[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przepraszam pana  rzekła. Czy mi się zdawało, że pan wyszedłeś z tego wspaniałegodomu?  wskazała na dom Bounderby ego  czy tak? Chyba że pomyliłam osobę, za którąposzłam. Tak, pani.Ja to byłem sam  odpowiedział Stefan. Czy pan  a wybacz ciekawość sta-rej kobiety  czy pan widziałeś się z właścicielem? Widziałem się! Jakże wygląda? Czy postawny, czy śmiały, czy wymowny, czy serdeczny?I stosując własną postać do słów, staruszka wyprostowała się, podniosła głowę, patrzyłaśmiało  i Stefanowi wydało się wtedy, że musiał kiedyś widzieć tę kobietę, i że ona muwcale do smaku nie przypadła. Tak, jak pani mówisz, tak on wygląda  odpowiedział Stefan, uważniej wpatrując się wstaruszkę. A zdrów?  pytała staruszka. Zdrów jak ryba? Zdrów.Zastałem go jedzącym i pijącym, jak wielki i głośny truteń. Bardzo panu dziękuję  rzekła staruszka z wielkim zadowoleniem. Bardzo dziękuję.Najpewniej Stefan nigdy nie widział tej kobiety, ale jakieś niejasne wspomnienie jej rysówbłąkało się w jego umyśle, jakby kiedyś, we snach, coś podobnego do niej widywał.Szła obok niego, a on, stosując się z dobrocią do jej usposobienia, rzekł:  Coketown to ru-chliwe miasto, prawda?  Na co ona odpowiedziała:  To prawda, jeszcze jak ruchliwe! Więc rzekł, że ona pewno ze wsi  to widać.Staruszka to potwierdziła. Dziś rano pociągiem osobowym zrobiłam czterdzieści mil, a po południu znów na po-wrót czterdzieści mam zrobić.Szłam pieszo mil dziewięć do stacji dziś rano, a gdy nie znajdękogoś, kto by mię podwiózł, to dziś jeszcze będę musiała w nocy dziewięć mil iść piechotą.Jak na moje lata, to dość tęgo, nieprawdaż, panie?  pytała gadatliwa staruszka z oczamibłyszczącymi zadowoleniem.53  Rzeczywiście  wybornie. Ale niech pani nie robi tego za często, paniusiu. O nie! Raz na rok  odpowiedziała kiwnąwszy głowa. Takim sposobem wydaję całemoje oszczędności zebrane w ciągu roku.Przybywam tu regularnie co rok, błąkać się trochępo ulicach i popatrzeć na panów. I to  aby tylko spojrzeć na nich?  zapytał Stefan. A! Dla mnie i to dosyć!  odrzekła z dziwną powagą. Więcej nie wymagam; stałam nadrugiej stronie ulicy, aby ujrzeć, kiedy ten pan będzie wychodził z domu.Ale on tego rokupewno pózno wychodzi i na próżno czekałam.Zamiast niego pan wyszedłeś.A jeśli potrze-ba będzie wrócić do domu nie widząc go? Ach! Choćby na chwilę, choćby na minutkę chcia-łabym nań spojrzeć.Pan go widziałeś, a ja widziałam pana  trzeba będzie i tym się konten-tować.Mówiąc to, patrzyła na Stefana, jakby chciała zapamiętać jego rysy, odbić je w swym ser-cu; a oczy jej nie były już tak jasne, jak przed chwilą.Mimo uznawania różnych gustów, mimo pokory wobec patrycjuszów Coketown, zródłociekawości tak gwałtownej i stałej wydało mu się tak niezwykłym, że Stefan zdumiał się nie-zmiernie.Lecz w tej chwili przechodzili koło kościoła; wzrok jego przypadkiem spoczął nazegarze i Stefan przyśpieszył kroku. Idziecie do roboty?  zapytała staruszka, z łatwością dorównując jego krokom. Tak, ledwie się nie spózniłem.Gdy Stefan powiedział, w czyjej fabryce pracuje, staruszka jeszcze bardziej niż przedtemdziwaczną się pokazała. No! i czyż nie jesteś pan szczęśliwy? Różnie bywa, moja pani! Któż nie ma swoich zmartwień? odpowiedział wykrętnie, bozdawało mu się, że staruszka uważa to za rzecz pewną, iż on jest niesłychanie szczęśliwym zpracy w tej fabryce, a nie miał serca jej rozczarowywać.Stefan wiedział, że świat bogaty jestw smutki i nędze, a jeżeli staruszka tak dawno żyjąca mogła mniemać, że on, Stefan, wywinąłsię smutkom i nędzy, to tym lepiej dla niej, a jemu niegorzej przeto. Aj! aj! To pan masz domowe kłopoty, zapewne  rzekła staruszka. Czasem bywa i tak, i siak  odpowiedział cichym głosem. Ale przecież, skoro pan pracuje u takiego pryncypała, to kłopoty nie ośmielą się iść zapanem na fabrykę? To prawda, nie śmią iść za mną.Tam wszystko regularne, wszystko zgodne. Nie posu-nął się tak daleko, aby powiedzieć dla jej przyjemności, iż w fabryce panuje cos w rodzajuBoskiego Prawa, choć ostatnimi laty słyszało się tam twierdzenie niemniej wspaniałe.Doszli do ciemnego zaułka, blisko fabryki, gdzie  Ręce tłoczyły się do wewnątrz; dzwo-nek dzwonił, wąż zwijał się w kłęby, słoń-melancholik był gotów.Staruszka-dziwaczka za-chwycona była nawet dzwonkiem. To najcudowniejszy dzwonek na świecie  powiedziała i dzwoni wspaniale, głośno.Gdy Stefan dobrotliwie uścisnął jej rękę na pożegnanie, staruszka zapytała, jak dawno pra-cuje w tej fabryce. Dwanaście lat. Muszę pocałować tę rękę  rzekła  która lat dwanaście pracuje w tak ślicznej fabryce.I mimo oporu robotnika schwyciła go za rękę i pocałowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl