[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Założyłbym się, że nie! - przerwał mu Lando.- Mohsie, głównym zadaniem, jakie miały spełnić twoje Pieśni, było upewnienie się, że ktoś kiedyś znajdzie się dokładnie w miejscu, w którym my teraz się znajdujemy.- Prawdę mówiąc, jak również powziąłem takie samo przypuszczenie.Lando poszperał w kieszeniach i wyciągnął papierosa.Zazwyczaj nie palił dużo, a kiedy już się na to decydował, wolał cygara.Bez względu na to, kto dbał o wyposażenie tej kurtki - egzemplarza pochodzącego zapewne z imperialnych nadwyżek - pomyślał chyba o wszystkim.Lando zapalił wysuszonego papierosa, posługując się wszytą w jeden z rękawów miniaturową elektryczną zapalniczką.- Pozostaje zatem pytanie: dlaczego? Co takiego ważnego i ciekawego może się kryć w oglądaniu wszystkich skał i tak dalej?Stary mężczyzna uniósł pozbawioną oczu głowę.- Jestem pewien, że musi istnieć lepsze słowo niż „oglądanie", kapitanie.- Wielkie nieba, człowieku, niemal.Prawdę mówiąc, Lando zupełnie zapomniał o tym, że Mohs nie widzi.Całe szczęście, że ohydne rany szybko się goiły.Mimo to Naczelny Śpiewak nie sprawiał wrażenia osoby, która niedawno oślepła.Nie potykał się i nie szukał niczego po omacku.Wydawało się, że przysłuchując się opowiadaniom zminiaturyzowanego androida, raz po raz kieruje spojrzenie to na ściany, to przed siebie, w stronę wciąż jeszcze niewidocznego wylotu tunelu.- Jakie słowo miałeś na myśli, Mohsie, uważając, że istnieje „lepsze"? - zapytał Calrissian.- Czy może istnieć jakiś zmysł lepszy niż wzrok?Śpiewak Toków obrócił się na ruchomym chodniku i skierował twarz w stronę hazardzisty.Nabrał głęboki haust powietrza, po czym długo je wypuszczał.- Wszystko na to wskazuje, kapitanie - odparł w końcu.- Popatrz na siebie.W prawym uchu nosisz Emisariusza.W lewej dłoni trzymasz pojemnik z wodą, a w prawej to, co pozostało z pałeczki żywnościowej.Twoja kurtka jest rozpięta, a w koszuli, którą nosisz pod spodem, brakuje jednego guzika - drugiego, jeżeli liczyć od góry.W palcach tej samej dłoni, którą obejmujesz manierkę, trzymasz zapaloną pałeczkę, wykonaną z mieszaniny sprasowanych chwastów.Mniej więcej jedna trzecia zdążyła zamienić się w popiół.Lando chyba jeszcze nigdy w życiu nie był tak zdumiony.- Jaką barwę mają moje oczy?- Barwę fałszu, barwę podstępu, barwę chciwości, barwę.- Wystarczy, wystarczy! Przestań używać takich poetyckich zwrotów.Jakimś cudem naprawdę „widzisz" to wszystko.A czy wiesz, w jaki sposób zobaczyć jasnowidzenie, telepatię, psychometrię.- Nie znam znaczenia tych słów, kapitanie.Słyszę plusk wody w manierce i ciche trzaski płonących wysuszonych chwastów, a także różnice w tonie twojego głosu i głosu Emisariusza.Wyczuwam dym i drżenie poruszającej się podłogi.Tu jest ciepło, a tam zimno.W moim umyśle tworzą się obrazy.Pozostałe zmysły także odbierają informacje, które mówią mi wszystko, o czym dotąd informowały oczy.- Całkiem sprytna sztuczka.A ile palców teraz.auć! Uwalaj, Vuffi Raa, za chwilę przekłujesz moją małżowinę!- Przepraszam.mistrzu.ale.przyglądaj się.widokom /a ścianami.To są pozostałości po pierwszych dużych.stworzeniach, jakie.zaczęły się pojawiać.na powierzchni tego świata.Wybrana przez Vuffi Raa metoda porozumiewania mogła sprawiać wrażenie dalekiej od doskonałości, ale i tak w głosie małego androida zabrzmiało nieukrywane podniecenie.Lando zaczął się zastanawiać, co takiego podniecającego może być w widoku szczątków dawno wymarłych stworzeń, żyjących w prastarych morzach i oceanach.Wyglądały chyba zupełnie tak samo jak pozostałości po zwyczajnych jeżowcach, rozgwiazdach i tak dalej.Może właśnie ten fakt wywierał takie wrażenie na androidzie.Jeżeli wziąć pod uwagę ich kształty, te stworzenia do pewnego stopnia były do niego podobne.Także miały pięcioboczne ciała, po pięć odnóży.Fakt ten jednak zupełnie nie tłumaczył podniecenia, jakie nagle udzieliło się staremu Mohsowi.