[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili z helikoptera spuszczono linę.Jeden po drugim, w bardzo krótkich odstępach, mężczyźni chwytali ją i opusz­czali się na ziemię.W innych okolicznościach sprawialiby wra­żenie strażaków śpieszących do groźnego pożaru.Tymczasem stało przed nimi inne zadanie.Na ziemi na dobre rozszczekały się pistolety maszynowe.Kule, rozrywające grunt, wzbijały w powietrze tumany kurzu.Strzelano z wnętrza domu, do którego Nimec wystrzelił przed chwilą pociski z gazem, strzelano z chat otaczających główny budynek.Uzbrojeni obrońcy Luana znaleźli się również na drodze ciągnącej się wzdłuż kanału.Trzymając nisko głowę, podczas gdy jego towarzysze osła­niali go ogniem, Nimec ruszył biegiem w kierunku kryjówki Luana.Na jego drodze pojawił się jakiś mężczyzna, który wyszedł z zadymionego budynku, teraz zaś podnosił w jego stronę lufę FN P90.Pirat był jednak na poły oślepiony przez gaz, dzięki czemu Nimec zdążył zareagować.Nim ochroniarz Luana wy­strzelił serię pocisków kalibru 9 milimetrów, szef Miecza usko­czył w bok.Wyciągnął z kabury swój MP5K i strzelił tylko raz, trafiając napastnika w brzuch, po czym nie obejrzawszy się na niego więcej, dopadł wejścia do domu, w którym mieszkał ści­gany przez nich bandyta.Zatrzymał się przed ciężkimi, drewnianymi drzwiami, od­strzelił serią zamek i otworzył je jednym kopniakiem.Kątem oka dostrzegł, że po lewej podąża za nim Osmar.Dał mu sygnał, że powinni wbiec do środka, zmieniając się w drzwiach stronami, po czym zaczął odliczać do trzech.Po chwili niemal jednocześnie wpadali za próg.Kilka minut po tym, jak umilkły fanfary towarzyszące cere­monii przecięcia wstęgi, delegacja światowych przywódców została wprowadzona na wyłożony czarnymi dźwiękochłonny­mi płytkami kadłub Seawolfa, a następnie oficer dyżurny ato­mowego okrętu podwodnego sprowadził wszystkich pod po­kład.Pierwszy w luku zniknął prezydent Ballard.Zaraz po nim przeszli nim premier Yamamoto oraz przywódcy Malezji i Indonezji.Po najznakomitszych gościach ruszył na pokład korpus pra­sowy.Miejsce dla Alexa znalazło się na samym końcu, bezpo­średnio za wysokim i barczystym reporterem z Kanady.Kiedy grupa wypełniła przejście prowadzące do centrum dowodzenia, Ballard odniósł wrażenie, że nagle znalazł się w samym środku dekoracji do jakiejś gigantycznej produkcji hollywoodzkiej, która opowiada o statkach kosmicznych, pod­boju czasoprzestrzeni i tym podobnych sprawach.I w pewnym sensie znalazł się właśnie w maszynie czasu, która mogła go odmłodzić o kilkadziesiąt lat, zedrzeć z jego twarzy maskę po­litycznego cynizmu i ponownie obudzić w nim na krótko dzie­sięcioletniego sierotę znad brzegów Missisipi.Sierotę, którego marzenia wielokrotnie przechodziły trudne próby na drodze od skrajnej biedy do prezydentury w najpotężniejszym pań­stwie świata.Z nie skrywanym podziwem zaczął oglądać sprzęty i instrumenty kontrolne wypełniające każdy fragment rzęsiście oświetlonej przestrzeni.Był tym wszystkim po pro­stu zafascynowany.Gdy prezydent i jego goście na tym skrawku amerykańskiej ziemi przystanęli na progu centrum dowodzenia, dowódca Seawolfa, komandor Malcolm R.Frickes, zasalutował.- To dla mnie honor i przywilej gościć panów na pokładzie - powiedział, ustępując na bok, by wpuścić ich do środka.Ballard z entuzjazmem odpowiedział na jego salut, głośno przełknął ślinę i wskazał na peryskopy na platformie znajdu­jącej się w samym środku pomieszczenia.