[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy uklęknąłem, usłyszałem metaliczny brzęk, jak gdyby jakieś odłamki ześlizgiwały mi się z ramienia.To Maska musiała się potłuc w momencie upadku.Kryształowe bryłki leżały teraz pośród odłamków rozbitego Miecza, które godząc w Llyra zmiotły go z Krainy Mroku.Pomyślałem o tamtych przedziwnych niebieskich błyskawicach, które doprowadziły w końcu do zagłady Llyra - celu, jakiego dotąd w żaden sposób nie dawało się w Krainie Mroku osiągnąć.Chyba zrozumiałem wszystko.Llyr przeniknął poza granice tego świata, przedostał się za daleko, żeby mieć z nim jeszcze styczność.Jedynie podczas obrzędów w Złotym Oknie następowała łączność.Kimkolwiek był - człowiekiem, demonem, bogiem, niewyobrażalnym mutantem - zachował tę jedną jedyną więź z Krainą Mroku, Krainą, która go zrodziła.Łącznik stanowił przechowywany jak relikwia Miecz Zwany Llyrem.Za sprawą tego talizmanu mógł Llyr wracać po ofiary, którymi się żywił, przybyć na rytualny obrzęd piętnowania, który sprawił, że na wpół należałem do niego.Wszystko to mogło się dziać wyłącznie dzięki talizmanowi.Dlatego musiał on być ukryty w bezpiecznym miejscu, skoro miał stanowić dla Llyra gwarancję powrotu.I rzeczywiście był bezpiecznie ukryty.Bez wiedzy Ghasta Rhymiego nikt nie zdołałby go odnaleźć.Któż dotarłby na tyle blisko Okna, żeby roztrzaskać Miecz w ten jedyny w Krainie Mroku sposób, w jaki dało się go potłuc, gdyby nie moc Wielkiego Ganelona i potęga, tak, potęga Freydis? Llyr strzegł swej świętości tak dobrze, jak tylko to było możliwe.A jednak nie zabezpieczył się przed atakiem jedynego człowieka, który potrafił władać Mieczem.Kiedy rozbiła się kryształowa broń, zerwany został pomost między światami.Llyra pochłonął Chaos, z którego nie ma odwrotu.Medea - szkarłatna czarodziejka z Kolchidy, spijająca energię życiową utracona ukochana - również odeszła bezpowrotnie.Zamknąłem na chwilę oczy.- Jak tam, Ganelonie? - usłyszałem głos Freydis.Spojrzałem w górę.Sędziwa kobieta uśmiechała się do mnie posępnie spod odsuniętej na czoło opaski.Wstałem, przyglądając się w milczeniu, jak podnosi się z miejsca.Potężne fale odurzającego ciepła przepływały przeze mnie na znak zwycięstwa.Świat, w którym właśnie się ocknąłem, należał teraz niepodzielnie do mnie.Ani ta kobieta, ani nikt inny nie pokrzyżuje już mojego losu.Czyż nie pokonałem Llyra, czyż nie zabiłem ostatniego ze Zgromadzenia? Czyż nie miałem w sobie silniejszej mocy magicznej niż wszyscy w Krainie Mroku? Wybuchnąłem śmiechem, który odbijał się jak echo od wysokich sklepień wokół nas, dudniąc wracał i rozbrzmiewał triumfalnie dopóty, dopóki tym krzykiem radości nie tchnął życia w Caer Llyr.Ale Llyra już tam nie było.- Niech się stanie Caer Ganelon! - zawołałem, słysząc powracający dźwięk swego imienia, jak gdyby Zamek sam udzielił odpowiedzi.- Ganelon! - krzyknąłem.- Caer Ganelon! - Śmiałem się, słysząc, jak cała bezkresna pustka powtarza moje imię.Echo wciąż dudniło, kiedy przemawiałem do Freydis.- Macie nowego pana, wy, leśni ludzie! Ponieważ pomogłaś mi, wynagrodzę to ci, sędziwa kobieto.To ja jestem panem Krainy Mroku, ja, Ganelon! - Mury, grzmiąc, odpowiedziały tym samym “Ganelon.Ganelon!"Freydis uśmiechnęła się.- Nie tak szybko - powiedziała ze spokojem.- Naprawdę sądziłeś, że ja ci ufam?- Co możesz mi teraz zrobić? - obdarzyłem ją szyderczym uśmiechem.- Jedynie sam Llyr mógł mnie zabić.Tylko do dziś.Teraz nie żyje, a Ganelon jest nieśmiertelny.Nie ma w tobie takiej mocy, która mogłaby mnie dosięgnąć, wiedźmo.Stojąca na schodach Freydis wyprostowała się.Jej wiecznie młoda twarz była trochę niżej niż moja głowa.Oczy wyrażały pewność siebie, co wprawiło mnie w nagły niepokój jak pierwsze ukłucie bólu.Przecież prawdą było to, co powiedziałem - że nikt w Krainie Mroku nie jest w stanie wyrządzić mi teraz krzywdy.A jednak uśmiech Freydis pozostał niewzruszony.- Kiedyś wysłałam cię przez otchłań do świata ziemskiego - powiedziała.- Czy zdołałbyś mnie powstrzymać, gdybym chciała posłać cię tam jeszcze raz?Drżenie niepokoju przeszło w ulgę.- Jutro lub pojutrze, owszem, potrafiłbym cię powstrzymać.Dzisiaj - nie.Ale teraz jestem Ganelonem i znam drogę powrotną.Ganelonem, którego ostrzeżono.Dlatego nie sądzę, żeby tak łatwo przyszło ci wysłać mnie znów w stronę Ziemi, ogołoconego z pamięci i obleczonego w przeszłość innego człowieka.Wszystko pamiętam i mógłbym wrócić.Straciłabyś tylko i swój, i mój czas, Freydis.Ale spróbuj, jeżeli chcesz, tylko ostrzegam cię, że przybędę z powrotem, zanim jeszcze przestaną działać twoje czary.Freydis nadal uśmiechała się spokojnie.Splotła ramiona, kryjąc dłonie w fałdach rękawów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]