Przeglądając dalej, napotkałem kilka książek w pergaminowejoprawie.Jedna z nich, grubsza, zwróciła moją uwagę.Otwieram i nie wierzę mym oczom.O,Boże! Wszak to biblia.Pismo Zwięte, za którym od dawna tak wzdycham, zdrój pociechy izródło ulgi dla biednego, opuszczonego samotnika.Otworzyłem ją, a pierwsze wyrazy, naktóre padły me oczy, brzmiały: Tedy wywiedzie cię Pan Bóg twój z więzienia twego i zmiłuje się nad tobą.Głośny płacz ze łkaniem przerwał czytanie dalsze.Przez kilka minut przyjść do siebie niemogłem, bo też pierwszy wiersz księgi świętej zwiastował mi pociechę niewymowną i przy-padł zupełnie do położenia mojego.Ochłonąwszy z tego wrażenia, zabrałem biblię, jako skarb największy i umieściłem na sa-mym środku tratwy, bojąc się, aby przypadkiem Zwięte Pismo nie przepadło.Toż samo uczy-niłem z papierem i atramentem.Oprócz tego znalazłem kilka paczek piór dobrych, trzy scyzo-ryki, korkociąg, wielki nóż hiszpański, zwany machete, który służy zarówno na polowaniu,jak i w przebywaniu lasów gęstych, do wycinania przejść, dwie piłki ręczne ogrodnicze, nóżzakrzywiony do obcinania wilków, oraz nożyce na kiju przymocowane do obcinania owocówna drzewach, młynek i piecyk do kawy, denarek pod kocioł, wielką żelazną łyżkę do laniakul, kilka sit rozmaitej grubości, kowadło, kilka młotów, cęgi, miech i pilniki z okrętowej82kuzni.Wyrwałem także drzwiczki z kuchni i pozdejmowałem blachy, zamyślając wystawićpiec do gotowania.Nareszcie zabrałem zapas noży, widelców i mis, bo chociaż miałem te ostatnie ale zgrabnywyrób europejski miał daleko więcej dla mnie powabu, aniżeli moje liche kleconki.W kufrzekapitańskim znalazłem kilka funtów śrutu różnego kalibru i blaszankę zawierającą parę kwartprzepysznego prochu, z czego wniosłem, że musiał być amatorem polowania.W następnych wycieczkach przewiozłem jeszcze dwie skrzynie pięknego cukru, parę wo-rów kawy, dwa pudełka rodzynków, beczkę przedniej mąki, drugą ryżu, wreszcie wszystkiesuchary i wędliny zapasowe, żagle, sznury i liny, niewielką kotwicę od szalupy, szczotki,sztaby żelaza, mozdzierz, kilkanaście arkuszy blachy.Powyjmowałem okna z kajuty, wziąłemłańcuch, kompas mały, lusterko, nożyczki i igły, oraz całe płótno, jakie gdziekolwiek dało sięwynalezć.Powydobywałem ze ścian gwozdzie i haki, zabrałem wszystek ołów i proch, niepogardzając nawet baryłką zamoczonego.Na koniec paręset flaszek próżnych, nie wiedzącnawet, na co by mi się przydać mogły.Zdawało mi się, że już wszystko pozabierałem, cokolwiek mogło mieć jakąkolwiek war-tość, a przeglądając raz jeszcze skrzynie i skrzynki podróżnych i obsady, znalazłem niecobielizny i zbiór różnych monet, wartości razem przeszło sto funtów szterlingów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]