- Czy mógłbym popatrzeć przez jeden z nich? - zapytał.Frickes uśmiechnął się.- Panie prezydencie, jest pan tutaj najwyższym dowódcą.A to oznacza, że może panu tutaj robić, co tylko pan zechce -powiedział.Generał Yussef Tabor, dowódca 10.Brygady Spadochrono­wej armii malezyjskiej, wprost nie mógł uwierzyć, że rozkazy, które właśnie do niego dotarły, są prawdziwe.Miał natych­miast postawić w stan gotowości trzy bataliony - niemal trzy tysiące ludzi - i błyskawicznie obsadzić nimi Sandakan.Spa­dochroniarze otrzymali zadanie dołączenia do regularnych od­działów wartowniczych, chroniących od strony plaży dostępu do banku kluczy szyfrowych.Nie było jasne, kto lub co stanowi tak wielkie zagrożenie, że do uporania się z nim potrzeba aż tylu żołnierzy.Generał nie zadawał jednak zbędnych pytań.Doszedł do wniosku, że nareszcie będzie mógł zademonstrować w prawdziwej akcji doskonałe wyszkolenie swoich chłopców.Ponieważ najbliższy oddział malezyjskich Sił Szybkiego Reagowania stacjonował w Sabah, trzydzieści mil od miasta, bez wątpienia to jego lu­dzie przybędą na miejsce najwcześniej.To mu całkowicie odpowiadało.Po dziesięciu latach ścigania i wyłapywania nielegalnych imigrantów - niczym hycel wyłapujący nieszczęsne kundle - nadszedł najwyższy czas, by wziąć udział w akcji, z której będzie mógł być dumny.Krztusząc się gazem łzawiącym, z twarzą czerwoną jak pomidor, Khao Luan kaszlał i wymiotował w konwulsjach, podczas gdy Xiang próbował go zaciągnąć do spichrza.Chwyciwszy swego mocodawcę od tyłu pod ramiona, pirat otworzył tylne drzwi budynku mieszkalnego.Jeszcze zmagał się z ciężarem Luana na progu, gdy do budynku wpadli Nimec i Osmar.Osmar natychmiast wycelował w bandytów.- Nie ruszać się! - krzyknął w bahasa.- Obaj!Ciężko oddychając, Xiang wpatrywał się w niego przez chwi­lę Z trudem dostrzegał cokolwiek przez gęste kłęby gazu łzawiącego.Zaraz się jednak opanował i wciąż przytrzymując jed­ną ręką Tajlandczyka, drugą sięgnął do umieszczonej niemal na plecach kabury i wyciągnął pistolet P90.Strzelił bardzo niecelnie - kule jedynie powyrywały drzazgi z drewnianych ścian i z sufitu.Osmar natychmiast padł na podłogę i odpowiedział ogniem, celowo jednak mierząc bar­dzo nisko.Mając między sobą a potężnym piratem Luana, koniecznie chciał uniknąć śmiertelnego trafienia.Doskonale zdawał sobie sprawę, że Tajlandczyk może być jedynym człowiekiem, który potrafi wyjaśnić zagadkę zniknięcia Blackburna.Mimo to.Luan głośno jęknął, chwycił się nagle za grube udo i zaczął się osuwać na podłogę.Z jego tętnicy udowej trysnęła krew.Xiang spróbował jeszcze postawić go na nogi, lecz szef okazał się dlań zbyt ciężki; nic nie mogło powstrzymać go przed upadkiem.Widząc, co się dzieje, pirat zrezygnował z ratowania Khao Luana i zaczął uciekać do spichrza.Wybiegłszy z budyn­ku, puścił jeszcze serię przez drzwi, celując w Osmara i Nimeca.Nie trafił, natomiast gdzieś za ich plecami rozległ się brzęk pękającego szkła.Nimec odpowiedział ogniem, dwiema krótkimi seriami.Sły­szał docierające nieustannie z zewnątrz odgłosy kanonady: to jego ludzie walczyli z piratami.Co chwila - gdy któraś z kuł dosięgała celu - w odgłosy walki wdzierał się krzyk rannego człowieka.Unosząc się płynnie nad spokojną wodą, cztery poduszkow­ce, ubezpieczane z boku przez dwie smukłe motorówki, zmie­rzały szybko do celu.Napastnicy przebyli już niemal dwie trze­cie drogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl