[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Raz pojechałam na obóz dla zuchów.Aggie wzruszyła ramionami.- No dobrze - rzekła.- Ostrzegam was, że Rathnaree potrzebujenaprawdę mnóstwa pracy - kontynuowała, gdy już znalazła klucze dodomu.- Jeśli z sufitu odpadnie kawałek tynku i was zabije, to ja za to nieodpowiadam, jasne?Obecnym właścicielem był niejaki Freddy Lochraven, dalekisiostrzeniec pierwotnej rodziny.Według słów Aggie dzielił swój czasmiędzy Londyn a Dubaj, a w Rathnaree był tylko raz, krótko po tym, jakje odziedziczył.- Peter nie przejmuje się tym, że Rathnaree nie zostało jeszczesprzedane, ponieważ ceny nieruchomości cały czas rosną i zarobi więcejpieniędzy, kiedy w końcu do tego dojdzie.-1 jestem pewna, że bardzo by go ucieszyła szczegółowa historia tegomiejsca - wtrąciła Izzie.- Pewnie tak - odparła Aggie.- No dobrze, wpuszczę was do środka izostawię, ale nie zabierzcie stamtąd niczego, proszę.- Och, Aggie, na litość boską - burknęła Izzie.- Nie bądz niemądra.My chcemy jedynie pooddychać atmosferą tego miejsca.Poza tym znaszmnie praktycznie od zawsze, a Jodi, żona wicedyrektora, raczej niezacznie odrywać kominków od ścian, prawda? Prawda.Wyświadczamyci przysługę.- Musimy wejść przez kuchnię - rzekła teraz Aggie, pobrzękująckluczami - ponieważ główne drzwi są koszmarne.Kiedy poprzednio tubyłam, ledwo udało mi się je otworzyć.Obeszły dom i znalazły się przed wielką bramą wiodącą nadziedziniec, przez którą wcześniej zaglądała Jodi.Była niesamowiciepodekscytowana i w myślach popędzała Aggie, ale270agentka się nie spieszyła, powoli wkładając do zamka klucz zakluczem, aby znalezć ten właściwy.Jodi miała ochotę ją pogonić, ale nie śmiała.Gdyby Aggie zmieniłazdanie, nie byłyby w stanie dostać się do środka, a ona po prostu musiałazobaczyć wnętrze tego domu.Wreszcie zacinający się zamek ustąpił.Aggie pchnęła skrzypiącąbramę.Pierwsza wbiegła Jodi, rozglądając się, starając się zapamiętaćkażdy szczegół.Zdjęcia! Lepiej by było, gdyby robiła zdjęcia.Na jednym końcu dziedzińca znajdowały się stajnie z łukowatymibramami i porozwieszanymi wszędzie podkowami na szczęście.Jodipragnęła zajrzeć wszędzie, ale chciała także wejść do środka.Przed kuchennymi drzwiami miało miejsce kolejne niekończące sięczekanie i dopasowywanie kluczy.A potem drzwi otworzyły się i we trzyweszły do środka.- Jasna cholera, ale bałagan - rzekła z westchnieniem Aggie.Jodi i Izzie uśmiechnęły się do siebie.Izzie pomyślała, że w szkole jejkoleżanka nigdy nie należała do osób o bujnej wyobrazni i widać, że tonie uległo zmianie.Ona widziała jedynie pajęczyny, natomiast Jodi i Izziewiele lat historii.- Jeśli zechcesz mi zostawić klucze, Aggie, za parę godzinpozamykam wszystko i podrzucę ci je - powiedziała Izzie.- No dobrze - odparła niechętnie Aggie.- Mam mnóstwo pracy.Izzie kiwnęła głową, jakby rzeczywiście tak było.Kiedy były w biurzeAggie, telefon nie zadzwonił ani razu.W agencji Winters i Synowieraczej nie panował ożywiony ruch.- Oczywiście, że jesteś zajęta - oświadczyła dziarsko Izzie.Boże, cóżza koszalki-opałki plotła.- Zajmę się tym.I bardzo ci obie dziękujemy.Nie masz pojęcia, ile to dla nas znaczy.Kiedy Aggie sobie poszła, mogły zabrać się w końcu za oglądanie.Izzie niemalże nie wiedziała, od czego zacząć.Obe-271szła wielką kuchnię z ogromną kuchenką Aga i przypomniała sobie,jak kiedyś babcia opowiadała komuś o gotowaniu na takiej bestii.Podobno trudno było rozgryzć jej wszystkie kaprysy, a już absolutnymkoszmarem było rozpalanie w niej od nowa, kiedy ogień wygasł.W jednej części kuchni wysoko na ścianie wisiały dzwonki z nazwamikażdego pomieszczenia: biblioteka, salon, gabinet, sypialnia jeden,sypialnia dwa i tak dalej.Takich dzwonków były trzy rzędy i Izziewyobraziła sobie, jak służba ekspresowo reagowała, gdy rozbrzmiewałktóryś z nich.Na prawo od kuchni znajdowało się duże pomieszczenie gospodarczez dwoma wielkimi zlewami i mnóstwem starych drewnianych skrzynekna podłodze.Leżały tam także gazety, rzucone niedbale, jakby ich celembyło wytarcie jakiejś plamy.Za drzwiami znalazły zródło gazet: stosystarannie powiązanych dzienników.Izzie pomyślała, że muszą się tamskrywać całe roczniki.Pomieszczenie to było kiepsko oświetlone i Izzie oczami wyobrazniwidziała dziewczynę z dłońmi ppobcieranymi od szorowania ziemniakówczy obierania całych stert warzyw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]