[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Popieram wniosek - powiedział admirał Stingo.- Ja też - rzucił naprędce Floyd, kiedy Madonetka otwierała usta.- To nie robota dla ciebie.Ani dla Stinga.- Może sam o tym zdecyduję? - warknął Stingo, jak na admirała przystało.- Nie - zaproponowałem.- Jeśli chcesz naprawdę po­móc, to lepiej załóż tutaj bazę operacyjną.Stwierdzam, że wniosek został poparty i przeszedł mimo różnych sprzeci­wów.To tylko demokracja, póki mi odpowiada.Stingo uśmiechnął się i admiralski grymas zniknął z jego twarzy; był za mądry, aby się kłócić.- Zgoda.Jestem już dobrze przeterminowany na prace polowe.Przypominają mi o tym moje obolałe kości.Proszę cię, Madonetko, ustąp łaskawie pod naporem historii.Kiwasz główką, acz niechętnie? Świetnie.Niezależnie od wszelkiej pomocy ze strony Aidy dopilnuję, by Korpus Specjalny dostarczył cały potrzebny sprzęt.Pytania? - To rzekłszy, omiótł nas groźnym wzrokiem, ale milczeliśmy.Skinął z zadowoleniem głową, a Madonetka podniosła rękę.- Skoro decyzja już zapadła - czy wolno mi o coś poprosić? Odkryłam, że miejscowe panie to wierne fanki Szczurów, więc.- Czy możemy dać ostatni występ przed rozwiązaniem kapeli? No jasne.Jednogłośnie.Wybuchły owacje, do których nie włączył się Stingo.Krzywił się na myśl, że komplet jego instrumentów zredu­kowano do garści molekuł.Ale pomysłowa zwykle Mado­netka wykonała trochę pracy, nim wspomniała o występie.- Rozpytywałam wśród dziewcząt.Podobno mają tutaj dość dobry zespół kameralny i orkiestrę symfoniczną -muszą mieć choć jeden instrument, na którym umie grać Stingo.- Na każdym, na wszystkich - tylko spuśćcie mnie z łańcucha! - zawołał i tym razem otoczyły nas uśmiechy i wiwaty.Dzięki cudom nowoczesnej medycyny, lekom terapeuty­cznym i uzdrawiającym oraz środkom przeciwbólowym i porządnej szprycy dla Stinga, byliśmy gotowi do występu pod koniec dnia.Popołudniówka, jako że do tutejszego wieczora brakowało jeszcze dwóch naszych dni i nie warto było czekać.Na stadionie sportowym zgromadził się niezły tłumek.Przywitały nas brawa i okrzyki radości.Nikomu chyba nie przeszkadzało, że Stingo nie miał na sobie kostiumu i grał z fotela na kółkach.Skoro miała to być ostatnia odsłona dla Stalowych Szczurów, chcieliśmy, aby występ zapadł w pamięć.Odstawiwszy na chwilę co bardziej militarystyczne i samcze piosenki, wybuchnęliśmy miękkim numerem bluesowym.Smutny świecie.Słuchaj pieśni mejSmutny świecie.Com ci ja zawiniłSmutny świecieBlagom, pomóż miSmutny świecie ty.Tu nasz dom.Nie ma dokąd iśćTu nasz dom.Na tym globie przyszło żyćSmutny świecie.Usiedliśmy gładkoJak mucha na szklePod niebieskim słońcemBawiliśmy się,Było tak jak w bajceLecz smutny jest kres.Grawitacja trzymaW zębach nas jak piesTak jak wściekły pies.Tego dnia daliśmy wiele bisów.Skończyliśmy wreszcie, wyczerpani i pełni szczęścia, które daje jedynie poczucie dobrze wykonanej roboty artystycznej.Sen przyszedł łatwo, ale nie mogłem się powstrzymać i obrzuciłem ostatnim spojrzeniem dni, które mi pozostały do zamknięcia powiek.Jeszcze siedem.Jeszcze tydzień.Kupa czasu dla mego drogiego kumpla, admirała Stinga na ruszenie tyłkiem i załatwienie odtrutki.Sądzę, że się uśmiechałem zasypiając.Pomyśleć, to wielka zmiana w porównaniu z poprzednimi dwudziestoma siedmioma zaśnięciami.Zaiste, wielka.Dlaczego więc nie mogłem usnąć? Zamiast leżeć i wpat­rywać się nerwowo w ciemność? Odpowiedź była prosta.Zostało mi tylko siedem dni życia do tej cudownej chwili, gdy pociągnę za spust i wstrzyknę sobie antidotum.Lulu, Jim.Śpij dobrze.ROZDZIAŁ 22Albo byłem śpiochem, albo zwolniony z obowiązków muzyka admirał okazał się pracoholikiem.A może jedno i drugie.Bo nim zdążyłem się pojawić, bez niczyjej pomocy zorganizował naszą ekspedycję aż po ostatni detal.Mam­rotał coś nad stertą aparatury i dźgał palcem spis rzeczy na trzymadle.Podniósł wzrok, od niechcenia machnął mi ręką i posprawdzał ostatnie pozycje.- To twój nowy plecak.Włożyłem kilka rzeczy, które mogą ci się przydać - a tu masz wydruk zawartości.Sądzę, że w starej torbie trzymasz sporo nielegalnych i zapewne śmiercionośnych obiektów, które przełożysz po moim wyj­ściu.Aida składa właśnie nowy tachjometr i wybieram się po niego.Floyd niebawem dołączy do ciebie - a oto Madonetka; witamy, witamy.Stingo opuścił nas z maksymalnym wdziękiem, na jaki pozwalały mu kule.Madonetka, chodząca otucha, wślizgnęła się do środka i wzięła moje dłonie w swoje.Doszła do wniosku, że nie było to dość entuzjastyczne przywitanie, więc pocałowała mnie serdecznie w policzek.Odruchowo otoczyłem ją ramionami, ale objęły puste powietrze, bo zdążyła się wykręcić i klapnęła na sofę.- Chciałabym pójść z tobą, Jim - ale wiem, że to niemożliwe.Mimo to nie tęsknię wcale za powrotem do starego, zatęchłego biura.- Będzie mi cię brakowało - palnąłem.To miało być spokojne stwierdzenie, ale usłyszawszy swój głos, poczułem grozę, że wyszło tak łzawo i ckliwie.- Wszystkim oczywiś­cie będzie ciebie brakowało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl