[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziś obrządzała drób w zamkowych kurnikach.Tu też zastali ją rycerzyk i koniuszy.Marcycha nawoływała: Tiu, tiu, tiu, tiutiuśki! Tiu,tiu, tiu! i sypała poślad kurczętom. Tiu, tiu, cipusie! Cip, cip, cip! A toż to nasz panicz! Czyż to możliwe, żeby panicz takślicznie wyrósł.cip, cip, cip.i tak zmężniał? A sio, a sio! Widzi no panicz tego grubasa,który całą strawę wyjada maleństwom? A sio, a sio! Taki to już ten świat, paniczu.Bogatemui diabeł dziecko kołysze.Tłuściochy tyją, a chudziaki chudną coraz więcej.Nie ma sprawie-dliwości na tym padole! Czymże mogę służyć paniczowi? Może panicz nie pogardzi szkla-neczką domowego piwa, co? Chętnie napiję się waszego piwa, Marcycho.I uścisnę was za to, żeście wykarmili matkętej, którą miłuję nad wszystko na świecie. Zwięta prawda, paniczu.Księżna pani miała akurat sześć miesięcy i czternaście dni, kie-dy się jej wykluł pierwszy ząbek.Oj, byłaż to uciecha, była! Nieboszczka księżna obdarowałamnie wtedy jak się patrzy.Rzetelną prawdę paniczowi mówię. Powiedzcie mi tedy, Marcycho, coście słyszeli o karłach i o porwaniu Zazulki? Bogać tam, paniczu! Nic nie wiem o karłach ani o porwaniu Zazulki.Jakżeby taka starakobieta mogła coś wiedzieć? Nawet to, czego mnie kiedyś nauczono, wyleciało już ze starejgłowy.Nie mogę nawet spamiętać, gdzie wetknęłam okulary: szukam ich nieraz, szukam, aone na nosie siedzą! Niechże też panicz raczy skosztować tego napitku.Zimny aż miło.35 Zdrowie wasze, Marcycho! A przecież mówiono mi, że wasz mąż wiedział coś niecoś oporwaniu Zazulki. A jakże, a jakże, paniczu.Mój stary nie był uczony, ale po karczmach i zajazdach nasłu-chał się wielu rzeczy.A wszystko sobie zawsze spamiętał dokumentnie.%7łeby nieborak żyłjeszcze i zasiadł tu, przy tym stole, to jakby wam zaczął bajać jedno za drugim, toby do jutrarana nie skończył.Nakładł mi tyle tych bajd w uszy, że mi się w głowie bigos zrobił; by mi coprzyszło powtórzyć, to anibym wiedziała, gdzie głowa, a gdzie ogon.Dalibóg, paniczu!Rzeczywiście, można było porównać głowę poczciwej piastunki do pękniętego kociołka.Ale Jantarek i Szczerogęba zagadywali ją dopóty, dopóki nie wyciągnęli z niej następującegoopowiadania: Lat siedem, akurat w ten sam dzień, kiedyście wy, paniczu, wybrali się z Zazulką na owąprzechadzkę, z której żadne nie wróciło, mój mąż nieboszczyk poszedł w góry sprzedawaćkonia.Dał mu dobrą miarkę owsa, namoczonego w jabłeczniku, żeby mu oko błyszczało inogi stąpały jak się należy, i powiódł go na jarmark, niedaleko gór.Nie potrzebował żałowaćani owsa, ani jabłecznika, bo konia sprzedał drożej, niż się sam spodziewał.Bo to z bydłemjak z ludzmi: tylko je każdy z wyglądu sądzi.Mój mąż nieboszczyk, ucieszony wielce z do-brej sprzedaży, zaprosił kilku przyjaciół na kufelek, idąc o zakład, że żaden go nie prześci-gnie.Bo trzeba wam wiedzieć, paniczu, że w całym księstwie %7łyznych Pól nie było drugiego,co by mu w piciu dotrzymał placu.I tego dnia również, kiedy już wszystkich ugościł, jak wy-padało, wracał o zmroku do domu; ale poszedł złą drogą, bo na dobrą nijak nie mógł trafić.Doszedł tak do pieczary w górach i raptem spostrzegł gromadę małych człeczków, którzynieśli na noszach jakiegoś chłopca czy też dziewczynkę.Nie chcąc budzić licha, mój mążnieboszczyk umknął, bo nawet w stanie nietrzezwym był bardzo ostrożny.Ale o stajanie zapieczarą upadła mu fajka i schylił się, żeby ją podnieść.Aż tu zamiast fajki znalazł mały, atła-sowy trzewiczek.Z tej przyczyny zrobił nawet pewną uwagę, którą zwykle powtarzał wchwilach dobrego humoru: Pierwszy raz to się zdarza tak powiedział żeby fajka zamie-niała się w trzewiczek".A że to był trzewiczek panieński, więc też mu zaraz przyszło do gło-wy, że właścicielkę jego porwały krasnoludki i że ten pochód, który widział, to było akurat jejporwanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]