[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieli za zadanie wyzbierać wszystkie węże, zanim przedostaną się w tłum.Kapłani nadawali rytm stukając kołatkami.Youngman poczuł uderzenie adrenaliny przypominające haust whisky.Nawet Cecil nagle się podniecił; gdyby nie obowiązki, to też by tańczył.Tłum cofnął się o krok.- Sukinkot, sukinkot - powtarzał Cecil sam do siebie.Pierwszy z tancerzy zacisnął zęby jakieś dwadzieścia centymetrów za głową węża, resztę ciała gada podtrzymując lewą ręką.Po prawej ręce tancerza stał drugi, z „biczem na węże" zrobionym z orlego pióra.Ogon dwumetrowego grzechotnika diamentowego wlókł się po ziemi.Musieli czterokrotnie obtańczyć zielony stos w centrum placu, a potem pójść po kolejnego węża.W ten sposób sprowadzano deszcz.- Rozumiesz, wyrywają im zęby.- Youngman usłyszał, jak biały ojciec wyjaśniał swemu synowi.Obok nich, tańcząc na piętach, przesunął się Powell Somiviki.- O, kurde, złapał węża nie z tej strony - powiedział Cecil.Oczy Powella wyszły na wierzch.Ugięły się pod nim kolana.Czerwony grzechotnik, z dala od bicza z orlego pióra, wysuwał się coraz dalej z zaciśniętych szczęk Powella.W paszczy węża widać było dwa żółte kły jadowe.Youngman spostrzegł, jak wąż owija się ogonem wokół ramienia Powella, przygotowując się do uderzenia.Powell oddalił się tanecznym krokiem, a wąż ustawiał się pod właściwym kątem do ataku.- O, kurde - powiedział Cecil.- Tato, widziałem.- Ściągają im jad - odpowiedział ojciec.Czarny grzechotnik uciekł tancerzom, a za nim niespiesznie postępował zbieracz.Chociaż niebawem go dogonił, to wcale nie miał zamiaru zatrzymywać.Umknęło to uwagi zebranych aż do chwili, gdy wąż zaczął uciekać między stłoczonymi nogami.Rzucili się z krzykiem do ucieczki.Zbieracz podniósł węża za ogon i odniósł na plac.Powell opadł na kolana po drugiej stronie placu.Wąż nadal nie przyjął dogodnej pozycji do uderzenia i najbliższy tancerz pomógł umieścić głowę gada w ustach Powella z właściwej strony.- Patrz, facet idzie na studia - wysapał Cecil - i nadal nie ma pojęcia, gdzie jest tył, a gdzie przód.Dureń.Taniec trwał nadal.Walker Chee przepchnął się w stronę jednego z wychodków na skraju mesy.Kiedy wyszedł, Youngman już na niego czekał.- Jak się czuje mały Loloma?- Przedstawiłem już raport starszyźnie.- Chee próbował przesunąć się dalej.- Jak się czuje? - Youngman stanął mu na drodze.- Jest w dobrych rękach.A tak między nami, to tracicie tu wielką szansę.Moglibyście sprzedać prawa do transmisji telewizyjnej Tańca Węży i zarobilibyście z milion dolarów robiąc to, co i tak zawsze robicie.To byłaby wielka atrakcja dla wszystkich.Youngman był zdumiony.Rozmowa z Chee przypominała polowanie na jaszczurkę.Nawet jeżeli udało ci się ją przygwoździć za ogon, to i tak potrafiła uciec.Kiedy Youngman powrócił na plac, jednego z tancerzy akurat ugryzł wąż.Ukąsił go w szyję i dopiero cień orlego pióra przesunięty nad oczyma węża spowodował, że gad upadł na ziemię.Powell przeskoczył nad leżącym wężem.Trzymał w zębach kolejnego grzechotnika, którego ogon kołysał się w rytm kroków tancerza.Człowiek i wąż, dwie istoty nie przypadkiem spojone w jedno: legendy wspominały o żonie-wężu.Abner niejednokrotnie mówił, że ani biali, ani nawet Nawahowie nie mogą pojąć, że Taniec Węży jest tańcem życia, a nie śmierci.- Chłopak daje sobie nieźle radę.- Cecil puścił oko do Youngmana.Kiedy ostatniego węża wrzucono do dziury, najwyższy kapłan Klanu Węża usypał koło z mączki kukurydzianej.Z koła wybiegały na wschód, zachód, północ i południe linie prowadzące do słońca i do świata ciemności.W tym czasie, gdy się modlił, tancerze wrzucili wijące się węże w obręb koła.Na koniec wszyscy wzięli je w ręce i pobiegli wąską ścieżką wiodącą z mesy na pustynię.Teraz musieli przebyć wiele kilometrów po piasku, aby na koniec wypuścić gady na wolność.Youngman, Cecil i jeszcze jeden zastępca szeryfa imieniem Frank oddali skonfiskowane aparaty i pomogli turystom wyjechać z zatłoczonego parkingu.Na koniec, kiedy parking był już prawie pusty, przysiedli na zderzaku samochodu Cecila i otworzyli zimne puszki piwa.Anne się nie pojawiła.Z całą pewnością, pomyślał Youngman, miała coś lepszego do roboty.- Nie był ten taniec ani taki zły, ani taki dobry.- Cecil otworzył puszkę trzymając ją z dala od twarzy.- Na pewno nie najgorszy.- Brat nieźle ci się spisał.- Frankowi odbiło się.- Z początku się bał.- Cecil skrzywił się.-Mówiłem mu: nie możesz tego robić wbrew sobie.Jeżeli wierzysz, to ci nic nie będzie.- Kto został pogryziony? - Youngman włączył się w rozmowę.- Jak on się zwie.Motyl.Nie, brat Motyla.Dam mu już jutro popalić.- Cecil roześmiał się.- Ależ to był widok, Powell z tymi wężami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]