[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybyrozglądała się uważniej, zamiast bujać w obłokach, może zobaczyłaby Richarda iGlenys Smartów, a tak niemal na nich wpadła przed księgarnią.- Przepraszam.o, dzień dobry - powiedziała.- Proszę, proszę! - Oczka Glenys błysnęły złośliwie.- Czy to nie przyjaciółkaKevina?- Co za przyjemne spotkanie - starała się zdławić ironię w głosie.- Ja na chwilę do księgarni.- mruknął Richard.- Tylko zaraz wracaj - warknęła Glenys.- Widziała pani ostatnio Kevina? -Taksowała Virginię wzrokiem.Dostrzegła wszystko: szczupłą figurę i eleganckilniany kostium, jak z Pożegnania z Afryką.A Glenys pociła się w przyciasnym czerwonym żakiecie.- Owszem, w zeszłym tygodniu graliśmy w golfa - odparła Virginia.Właściwiecała sytuacja ją bawiła.Widać, że Glenys chce urządzić jej awanturę z powoduKevina, a Virginia nie miała nic przeciwko temu, bo od dawna uważała go jedynieza przyjaciela.- Jak może pani tu stać i tak bezczelnie się uśmiechać? - sapnęła Glenys.Virginia nic nie powiedziała, uśmiechała się dalej.Dawała Glenys minutę dowybuchu; pomyliła się o trzydzieści sekund.- Biedna Ursula jest w grobie od zaledwie kilku lat, a pani, pani Con-nell, nie mawstydu za grosz, żeby tak bezczelnie uganiać się za jej mężem.I pani uważa się zazrozpaczoną wdowę? To kpina w żywe oczy.-Mało brakowało, a splunęłaby jej podnogi.Może Virginia wytrzymałabyby to jakoś, gdyby Glenys nie dodała:-Niemożliwe, żeby pani kochała swojego męża! Biedak jeszcze nie ostygł, a pani jużpcha się do łóżka innemu! I to był błąd.Z oczu Virginii poleciały iskry.- Słyszała pani kiedyś taką radę: nie sądz innego, póki nie będziesz w jegosytuacji? - zapytała spokojnie.- Pani nie jest wdową, Glenys.I pani szczęście! Niewie pani, o czym mówi.Odnosi się pani do Richarda z pogardą.- Glenys chciała jejprzerwać, ale Virginia nie dopuściła jej do głosu.- Nie, nie, teraz moja kolej.Bardzokochałam męża i doceniałam go za życia, czego o pani nie można powiedzieć.Aleon odszedł i to, że chcę żyć dalej, nie znaczy, że przestałam go kochać.yli, małost-kowi ludzie, jak pani, bardzo utrudniają życie wdowom i wdowcom, nie pozwalającim żyć dalej.Wie pani dlaczego? Woli pani, żeby Kevin cier-414piał, bo pani także nie jest szczęśliwa.Kevin Burton jest moim przyjacielem,niczym więcej.I niech Bóg ma panią w opiece, gdyby coś się stało biednemuRichardowi!Glenys zaniemówiła z oburzenia, a Virginia spokojnie poszła do kawiarni, gdzieczekała na nią Mary-Kate.- Nie uwierzysz, kogo spotkałam - poinformowała przyjaciółkę.-Glenys iRicharda Smartów.- I co, nie zamordowała cię gołymi rękami? - zażartowała Mary-Kate.- Starała się.Nie posunęła się do rękoczynów, ale i tak było ostro.Mary-Kateszeroko otworzyła oczy.- %7łartowałam.Wszystko w porządku? Była okropna? Co ci powiedziała?-Uspokój się-mruknęła Virginia.-W skrócie? %7łe jestem bezwstyd-nicą i że napewno nie kochałam Bil la.Mary-Kate jęknęła tak głośno, że wszystkie głowy w kawiarni zwróciły się wich stronę.- Nie przejmuj się - uspokajała ją Virginia.- Powiedziałam jej co nieco do słuchui uciekła z podkulonym ogonem.Nie ukrywam, że od dawna chciałam jej wygarnąć.- Jesteś niewiarygodna - stwierdziła Mary-Kate z podziwem.- Ja byłabymzałamana, gdyby ktoś zaatakował mnie na środku ulicy, a ty zachowujesz się jakgdyby nigdy nic.Silna jesteś.- Zawsze taka byłam.- Sama Virginia była zdziwiona tym, co mówi.- Razem zBillem straciłam siłę, ale przez miniony rok, dzięki ludziom takim jak ty,Mary-Kate, odzyskałam ją.Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.Uratowałaś mnie.- Nieprawda, sama się uratowałaś - nagle Mary-Kate roześmiała się głośno.-Czy mogę cię nasłać na Pauline? Dostała zaproszenie na ślub Delphine i wczorajdzwoniła, nagrała się na sekretarkę, jaka jest tym oburzona.- Zakładam, że zadzwoniła, kiedy wiedziała, że cię nie ma, żeby nie słuchaćtwoich argumentów?- Oczywiście.Jeśli nie przyjdzie, Delphine będzie zrozpaczona.Co prawda wkółko powtarza, że trudno, że ona i tak będzie szczęśliwa, ale jająznam.Jest bardzowrażliwa.Dobrze chociaż, że jej ojciec jest w miarę normalny.Bardzo lubiEugene'a, chociaż przed żoną się do tego nie przyzna.Podano herbatę.Virginia piła, pogrążona w myślach.Po chwili odezwała siępowoli.415- Mam pomysł.Mówisz, że Pauline jest bardzo religijna?- Pierwsza do komunii co niedziela.- Więc zaprośmy wszystkie dbwotki, jak choćby pannę Murphy, tę od kwiatów.I Pauline nie będzie miała wyjścia, też przyjdzie.Wiem! -Virginia pstryknęłapalcami.- Zaprośmy ojca McTeague'a.On jest taki kochany i smutno mu, żeDelphine nie może wziąć ślubu w kościele.- Jesteś podstępna, wiesz? Zaśmiały się obie.- Pauline nawet nie podejrzewa, co się święci.Nicole, Darius, Sam, Reenie, Sandra i Pammy stali na lotnisku Heathrow iżegnali się serdecznie.Mała Pammy bardzo polubiła Dariusa i szlochała, że chcezostać z nim i z Nicole.- W Irlandii będzie bardzo fajnie - przekonywał, kucając przy niej.-1 przeżyjesztam różne przygody - dodała tajemniczo Sam.DziękiMillie wiedziała, jak wzbudzić ciekawość małej dziewczynki.Pammy wskupieniu ssała cukierka.- Jakie przygody? - zapytała w końcu.- Szkoda, że odchodzisz z firmy.- Nicole zwróciła się do Sam.- Trudno - wzruszyła ramionami.- Musiałam to zrobić, ale nie martw się,będziesz w dobrych rękach.Masz świetnego menedżera, wspaniały głos i zapał dopracy.Nicole się uśmiechnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]