[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Palce Roara znieruchomiały na strunach gitary, a na jego twarzy pojawiłosię napięcie.Teraz na Perry ego patrzyła już cała kantyna, a wszelkieszepty raptownie umilkły.Krew w żyłach Perry ego przyspieszyła biegu i poczuł, że jegopoliczki robią się cieplejsze.Nie miał wątpliwości, że wszyscy wiedząo tym, co stało się na falochronie.Absolutnie wszyscy.Perry zobaczyłzmartwienie i rozczarowanie wymalowane na ich twarzach.Wyczuł ichdrażniące nos nastroje, które wypełniały kantynę.Fale zawsze uważały, żejest w gorącej wodzie kąpany, a rzucenie się na ratunek Staremu Willowitylko to potwierdziło.Perry skrzyżował ramiona na piersi, czując przeszywający bólgłęboko w stawie ramienia. Nie przerywajcie sobie. Nie podobał mu się własny zachrypniętygłos, efekt wykrztuszania dużych ilości słonej wody. Zaśpiewacie cośjeszcze?Aria odpowiedziała od razu, nie spuszczając go z oka. Zaśpiewamy. Tym razem wykonała znaną mu piosenkę tę, którą zaśpiewała,kiedy gościli u Marrona.To była wiadomość dla niego.Pośród setek ludziAria przypominała mu o chwili należącej tylko do nich dwojga.Perry oparł głowę o ścianę.Zamknął oczy, wsłuchując się w melodię,jednocześnie odpychając od siebie pragnienie, by podejść do dziewczyny.Przyciągnąć ją do siebie.Wyobraził sobie, jak Aria wtula się pod jegoramię.Widział, że ból i wstyd, iż został wyłowiony z wody, a teraz stoipokiereszowany przed swoim plemieniem, nagle mijają.Wyobrażał tosobie, aż w końcu widział tylko ich dwoje, samych na dachu budynku.Kilka godzin pózniej Perry podniósł się ze swojego miejscaw kantynie.Rozprostował plecy i poruszył ramieniem, sprawdzając je.Ciężko przełknął ślinę, stwierdzając, że nadal boli go każda część ciała.Przez otwarte drzwi i okna do pomieszczenia wdzierało się poranneświatło, zalewając stoły snopami złota.Wszędzie leżeli ludzie wzdłużścian, pod stołami, w przejściach.Cisza, jaka panowała w takim tłumie,wydawała się niemożliwa.Po raz tysięczny Perry spojrzał na Arię.Spałaprzy Pchlarzu i Willow, zwinięta między nimi w kłębek.Roar przebudził się i przetarł oczy, a nieopodal Reef podniósł sięz podłogi, odgarniając z twarzy swoje warkocze.Reszta Szóstki teżzaczynała się przeciągać, jakby czuli, że Perry ich potrzebuje.Twigszturchnął Grena, który oddał mu przez sen.Hyde i Hayden stanęli na nogii przewiesili swoje łuki przez plecy, zostawiając Marudera, który nadalwkładał buty.Cicho przeszli pomiędzy śpiącymi członkami plemieniai wyszli za Perrym na zewnątrz.Poza kałużami, zwalonymi gałęziami i potłuczonymi dachówkami,które leżały rozrzucone tu i ówdzie, wioska wyglądała jak zawsze.Perryrozejrzał się po wzgórzach.Nie dostrzegł żadnych pożarów, alew wilgotnym powietrzu unosił się intensywny swąd dymu.Na pewnostracił więcej ziemi.Był tego pewien.Miał jedynie nadzieję, że nie były topastwiska ani ziemie uprawne, a deszcz skutecznie zażegnał wszelkiepożary.Maruder przepchał się do przodu i zmarszczył nos, spoglądającw górę. Czy mi się to wszystko przyśniło?Eter spokojnie płynął po niebie, a jego niebieskie pasma unosiły siępomiędzy puszystymi chmurami.Zwyczajne wiosenne niebo.Bez płachtyjaśniejących chmur.%7ładnych szpuli eteru wijących się nad głowami. Czy śniła ci się Brooke? zapytał Gren. Bo wtedy odpowiedzbrzmi tak.Zresztą mnie też. Maruder przyłożył mu w ramię. Kretynie, to dziewczyna Perry ego.Gren pokręcił głową. Wybacz, Per.Nie miałem pojęcia.Perry odchrząknął. W porządku.Już nią nie jest. Wystarczy tego warknął Reef, patrząc na Marudera i Grena.Gdzie mamy zacząć, Perry?Z kantyny wychodziło coraz więcej ludzi.Gray i Wylan, Rowan,Molly i Bear.Perry zauważył ich zmartwione miny.Czy byli jużbezpieczni, czy wkrótce czekała ich kolejna burza? Czy teraz eter grozi imprzez cały rok? Wiedział, że wszystkim tłuką się po głowie te samepytania.Perry najpierw zlecił drużynie przejście przez wioskę i ocenienieszkód na dachach, sprawdzenie zwierząt w stajniach i oborach, a potemwyjście na pola.Wysłał Willow i Pchlarza na poszukiwanie Cindera,żałując tego, co się stało poprzedniej nocy.Wczoraj nie był sobą i musiałza to przeprosić chłopca.Pózniej wraz z Roarem ruszyli na północnyzachód.Po godzinnym marszu stali przed doszczętnie spalonym polem. To nam nie pomoże powiedział Roar. To tylko tereny łowne.Mogło być gorzej. Dobrze, że jesteś takim optymistą, Per. Dzięki, staram się.Roar spojrzał na granice pola. Patrz, nadchodzi radość w czystej postaci.Perry zauważył Reefa i uśmiechnął się.Tylko Roar potrafił gorozchmurzyć w chwilach takich jak ta.Reef zdał im raport ze zniszczeń na pozostałej części terytorium.Stracili lasy na południu, przylegające do tych, które eter zrównał z ziemiąjeszcze przed końcem zimy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]