- Zaiste! - wykrzyknął Śpiewak Toków.- Popatrzcie na szlachetne szczątki przodków Tych, których imienia nawet nie godzi się wymieniać w tym miejscu!- Masz na myśli Sharów? - podsunął buntowniczo Calrissian, który nie znosił pustosłowia, nawet wówczas, jeżeli chodziło o słuszną sprawę.- Tak, kapitanie - westchnął zrezygnowany starzec.- Mam na myśli Sharów.Bez względu na to, czyimi mogły być przodkami, za przezroczystymi ścianami przesuwały się jedynie szczątki niegdyś oślizgłych szkarłupni.Godziny wlokły się i ciągnęły chyba bez końca.Raz po raz to android, to znów Mohs wpadali w uniesienie na widok tego, co widzieli za ścianami.W pewnej chwili Lando ziewnął, a potem doszedł do wniosku, że powinien wyciągnąć się na ruchomej po-wierzchni podłogi.Ułożył kurtką w taki sposób, żeby kaptur znalazł się pod głową, po czym wcielił pomysł w życie.Zamierzał się zdrzemnąć.Podłoga była wytrzymała, ale sprężysta, a co najważniejsze -ciepła.Okazało się jednak, że nawet podczas snu nie przestawał zapoznawać się z naukowymi informacjami.Śledził powolny, ale nieustanny proces - mimo iż każdy etap przyprawiał go o mdłości - począwszy od mikroskopijnych, obrzydliwych jednokomórkowych mieszkańców przypominających zawiesinę prastarych oceanów, przez pierwsze kolonie organizmów i wielokomórkowców do obdarzonych kręgosłupem i nogami stworzeń, które w końcu wygramoliły się na ląd stały.Dziwne, ale im bardziej rozwijały się owe nierzeczywiste stworzenia, coraz wyżej wspinając się po szczeblach drabiny ewolucji, tym mgliściej i mniej wyraźnie malowały się w umyśle Calrissiana.Niesamowite, mroczne cienie, posługując się ułamanymi konarami, walczyły z innymi cieniami.Inne, jeszcze trudniej uchwytne plamy chwytały za te konary, żeby wyryć w glebie bruzdy czy wykopać dołki i wrzucić w nie pierwsze ziarna.Lando odnosił wrażenie, że w czasach, kiedy praprzodkowie Sharów zaczęli zakładać prymitywne wioski, osady budowały się same, a później były zasiedlane przez niewidzialnych mieszkańców.Zaczęło się odkrywanie kontynentów, nastała era migracji ludności.Wojny wygrywano i przegrywano, korzystając ze zdobyczy coraz szybciej rozwijających się technologii.Dokonywano odkryć, toczono jeszcze więcej wojen.Praprzodkowie Sharów wyruszyli na podbój przestworzy.Z początku badali je, podróżując w prymitywnych, napędzanych mieszankami wybuchowymi wehikułach.Zapewne to właśnie oni pozostawili w tych przestworzach pierwszą porcję śmieci i odpadków, przez które musiał przelecieć „Sokół Milenium", zanim wylądował na powierzchni Rafy Pięć.Przez cały ten czas Lando stawał się coraz bardziej niespokojny.Jakiś dziwny ból czy ucisk sprawiał, że sen nie był taki przyjemny i kojący, jak powinien.Przez cały dzień na próżno zastanawiał się, jaki może być cel tej dziwnej podróży.Jeżeli chodziło o niego, nie miał wyboru.Musiał odnaleźć Myśloharfę, a później wymyślić sposób wydostania się z tunelu, opuszczenia ruin i powierzchni tej cuchnącej planety, a także całego systemu.najlepiej na zawsze.Już nigdy więcej nie da się przyłapać na sprowadzaniu mynocków do Rafy!Ani czegokolwiek innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]